piątek, 30 maja 2014

słowik

Z krótkimi przerwami cały dzień pracowalem nad ikoną. Wieczorem poczułem lekkie zmęczenie, wsiadłem więc na rower i trochę pod pretekstem dopompowania kół pojechałem do Kazimierza, który jest posiadaczem pompki. Lubię czasem go odwiedzić bo jest uważnym obserwatorem i potrafi ciekawie opowiadać o przyrodzie. Mieszka samotnie pięćset kroków dalej, w domu z białego kamienia, podobnym do tego z sąsiedniego Głogowca, w ktorym przyszła na swiat św. siostra Faustyna.
Dziesięć lat temu obok swojego domu postawił dla niej murowaną kapliczkę. Mówi że Faustyna znowu błogosławi teraz okolicy, a on ma towarzystwo.

Gdy pompowałem koło z pobliskich zarośli odezwał się słowik. Przerwałem i dłuższą chwilę przysluchiwaliśmy się razem nieoczekiwanemu koncertowi. Trele słowika wznosily się to opadały, kląskania i przejmujące tirl-tirl-tirl zadziwiały czystością i pomysłowymi przejściami w coraz to nowe tonacje. Wyraźnie było słychać że mały wirtuoz wkładał w ten występ całe serce.
- Śpiewa dla swojej rodziny - powiedział Kazimierz - Inaczej niż pozostałe ptaki, które śpiewem popisują się tylko po to żeby przywabić partnerkę, a potem milkną. Ten słowik ma już samicę i młode i śpiewa teraz dla nich. Czasem zaczyna koncert po dziewiątej wieczorem i słyszę go do północy - w głosie Kazimierza słychać było uznanie.
Wyobraziłem sobie samiczkę która razem z nieopieżonymi maleństwami słucha w nocy mężowskiego koncertu.
Słowik po chwili znów podjął swoją niezwykłą pieśń.
Pomyślałem ze tak może brzmieć tylko piosenka o prawdziwej miłości.

poniedziałek, 26 maja 2014

służba

Ze statystycznego punktu widzenia to co robiła przez całe swoje życie Matka Teresa, święta od biedaków, było ledwie dostrzegalne lub nawet nic nie znaczące. Po ludzku patrząc nie odniosła sukcesu. Jednak mimo tego ta drobna zakonnica z Albanii dokonała w swoim życiu wielkich dzieł.
Była ostro krytykowana za nie liczenie się z realiami świata. Zarzucono jej, że mogła lepiej wykorzystywać zdobywane środki, stosować nowcześniejsze metody leczenia, skuteczniej diagnozować i przedłużać życie ludzi, pomagać większej ilości potrzebujących.
Ona jednak stale powtarzała, że nie interesuje jej polityka społeczna, tylko pomaganie konkretnemu człowiekowi.
Polityka służy ważnym celom, koniecznym i wartym uznania, ale chrześcijaństwo nie jest statystycznym poglądem na świat. Przypowieść o tym, że więcej będzie w niebie radości z powodu skruchy jednego grzesznika niż z dziewięćdziesięciu dziewięciu sprawiedliwych, którzy pokuty nie potrzebują - jest stwierdzeniem antystatystycznym i dobrze oddaje postawę i cel życia chrześcijanina. Prorocy w Starym Testamencie nie szukali poparcia w liczbach, działali często na przekór statystycznym i "zdroworozsądkowym" przesłankom, idąc pod prąd i w słabości odnajdując prawdziwą siłę. Symbolem tego podejścia jest strategia Gedeona, który stając wobec o wiele potężniejszego przeciwnika ... uszczupla swoje siły po to, żeby pozwolić objawić się mocy samego Boga. To nie oznacza bezczynnej bierności, przeciwnie, wymaga wielkiej odwagi i mądrości, ale przede wszystkim - wiary.
Nowy Testament jeszcze bardziej podkreśla zasadę, że chrześcijanin nie szuka racji po stronie większości, nie pragnie zdobywać "ziemskiej" przewagi nad przeciwnikiem.
Chrześcijańska wiara w dobro absolutne i służba temu dobru to postawy antystatystyczne i trudno znaleźć dla nich zrozumienie z poziomu procentów, wskaźników i trendów.
Być może Matka Teresa mogła się postarać o bardziej nowoczesne wyposażenie swojego hospicjum w Kalkucie, jednak nigdy nikomu nie odmówiła pomocy - przyjmowała wszystkich bez względu na status społeczny czy wyznawaną religię.
"Służba społeczna obraca się wokół liczb, miłość chrześcijańska służy człowiekowi, którym był sam Bóg" - mówiła.

Cytat z książki Malcolma Muggeridge'a pt. "Something beautiful for God", opisującej służbę ubogim i życie Matki Tetesy w slumsach Kalkuty (tłum. własne):

"Wyobraźmy sobie że na tratwie, która może utrzymać tylko jedną osobę znalazło się dwóch ludzi: Bernard Shaw i człowiek umysłowo chory. Rozpatrując rzecz w statystycznych kategoriach świata doczesnego Shaw powinien zepchnąć chorego biedaka do morza i uratować siebie, by potem móc pisać nowe, umoralniające ludzkość sztuki. Z punktu widzenia chrześcijańskiego paradoksu pozostawienie na tratwie chorego umysłowo przydałoby nowej chwały życiu ludzkiemu, którego godność ma większą wartość niż wszystkie sztuki jakie stworzyła dotąd i stworzy w przyszłości ludzkość."

Ta książka wpadła mi w ręce wczoraj, gdy po świątecznej przerwie ruszyła na nowo machina ostrych sporów wokół politycznych konceptów dwóch skonfliktowanych ugrupowań politycznych, z których każde podpiera się własnymi interpretacjami faktów i własnymi statystykami.
Może dlatego antystatystyczne chrześcijaństwo tak trudno pogodzić z polityką.

Dla Matki Teresy wiara w Dobro i służba Dobru były wszystkim, czym warto wypełniać życie. Do końca. Gdy człowiek skupia się na Dobru przez wielkie "D", wtedy energia politycznegi sporu znajduje naturalne ujście w kierunku wspólnego dobra, jakim jest każdy człowiek. Łatwo jednak stracić wiarę w to dobro i zacząć pokładać ufność w ziemskich statystykach wykorzystywanych przeciwko myślącym inaczej.

"If the Sun and the Moon could ever doubt, they'd immediately go out"

"Gdyby Słońce i Księżyc mogły wątpić - natychmiast by zgasły"

William Blake

sobota, 24 maja 2014

wdzięczność

Ksiądz Maciek z Wołkowyi w Bieszczadach zaprosił mnie żebym opowiedział o pielgrzymowaniu mlodzieży przygotowującej się do Sakramentu Bierzmowania.
Dość wesoła gromadka chwilami nawet słuchała...
Na koniec kilkoro podeszło do mnie i jeden młody człowiek zapytał:
- A czy jest możliwe doświadczenie miłosierdzia bez wcześniejszego upadku?

Nie wiedziałem co odpowiedzieć.
Nie przyznałem się że właśnie to pytanie powraca do mnie często w drodze. Może odpowiedź na nie byłaby ważnym krokiem w moich poszukiwaniach...

Tydzień później to samo pytanie zadałem w Warszawie sędziwemu mnichowi w brązowym habicie.
- Cóż - uśmiechnął się - Milosierdzie to ratunek dla grzesznika, podnosi go z upadku, daje odczuć Bożą obecność. Miłość Boża jest jednak w pewnym sensie ponad Milosierdziem, bo oznacza trwanie w Jego obecności. Z drugiej strony - któż z nas nie upada w grzech?

W starych notatkach znalazłem słowa Jecheskiela Landaua, czeskiego rabina z XVIII wieku:
" Końcem człowieka jest śmierć, dosięga każdego. Lecz bez grzechu nie ma śmierci.
Więc nie ma człowieka bez grzechu."

W majowym słońcu wracałem polną drogą do mojej sypialni-pracowni na wsi pod Łęczycą.Gdy droga weszła w las, cień, chłód i żywiczne aromaty przyniosły niespodziewanie ulgę od słońca i upału. Gdzieś z koron drzew dobiegły niezwykłe dźwięki.
Zatrzymałem się żeby chrzęst żwiru pod nogami nie przeszkadzał w katedralnym koncercie niewidzialnego ptaka - wirtuoza.
Przez serce przemknął zachwyt i żal - że za moment ta chwila się skończy, że będę musiał opuścić ten zakątek i pójść dalej.
Ale zaraz pojawiła się wdzięczność, która przykryła wszystko inne. Wdzięczność dla tej jednej krótkiej chwili.

To ona, wdzięczność, mogłaby być odpowiedzią na pytanie! - pomyślałem.
Wdzięczność pomimo przemijalności.
Albo właśnie dla niej.

środa, 21 maja 2014

bieda

Święty Franciszek nie był teologiem ani biblistą, nie był nawet księdzem, do czego usilnie go namawiano. Mimo to umiał się modlić i tą modlitwą porwał wielu. Nie był też psychologiem ani socjologiem, choć ludzka natura i natura ludzkiej zbiorowości odkrywały przed nim swoje tajemnice. Nie był też zbyt wymownym kaznodzieją, niektórzy jego bracia przewyższali go w tej sztuce, a niedoścignionym mistrzem był tu św. Antoni z Padwy. Nie pozostawił po sobie wielu tekstów, ledwie kilka modlitw.Święty Franciszek nie był ekonomistą choć wiedział jak nakarmić tysiące i pozostawił po sobie największą ilościowo organizację w Kościele - Zakon Braci Mniejszych.
Kim był św. Franciszek?
Był poetą, wędrownym śpiewakiem, bardem piękna i miłości. Bo w jego czasach muzyka i poezja były połączone ze sobą, podobnie jak piękno i miłość. Franciszek nie chciał tworzyć zakonu, chciał aby wszyscy ludzie i wszystkie stworzenia byli jedną wspólnotą Bożej miłości wyśpiewanej przez zwyczajną i dostępną każdemu radość bycia częścią Bożej natury.
To ludzie zamiast tego stworzyli ze świadectwa Franciszka kolejny zakon. A potem w nim liczne podzakony. Zrobili to w dobrej wierze ludzie - specjaliści: biblisci, teologowie, egzegeci, psychologowie, socjologowie i ekonomiści.
Przypomina mi się to ilekroć słyszę pod swoim adresem z serca płynące rady:
- Zrobilbyś coś ze swoim życiem, masz talenty, a mieszkasz w takich warunkach... włóczysz się żyjąc z dnia na dzień i nawet nie masz porządnych ubrań.

Nigdy nie będę św. Franciszkiem. Zrozumiałem jakiś czas temu że mogę być tylko sobą. Ale cały czas tęsknię... a może nadal tylko uciekam?

Franciszek chciał pozostać tylko poetą. Niczego mu nie brakowało bo potrafił kochać do szaleństwa.

Może moi przyjaciele mają rację...
Może brakuje mi tej miłości

rajska

Tydzień temu siedziałem z kubkiem herbaty na werandzie domu z widokiem na góry. Rajska Dolina to dobra nazwa dla tego zakątka Bieszczad - pomyślałem.

Dłuższą chwilę przyglądam się odcieniom zieleni pokrywającym falującą linię wzgórz.
Maj to w przyrodzie czas odrodzenia do nowego życia, a zieleń w ikonografii to symbol nadziei, kolor szaty trzeciej Boskiej hipostazy - Ducha - w ikonie Trójcy Świętej Andrzeja Rublowa.
Zieleń to nieuchwytność Ducha i ciągle żywa nadzieja na spotkanie z Nim... On jednak wędruje tylko swoimi drogami, niepoznawalny dla człowieka i nieuchwytny.

Przerywana linia jasnozielonych brzóz u stóp wzgórza wyznacza początek lasu. Wyżej las gęstnieje, wspinając się grabami przeplecionymi sosną lub lipą. Czasem wychyli się ciemniejszy dąb, strzeli świerk albo skłębi krzak czeremchy obsypany kwieciem. Dalej już niepodzielnie króluje buk, jego nasycona zieleń dominuje aż po kreskę horyzontu odcinającą niebo.
Tkany setką odcieni zieleni wzorzysty kilim, szerokim ruchem zarzucony na góry, łagodzi ostre linie wzgórz i otula miękko dom dla tysiąca stworzeń.
Zauważam że każdy gatunek drzewa ma swój własny odcień zieleni. To odkrycie zdumiewa mnie i daje teraz silnie odczuć, że każdy najmniejszy element Rajskiej Doliny został kiedyś indywidualnie dotknięty dobrą ręką Stwórcy.

Nagle nie wiadomo skąd pojawia się zdanie przeczytane kiedyś w książce Iriny Jazykowej pt. "Oto czynię wszystko nowe. Ikona w XXI wieku":
" - Kontemplacja natury to jedna z pierwotnych praktyk ascetycznych."

Jak to "ascetycznych"? - dziwię się.
Jak mam to piękno stworzenia, łagodność i harmonię dziewiczej natury dającej pokój - łączyć z ascezą, a więc wyrzeczeniem, ofiarą i cierpieniem?
Przyglądam się uważniej i dostrzegam, że miękki dywan zieleni skrywa postrzępione grzebienie skał, wyniesione kiedyś przez potężne i brutalne siły ukryte w ziemi.
Nieokiełznana i dzika potęga górotworu jest tu dalej obecna, choć teraz uśpiona pod zielonym kobiercem.
Ale obudzi się znów od zimnych wiatrów które zawitają tu jesienią. Pożółkłe brzozy zaszumią sypiąc liśćmi, zrudziałe buki pochylą korony, Rajska Dolina przywdzieje nową szatę utkaną teraz ze stu odcieni rudości i czerwieni. I znów każdy gatunek przywdzieje inną.
Czerwień to kolor miłości która dojrzewa tu cały rok, żeby coraz krótszy dzień położył wreszcie na nagie drzewa złote światło ostatniego pożegnania. Bo złoto jesieni to najwyższy z kolorów, znak Bożej chwały, której dostąpić można tylko po śmierci.

Kontemplacja natury to pogodzenie się z przemijaniem. Dopiero zgoda na śmierć czyni mnie wolnym. Dopiero po śmierci mogę odrodzić się do nowego życia.

Patrzę na cudowną zieleń Rajskiej Doliny i czuję wdzięczność.

piątek, 16 maja 2014

punkt

Jedna z uczestniczek bieszczadzkich warsztatów ikonopisania zapytała czy na spotkanie może przyjechać z mężem, jak się okazało matematykiem z wykształcenia. Zgodziłem się. Nie uczestniczył w naszej pracy, ale pojawiał się na modlitwach i przyglądał się z boku jak dzień po dniu na deskach pojawiały się święte oblicza. Ikona jako "widzialny znak niewidzialnego", jest w istocie abstrakcją, zauważył to Jerzy Nowosielski, ma sporo wspólnego z matematyką, konkretnie z geometrią. Nie naśladuje rzeczywistości widzialnej, daje obraz świata doskonałego, ukrytego za zasłoną. Jest oknem, które otworzyć może tylko łaska.
W ikonie nie ma przypadku ani dowolności, podporządkowana jest ściśle zasadom kanonu, choć tak ważna jest tu wolność.
Komponują ją figury: koło, trójkąt, kwadrat, złoty podział - wyrażają się w liniach spojrzeń archaniołów, fałdach szat, gestach. Święta geometria - mówił Platon.
Podczas jednej z przerw podszedłem do matematyka pijącego kawę na werandzie.
- Czy punkt posiada powierzchnię? - zapytałem.
- To pytanie trzeba by sformułować matematycznie - nie był zaskoczony pytaniem.
- Zatem... ile wynosi powierzchnia punktu?
- Teoretycznie zero...
- Zatem mówimy o czymś, czego w rzeczywistości nie ma?
Uśmiechnął się.
- Tak, z punktem jest problem. Matematyka spotyka się tu z filozofią, albo nawet z czymś jeszcze...

Po powrocie z gór zajrzałem do definicji punktu. Okazało się, że punkt to jedno z podstawowych pojęć geometrii - bezwymiarowy obiekt, niedefiniowalny przez matematyczny formalizm. Ma zerowe rozmiary, ale jednak mówimy o nim tak, jakby realnie istniał. Jest więc ideą. Euklides pisał, że punkt to jest to, co nie składa się już z części.

Odkryłem nagle, że pytanie o powierzchnię punktu można zadać na kilka innych sposobów. Te pytania pojawiają się w samotnej drodze.
"Czy materia styka się z duchem?"
"Czy cud łączy się z naturą?"
"Czy Bóg i człowiek....

Punkt jako koniec drogi. Kres poszukiwań. Odpowiedź.

truskawki

Czekając na autobus przy Rotundzie zostałem zagadnięty przez człowieka wyglądającego na bezdomnego.
- Nie chcę pieniędzy - mówił szybko - chcę tylko panu coś pokazać - odwrócił się i zaczął iść przed siebie najwyraźniej licząc, że udało mu się mnie przekonać.
Nie wiem dlaczego, ale ruszyłem za nim.
- Nie chcę żebrać, umówiłem się z taką panią, że pomogę jej sprzedać truskawki. Nie uwierzy pan jakie dobre. Prawdziwe, takie pachnące truskawkami. Jak pan skosztuje to zakupy murowane! - odsłonił brakującą górną dwójkę.
Doszliśmy do skody combi z podniesionymi tylnymi drzwiami, w których ustawione były kobiałki pełne truskawek.
Wyglądający na bezdomnego rozpływał się w uśmiechach do rumianej właścicielki ruchomego straganu.
- Przyprowadziłem klienta... niech pan bierze całą kobiałkę... założyłem się o nerkę że uda się to wszystko sprzedać, a czasu coraz mniej...
Truskawki wyglądały wybornie.
- Słodkie? - spytałem.
- Proszę spróbować - podsunął mi kobiałkę.
Rzeczywiście smakowały doskonale.
Zadowolony z zakupów, żegnany uśmiechami i życzeniami "udanego dnia" wskoczyłem do autobusu.
Z okna widziałem jak do bezdomnego sprzedawcy podeszło dwóch policjantów najwyraźniej żądając dokumentów. Pewnie za zaczepianie przechodniów. Coś im tłumaczył szeroko gestykulując.
Autobus odjechał i nie zobaczyłem zakończenia tej sceny. Pomyślałem jak piękny byłby świat gdyby ci dwaj policjanci kupili od niego kobiałkę... nawet jedną na dwóch.