niedziela, 19 sierpnia 2012

Czasy


W Warszawie spędzam zwykle dwa dni w tygodniu: czwartek i piątek. Prowadzę zajęcia pisania ikon dla dwóch 10 – osobowych grup. Spotykamy się w sali przy kościele św. Jakuba Apostoła, zaczynamy o 17.00, kończymy o 21.30. W sobotę rano wracam zwykle pociągiem do Łodzi, gdzie mam małą pracownię. Właśnie jestem w takiej powrotnej podróży. Siedzę w nowoczesnym, bezprzedziałowym wagonie.
Obok mnie matka z ok. 16-letnią córką. Mama czyta Gazetę Wyborczą, a córka z wyrazistym makijażem, kolczykiem w nosie i pokaźną „pieszczochą” na nadgarstku pochłonięta jest lekturą „Pamiętników wampirów”. Po przeciwnej stronie chłopak około dwudziestu kilku lat czyta książkę pt. „Generator charyzmy. Kreowanie osobowości managera”.  Jest jeszcze kilka młodych osób ze słuchawkami mp-trójek na uszach albo wystukujących coś kciukami na swoich smartfonach.
Wracam myślami do tego, co wczoraj poruszaliśmy na spotkaniu ikonowym. Ikona jest powrotem to czystej sztuki, do jedynego prawdziwego piękna, jakim dla chrześcijanina jest sam Bóg. Nie jest wyrażaniem własnych emocji czy szukaniem pola dla osobistej ekspresji, jak w przypadku współczesnej sztuki, która dając rzekomą obietnicę wolności, w centrum stawia samego artystę oczekującego uznania dla swoich osiągnięć. Czy sam człowiek może tworzyć piękno? Czy nie jest tak że piękno już istnieje, a rolą człowieka jest tylo je odkrywać, przywoływać w tworzonych formach? Czy istnieje coś takiego jak generator charyzmy? A może człowiek, nie jest w stanie tworzyć własnej osobowości, do czego namawiają poradniki, bo swoją osobowość już posiada, tylko o niej nie wie, bo skrywają ją maski nakładane mu przez świat pozornych wartości i transakcyjnych relacji?
 Praca nad ikoną to usunięcie się w cień Bożego dzieła. Pisanie kanonocznej ikony to czynność liturgiczna, polegająca na pokornym powierzaniu się Duchowi, oddawaniu Mu swojej dłoni, skromnym i cichym ćwiczeniem się w technice, która znana jest od stuleci jako najlepsza forma dla oddawania świętych wizerunków. Pisanie ikony to przede wszystkim modlitwa. Modlitwa jest powrotem do prawdy o mnie, często gdzieś gubionej w codziennym pośpiechu i zabieganiu o pilne rzeczy. Dlatego pisanie ikon w Warszawie, stolicy współczesnego zabiegania, jest szczególnym wyzwaniem, zarówno dla prowadzącego takie zajęcia, jak i dla uczestników.
Spojarzałem w okno, gdzie wolno przesuwał się zielono-błękitny krajobraz Mazowsza. Widok, który ewoluował przez stulecia. Kiedyś rosła tu puszcza, którą chłop mozolnie karczował i wypalał przeznaczając pod uprawy. Dziś widać mozaikę pól, traktor, słupy trakcji elektrycznej, sieć asfaltowych dróg i zabudowania gospodarskie. Czasem kępa drzew, łąka lub mały obszar nieużytku. Człowiek tworzy nowe narzędzia i zmienia swoje otoczenie. To naturalny proces trwający od początku ludzkości. Żyje się coraz szybciej, coraz łatwiej wykonuje pewne czynności. Te zmiany są jednak tylko ilościowe. Bo czy zasadnicza treść życia człowieka ulega zmianie? Czy wiemy więcej o istocie bytu? O śmierci? Czy nauka przybliżyła odpowiedź na pytanie po co żyjemy? Jednak pewne wydarzenie w tej wielowiekowej historii zmieniło życie człowieka jakościowo i była to zmiana fundamentalna: Ofiara poczyniona z nieskończonej miłości, jaką mógł złożyć tylko sam Bóg. Świat widzialny, doświadczany zmysłami, zszedł odtąd na drugi plan wobec wypełnionej obietnicy życia wiecznego w świecie nieporównywalnym z najbardziej nawet wzniosłymi i pięknymi doświadczeniami ziemskiego życia.
Ten moment dał człowiekowi prawdziwą wolność. Uwolnił go od lęku przed ciemnością i przed niepewnością jutra. Dobra nowina rozpoczęła swoją wędrówkę po świecie, a jej apostołowie pokonywali największe trudy żeby wypełnić swoją świętą misję. Odtąd świat miał być inny. Jednak człowiek znowu zaczął wątpić w prawdę o swoim wiecznym szczęściu. Może droga do niej okazała się zbyt trudna.
Zastanawiam się w którym momencie swojej historii człowiek zapomniał o niebie i znów zaczął skupiać się na życiu ziemskim. Który z wynalazków dał mu poczucie władzy nad światem czy radość godną raju? Czy stało się to w okresie Oświecenia, a może w wieku eletryczności, pary i podboju świata przez podróźników-kartografów i twórców psychologii? 
Ewangelię z czasem zaczęły zastępować poradniki pisane przez ekspertów. Na temat szczęścia, spełnienia, sukcesu, efektywności, skuteczności, kreatywności, szybkiego uczenia się i czytania książki w godzinę. Proroków wzywających kiedyś do nawrócenia zastąpili dziś apostołowie mediów, dziennikarze i publicyści przyciągający tłumy do współczesnych świątyń: telewizyjnych programów Talk- show, które pokazują każdy, dowolnie groteskowy czy odrażający temat, jeśli tylko przyciągnie odbiorców.
Komunię z Bogiem zastąpił kontakt za pośrednictwem portali społecznościowych, elektroniczne fora dyskusyjne, gdzie każdy może powiedzieć dziś co chce. Wolność zaczęto pojmować jako uwolnienie się od bólu, trosk i zakazów, radość jako wspierane chemicznymi substancjami przeżywanie zmysłowej euforii, słowo „skuteczność” dawno zastąpiło słowo „przyzwoitość”, a „wartość” pojmuje się dzisiaj najczęściej w odniesieniu do cen akcji na giełdzie lub kompetencji zatrudnianego pracownika.
Jeden z uczestników zajęć ikonowych opowiedział, że spędza ostatnio dużo czasu ze swoją 3-letnią wnuczką. Ma z nią wiele zmartwień. Ostatnio byli we dwoje sami w domu jej rodziców i dziewczynka poprosiła o włączenie programu telewizji kablowej z bajkami „na życzenie”, przed którymi spędza większą część dnia. Dziadek nie potrafił uruchomić dekodera i plazmowego ekranu. Zniecierpliwiona dziewczynka powiedziała:
-Tata potrafi, mama potrafi, wujek potrafi, wszyscy potrafią tylko nie ty. Więc co ty potrafisz?
Historyczny postęp jest procesem naturalnym. Człowiek tworzy nowe narzędzia i zmienia swoje otoczenie. Kiedyś ten proces był w naturalny sposób regulowany przez sumienie i wartości, które stanowiły powszechnie akceptowany fundament dla całej ludzkości. Od jakiegoś momentu jednak sam człowiek przypisał sobie prawo do bycia dla siebie wyrocznią, sędzią i sumieniem. Nawet dziejowe katastrofy do których prowadziła go pycha i odrzucenie Boga nie nauczyły go niczego. I dziś, w świecie coraz bardziej wolnym od zagrożeń militarnych czy epidemii, ludzość niepostrzeżenie zbliża się do katastrofy o skutkach być może znacznie groźniejszych.
Człowiek zaczyna bowiem kwestionować prawdę o istocie swojego człowieczeństwa, o tym, że poszukiwanie prawdy i piękna nie kończy się na nim samym.