wtorek, 25 października 2011

Giselle

(wpis do dziennika pielgrzymki z dnia 20 pazdziernika)

Tego sie moglem spodziewac. Ostatnie kilometry przed Asyzem nie sa latwe. Wysokie Apeniny przeszly w zalesione, lagodne wzgorza, ale pogoda sie zalamala i z przerwami pada od dwoch dni. W Poggio Bustone wspialem sie na szczyt liczacy chyba z 700 metrow zeby znalezc nocleg w starym klasztorze, gdzie Franciszek poczul sie wolny od grzechow mlodosci. Nastepnego dnia wyruszylem w kierunku punktu oznaczonego na mapie jako San Pietro in Valle. Stara swiatynia, ale czy otwarta i czy ktos da mi tam nocleg? Okolo 16.00 bylem na miejscu. Kosciol z XII wieku z zabudowaniami dawniej klasztornymi, ktore teraz staly sie ekskluzywnym hotelem z pokojami w cenie 170 euro za noc. Trzeba sie zbierac. Po godzinie marszu w lekkim deszczu docieram do wsi, akurat w momencie gdy zaczyna sie ulewa. Biegne zeby schronic sie pod daszek wystajacy nad drzwiami jednego z domow. Jestem juz i tak calkowicie przemoczony. Starsza pani zatrzaskuje mi drzwi przed samym nosem, zeby po kilku minutach otworzyc na kilka centymetrow. Tlumacze po wlosku, ze jestem pielgrzymem, pokazuje krzyz na piersi i przepraszam ze wtargnalem pod jej dach, ale jak tylko minie ulewa pojde dalej. Moj wyglad i tlumaczenie nie budza chyba jednak zaufania bo po kwadransie pod dom zajezdza policyjny radiowoz. Paszport, skad jestem, skad sie tu wzialem. Carrabinieri kiwaja glowami ze zrozumieniem. Oddaja mi paszport i zyczac Buon viaggio daja instrukcje jak na skroty isc w kierunku najblizszego miasta. Ale to niestety ponad 25 km, a zbliza sie wieczor. Na szczescie deszcz ustal. Ruszam wiec dalej w swoja droge.
Jestem bardzo glodny. Poza lekkim sniadaniem (ciastka i mleko) jestem na znalezionych orzechach i winogronach. Liczylem na San Pietro in Valle... niestety.
Zaczyna robic sie ciemno, droga wchodzi w las. Kiepsko to widze. Nie ma sily zeby isc przez noc. Poza tym znowu wzmaga sie deszcz.
- Panie Jezu, doprowadziles mnie tutaj, wiec mnie nie zostawisz. Ja ratunku nie widze, ale przeciez Ty mozesz wszystko, chocby postawic tu przede mna hotel z darmowymi pokojami dla pioelgrzymow.
Na poboczu majaczy bialy ksztalt. To chyba przyczepa campingowa. Wyglada, ze stoi tu dlugo, jedna opona jest przebita. Pociagam za klamke... drzwi sie otwieraja. Tylko zeby schronic sie przed deszczem...
Swiece telefonem. Wnetrze zawalone jest kablami i jakimis starymi natrzedziami. Robie miejsce na plecak i z ulga siadam na kanapie. Deszcz bebni sobie o dach, ale w srodku jest sucho. Na stoliku paczka ciastek. Tylko lekko przeterminowane. Chwila zawahania... Chyba nikt juz ich nie bedzie jadl, a dla mnie to slodkie kalorie... Zjadam polowe paczki popijajac woda, zostawiajac reszte na sniadanie. Obok lezy miekki, suchy, czerwony polar ze znakiem UMBRO. Zdejmuje przemoczone ubranie, zakladam polar i ukladam sie do spania przykrywajac dwoma znalezionymi kocami. Zasypiam natychmiast.

Budze sie o 7.00. Mysle, ze to cud, ze ta przyczepa znalazla sie alkurat tutaj. Idac przez las w deszczu w nocy calkowicie bym przemokl i przemarzl. Modle sie dziekujac Bogu za to schronienie. Mam wode i pol paczki ciastek. Gdy zabieram sie do mojego sniadania otwieraja sie drzwi przyczepy i staje w nich szczupla kobieta ok 60-tki z grzywa siwiejacych wlosow.
Widze przerazenie na jej twarzy, ktore przechodzi w zdumienie i zlosc. Mahajac rekami wykrzykuje po wlosku cos w rodzaju:
- Co tu robisz? Jakim prawem jestes w mojej przyczepie?
Musze wygladac idiotycznie siedzac w jej polarze i jedzac jej ciastka. Mysle, ze zaraz zadzwoni na policje i tym razem sprawa bedzie powazniejsza... Staram sie wytlumaczyc lamanym wloskim:
- Io sono un pellegrino Pollacco. Pellegrinaggio da Gerusalemme ad Assisi. Preghiera la pace.
Kobieta dalej krzyczy machajac rekami. Rozumiem z jej slow, ze nie jest katoliczka i chyba nie darzy szacunkiem kosciola katolickiego.
- To cud ze znalazlem ta przyczepe. Padal deszcz, byla noc. Tylko sie schronilem, zaraz stad ide.
- To nie zaden cud tylko moja przyczepa a ty sie tu wlamales!
Wydaje sie ze sytuacja jest beznadziejna. Ale nagle przychodzi mi do glowy mysl.
Robie dwa kroki w strone kobiety i zdecydowanym gestem, choc delikatnie obejmuje ja mowiac cicho:
Mi dispiace, mi rifugio (Przepraszam, szukalem tylko schronienia)
O dziwo kobieta nie protestuje. Nie odpycha mnie. Gdy puszczam ja, widze ze sie delikatnie usmiecha. Minal strach i zaskoczenie, teraz jest zaciekawiona.
Pokazuje mape trasy na drerwnianej desce i tlumacze jak potrafie idee pielgrzymki.
Ma na imie Giselle. Jest ateistka, ktora bardzo nie lubi kosciola. Przyglada sie znakowi franciszkanskiego krzyza i trzech symboli religii monoteistycznych.
- Jest jeden Bog dla nas wszystkich - wyjasniam znaczenie symbolu. - Modlimy sie inaczej i inne mamy zwyczaje ale opiekuuje sie nami ten sam Bog.
- Nie wierze w Boga i sie nie modle.
Zdobywam, sie na odwage:
- Ale on w ciebie wierzy Giselle. Jestes dobrym czlowiekiem. To wystarczy.
Giselle sie usmiecha, ciagle zaskoczona ta poranna przygoda.
- Buon Viaggio! (Dobrej drogi) - zyczy mi na pozegnanie i dodaje: - No prega per me! (nie modl sie za mnie!). Powtarza to kilka razy z takim naciskiem, jakby wierzyla, ze modlitwa moze miec na nia jakis wplyw.
Wymieniamy usmiechy. Giselle caly czas kreci glowa z niedowierzaniem.

Gdy jestem znow na mojej drodze pierwsze co robie to modle sie za Giselle. Zeby w kolejnym napotkanym czlowieku w potrzebie dostrzegla Ciebie.

2 komentarze:

  1. Bardzo czekałam na ten wpis...Myślę ,że nie tylko ja;) Przyzwyczaiłeś nas do dzielenia się za nami swoimi przeżyciami, a tu taka przerwa! Autentycznie , te cztery miesiące zmieniły w jakiś sposób jakość mojego życia. Nie przesadzam . Ta pielgrzymka oprócz swojej idei przewodniej ,spowodowała dużo małych,ale ważnych wydarzeń "około pielgrzymkowych":)
    Nie wiem , czy czytałeś już wpis pod Francesco, więc chciałam napisać , ze na obiecanej pielgrzymce do Św. Trójcy byłam:)
    Pozdrawiam wszystkich pielgrzymów , Beata

    OdpowiedzUsuń
  2. Kochani Pielgrzymi, mam nadzieję, że moja i wielu innych osób modlitwa chociaż troszkę pomagała Wam, dodawała sił i otuchy szczególnie w tych najtrudniejszych chwilach? Wielka radość w sercu,że szczęśliwie dotarliście do celu.Jedynie dzięki własnym doświadczeniom człowiek uczy się żyć,rozumie i jest duchowo tak bardzo wzmocniony. O.Franciszek Jordan powiedział:
    "Bądź Wielki przed Bogiem,a nie przed ludźmi".
    Te słowa zapisały się w mojej pamięci i tak bardzo pasują do Was.
    Dziennik Pielgrzyma to wzruszająca i prawdziwa opowieść.Każdego dnia uważnie czytałam kolejne wpisy i będę to robić nadal.
    Wraz z serdecznymi pozdrowieniami.
    Szczęść Boże na kolejne dni,tygodnie,
    lata...
    Ilona.

    OdpowiedzUsuń