sobota, 3 września 2016

wytrwać

W swojej transcendentnej (przekraczającej) relacji do Boga człowiek jest istotą tak wyjątkową i tak obdarowaną, że nie można za pomocą słów opisać jego godności, wielkości i wyjątkowości. Każdy człowiek bez wyjątku. Każdy stale odbija obraz swojego Stwórcy, dana mu jest łączność z Jego doskonałością, dlatego więź między tymi dwojgiem jest niepojęta, nie poddająca się zrozumieniu czy opisowi.

Człowiek pozbawiony tej relacji staje się istotą zagubioną, pochodzącą znikąd, żyjącą bez celu i zmierzającą nie wiadomo dokąd. Człowiek bez relacji z Bogiem upada w nicość. Człowiek może istnieć tylko w relacji do Boga. Tworzenie sobie Jego namiastek prowadzi do gorzkich rozczarowań i bolesnych upadków. Jednocześnie Bóg pozostaje cały czas dla człowieka wielką tajemnicą i wielkim wyzwaniem: nieogarniony, odwieczny, wszechmocny i jednocześnie bliski, czuły i kochający. Każda chwila utraty więzi z Bogiem jest wejściem w mrok, niepewność, jest utratą gruntu pod stopami, utratą tożsamości. Jednocześnie przez tajemnicę Bożego Miłosierdzia czas ciemności jest zaproszeniem do powrotu, do odnowienia relacji. Im dłużej trwa rozłąka, im większe tworzy napięcie i ból, tym większą rodzi tęsknotę i tym większym napełnia pragnieniem aby znów doświadczyć Obecności. Czasem pustka trwa długo, niemal wiecznie.

Z zapisków Matki Teresy z Kalkuty:

„Gdzie jest moja wiara? Nawet głęboko... nie ma niczego prócz pustki i ciemności... Jeśli jest Bóg – niech mi wybaczy. Kiedy staram się wznieść moje myśli do Nieba, napotykam na tak wielką pustkę, że te myśli wracają jak ostre noże i ranią moją duszę... Jak wielki jest ten nieznany ból – nie mam wiary. Odraza, pustka, brak wiary, brak miłości, brak zapału... Po co to wszystko? Jeśli nie ma Boga, nie ma i duszy. Więc jeśli nie ma duszy, Jezu, Ty też nie jesteś prawdziwy....”

Skąd brać siłę do trwania w kryzysach? Jak zachować wtedy wiarę? W depresji, rozpaczy, bólu - znika modlitwa. To pytanie pojawia się czasem w drodze, gdy po ludzku nie ma już nadziei: „Czy tak wygląda koniec?” Czy brak ziemskich perspektyw na poprawę losu oznacza ostateczny koniec, pustkę?
Święci znajdują na to odpowiedź. Odpowiedzią jest transcendentna relacja człowieka do Boga, więź, która raz stworzona, nie znika nigdy. Gdy znika ludzka nadzieja, wtedy zostaje jeszcze „nadzieja wbrew nadziei”. Tą drogę odnalazła Matka Teresa, która była pogrążona w ciemności przez wiele lat. Wytrwała.
Jutro w Watykanie zostanie ogłoszona świętą.

czwartek, 1 września 2016

dom


Co może zaproponować światu pielgrzym, człowiek bez domu, stale borykający się z niepewnością jutra? Dla wędrowca, który przekracza wiele granic, jest uczestnikiem różnych kultur i przyjmuje chleb z wielu rąk, niepewność staje się codziennością. Ale pierwszą zasadą drogi jest wiara. Bez niej pielgrzym zgubiłby się w ciemności albo we mgle. To wiara podnosi go i prowadzi. Modlitwa nogami jest codziennym przekraczaniem granic i stawaniem wobec wstrząsającej prawdy o Bogu i o mnie samym, że oto jesteśmy tu razem: On i ja, bez barier, nic nas nie rozdziela. I w tym spotkaniu stale rodzi się pytanie: czy mój kierunek jest drogą do Niego czy ucieczką, pełnieniem Jego woli czy wygodnym odchodzeniem od mojej powinności? Pielgrzymka to pytanie o prawdę.

Czy człowiek niezakorzeniony w świecie ma coś do zaoferowania? A jednak wspólny posiłek w domu muzułmanów, żydów czy u prawosławnego mnicha, niesie bardzo ważną ideę: że nie musimy definiować siebie przez dzielące nas różnice. Pielgrzym jest bezbronny, jest w duchowej drodze, prosi o pomoc, dlatego budzi zaufanie. Gdy siadamy do stołu okazuje się, że każdy ma swoją historię, swoją godność i swoje lęki: Palestyńczyk z Jerycha i żyd z Hajfy, Kurd z Mersin, Turek z Izmiru i Grek z Nicosii. Ale tą zdumiewającą wspólnotę ludzkiej rodziny można dostrzec dopiero w wolności pielgrzyma, w wolności od schematów i uprzedzeń, w wolności od przywiązań. Za tą wolność pielgrzym płaci wysoką cenę.

Nie ma ziemskiego domu, który nie składałby się z muru. A mur, dając poczucie bezpieczeństwa, jednocześnie oddziela, tworzy granicę. Wielokrotnie doświadczałem tego w miastach stając przed zamkniętą klatką z domofonem. Podobny paradoks wolności był doświadczeniem żydów wędrujących z Arką. Wiedzieli, że Boga nie można zamknąć w ścianach, dlatego na czas wędrówki Arka miała namiot, podobny do tego, w którym sami mieszkali.
Przyszedł jednak czas, gdy trzeba było się zatrzymać, zbudować stały dom, świątynię.




Nad stanami jest i stanów-stan,
Jako wieża nad płaskimi domy
Stercząca w chmury...

Wy myślicie, że i ja nie Pan,
Dlatego, że dom mój ruchomy
Z wielbłądziej skóry...

Przecież ja? aż w nieba łonie trwam,
Gdy ono dusze mą porywa,
Jak piramidę!

Przecież i ja? ziemi tyle mam,
Ile jej stopa ma pokrywa,
Dopokąd idę!...



(C.K. Norwid, wiersz pt. "Pielgrzym")