poniedziałek, 3 października 2011

Rotondo

Sady, pastwiska i zaorane, kamieniste pola, z których zebrano już zboże, otwierały sie przede mną linia łagodnych wzgórz gdy zblizalem sie do San Giovanni Rotondo. Głos był wyraźny:
- Nikomu nie mów skad ani dokąd idziesz.
Przez chwilę czuję lekki strach, bo historia utrudzonego pielgrzyma pomagała dotąd znajdować nocleg. Głos jest jednak wyraźny. Posłuszeństwo. To słowo cały czas mam w głowie gdy pokonawszy strome podejście staje przed wielkim białym gmachem. Na tle zieleni wielkiej góry wygląda jak potężny pomnik. Ale wiem ze w środku tętni życie nowoczesnego i świetnie zorganizowanego szpitala. Napis na głównym budynku to jakby ciągle slyszalny tutaj głos o. Pio, którego podobiznę umieszczono poniżej: Casa Sollievo della Soferenza. Dom ulgi w cierpieniu. Wiedział dobrze czym było cierpienie. Doznał go od tych, którym zawierzyl życie. Ten szpital to pomnik wytrwania w dobrym do końca.
Do kościoła prowadzi mnie muzyka. Zostawiam plecak w kruchcie i słucham głosu który nie jest operowym sopranem tylko przychodzi z samej gory. Pierwszy hotel nazywa się Bianco. To dobra nazwa mysle w duchu, ale jestem zbyt zmęczony żeby w recepcji powiedzieć więcej niż: Potrzebuje noclegu na jedna noc ale nie mam pieniędzy.
Gdy po chwili jestem w pokoju z reklamówka pełna jedzenia patrzę na wiszacy nad łóżkiem
portret O. Pio. Ręcznie malowany obraz, trochę w afrykańskim stylu, usta wydatne, rysy trochę jak z afrykanskich masek. W róg ramy ktoś wetknal mały obrazek Jezusa Milosiernego z modlitwa do Milosierdzia Bozego... Casa Sollievo della Sofferenza.
Głos znowu odzywa sie wyraźnie: modlitwa za dusze cierpiące. Nie dyskutuje z wola tego, który mnie tu gości i wysyłam kilka sms-ów z zaproszeniem do odnowienia całego różańca. Ktoś pyta o godzinę rozpoczęcia modlitwy. Wyglądam przez okno. Tablica informuje: szpital czynny: 0 - 24.
- Dwunasta - odpowiadam wszystkim.

Rano msza w dużym kościele, potem wyruszam bez planu obejrzeć miasto. Całe poświęcone jest świętemu. Ale silnie obecny jest tu Jan Pawel II. Książki, publikacje, wystawy, plakaty. Włosi pamiętają papieża-Polaka i jego związki ze św. O. Pio.
Wrażenie robi monumentalna drogą krzyżowa i wielkie centrum konferencyjne. Ruch tu olbrzymi. Pielgrzymi z całego świata. Trochę trudno skupić sie na modlitwie wsrod głośnego tłumu, który co chwila ktoś ucisza w świętych miejscach. Cela o. Pio. Skromny pokoik z wielkim obrazem Madonny z Dzieciatkiem w okrągłej ramie. Pod łóżkiem znoszone sandały. To tutaj staczal walki
z diabłem.
Kolację dostaje od pani z recepcji która wczoraj mnie przyjęła. Aż mi niezręcznie. Mogę zostać na jeszcze jedna noc. Robię więc pranie i delektuje się cisza pokoiku w przybodowce do głównego budynku hotelu. Wieczorem słyszę śpiew z kościoła. Wychodzę i włączam się w procesje rozancowa z figura Matki Bozej. Włosi są niesamowici. Poddaje sie nastrojowi gorącej modlitwy wśród setek ludzi z lampionami.
Ranek jest pogodny i rzeski. Czuję się wypoczęty i szczęśliwy. Żegnając sie z moja niezwykła gospodynią dostaje na drogę reklamówkę pełna prowiantu i dziekujac za wszystko odruchowo
całuje ja w rękę. Oboje jesteśmy wzruszeni. Ciężko żegnać sie z San Giovanni Rotondo. Ale czas w drogę.
Chce jeszcze na chwilę wstąpić do starego kościółka gdzie o.Pio przez kilkadziesiąt lat
odprawiał mszę. Skromny marmurowy ołtarz z przylegajacym stołem ofiarnym - wtedy ofiarę sprawowano twarzą do ołtarza. Gdy siadam w ławce kościół zapełnią się ciemnoskorymi pulelgrzymami. Bractwo Swietej Filomeny z Gujany - czytam na koszulkach. A wiec potomkowie tego udreczonego ludu, ktoremu zabrano domy i jezyk przodkow, ktory wygnano za ocean do morderczej pracy... Oni teraz wracaja do miejsca naznaczonego tym ponadludzkim posluszenstwem i przebaczeniem... Zaczyna się msza. Wtedy dzieje się ze mną coś dziwnego. Łzy potokiem leją się do środka wodospadem szczęścia. Sciskam pieknych jasnych ludzi w gescie przekazania znaku pokoju. W ciemnej twarzy księdza
poznaje tego, który mnie tu przyprowadził. Nie jestem już w kościele... Unosimy sie razem w stronę światła... Jezu, Najwyzszy i wieczny kaplanie, Ty zechciales posłać Twojego Sluge, Ojca Pio z Petrelciny, by przyzywal ludzi do modlitwy i pokuty. Prowadź nas do Siebie. Pokazuj drogę, a Twoje Krolestwo niech sie rozszerza na całej ziemi dla zbawienia ludzkości przez Ciebieodkupionej!
Wychodzę na ciepłe słońce. Mam 1 euro i reklamówkę jedzenia. Czuję się szczęśliwy. Przede mn 35 km do San Severo. A potem... Lanciano i Manopello....
W kasztanowej alejce zbieram kasztany...na pamiątkę. Starsza pani mówi do mnie z widoczna troska: - no mangiare! No mangiare! (to nie do jedzenia).
Wtedy wybucham śmiechem. Faktycznie muszę wyglądać jak nedzarz. Ale czuję ze posiadam całe bogactwo świata!!!

3 komentarze:

  1. "To Twój czas
    I nie uwierzysz jak
    Ważny jest dla
    Dla niego i mnie
    To nie przypadek, wiem
    Że jesteś tutaj, więc
    Nie zmarnuj nic
    Z tego co masz
    Z tego co masz..."

    [Myslovitz - "Spacer w bokserskich rękawicach"]

    Wszystkiego dobrego w dalszym pielgrzymowaniu! :)
    Z modlitwą! +

    OdpowiedzUsuń
  2. Gdziekolwiek jestem, cokolwiek robię pamiętam w Godzinie Miłosierdzia :)
    Szczęść Boże!

    OdpowiedzUsuń
  3. Kasztany... U nas też spadają już z drzew:)Pozdrawiam serdecznie, Beata

    OdpowiedzUsuń