piątek, 29 marca 2013

Tajemnica

Poznałem człowieka w Lublinie. Właściwie czy ja go poznałem? Był w grupie, która słuchała naszych historii i w sumie tylko jego uśmiech był odpowiedzią. Ale od młodych ludzi, których pracą kieruje dowiedziałem się kim jest i co robi. Razem odwiedzają bezdomnych, pomagają uchodźcom w podlubelskich obozach (głownie Czeczenom - muzułmanom), odwiedzają szpitalne oddziały dziecięce. Dziwnie bliski wydał mi się ten skromny człowiek i to, czym się zajmuje.
Gdy po raz drugi odwiedziłem Lublin kilka dni temu, znowu na niego się natknąłem - tym razem przez jefgo felieton zamieszczony w wielkoczwartkowym Kurierze Lubelskim, który zatytułował: "Dobre rzeczy? Można je czynić bez ustaw i partyjnych struktur".

Wędrujemy z Wojtkiem, z Adamem, z Darwiną i Jackiem,  Przemkiem, Piotrem, Ewą, Kamilą i wieloma jeszcze Pielgrzymami Bożego Miłosierdzia, niosąc cztery ponadreligjne prymaty, które składają się na cywilizację miłości - świat, gdzie nie trzeba już się nawzajem oskarżać, ani bać się siebie nawzajem, bo godność każdego człowieka, każdego człowieka (każdego człowieka!) jest najważniejsza. Te prymaty to: 1. człowiek przed rzeczą, 2. etyka przed techniką, 3. być przed mieć i 4. miłosierdzie przed sprawiedliwością.

Nawet jeśli ten świat cywilizacji miłości jest tylko naiwnym marzeniem, to tęsknota, którą za nim poczuliśmy wspólnie z niektórymi muzułmanami, żydami, chrześcijanami różnych kościołów i ludźmi poszukującymi prawdy inaczej (ateistami, agnostykami) - prowadzi nas na szlak i stale gna w stronę horyzontu. W deszczu i w słońcu. W tej drodze nie dzielimy ludzi według religii, pochodzenia czy języka. Ten kto daje chleb i schronienie jest nam bratem i siostrą. Tam w drodze, gdy spotyka się człowiek z człowiekiem - tak niewiele nas różni.

Ten człowiek z Lublina, autor felietonu, nazywa się Jacek Wnuk. Jest Prezesem Stowarzyszenia Centrum Wolontariatu w Lublinie. Robi i pisze o rzeczach, które są nam, pielgrzymom, bliskie, może dlatego, że proponuje każdą zmianę zaczynać od siebie samego. Taka cywilizacja miłości budowana jest wewnątrz nas, a wtedy jej światło wydostaje się w dziwny sposób i promieniuje, przyciągając innych. Znamy to z drogi. Tak można rozpoznać turystę (szuka wrażeń) od pielgrzyma (idzie nie tylko dla siebie), filantropa (dzieli się z tego, na czym mu zbywa) i miłosiernego dawcę (daje co ma temu kto potrzebuje bardziej). Chociaż te granice są płynne i raczej nie my sami decydujemy o ich przebiegu.
Nie mam zgody Jacka na cytowanie tu jego słów, ale podam kilka fragmentów jego wypowiedzi z Kuriera Lubelskiego z dn. 27 marca. Język prosty, otwarty, bez dogmatu, choć bardzo wyrazisty. Ciekaw jestem opinii osób, które nie czują się związane z żadnym wyznaniem (wiarą w Boga) - czy ktoś z was zgadza się z tymi słowami? Jeśli tak, to może cywilizacja miłości nie jest mrzonką, tylko programem, który warto i trzeba budzić w sercach - bo to my jesteśmy tą cywilizacją... i szansą dla nas samych...

Oto tekst

Triada dobrych dni przed nami. Niektórzy powiedzą, że przedłużony weekend. Zanim na stołach i w koszyczkach pojawią się jaja kiełbasa, chrzan i zapewne jakiś inny tradycyjny asortyment, przyjdzie nam być może znowu dotknąć tajemnicy nadchodzących świąt.
A jeśli doświadczamy jakiejś tajemnicy, to jest to jakby droga: od ciemności ku jasności. Wtedy widać już więcej. i Ta Wielka Noc może być i naszym udziałem. 
Może trzeba w czasie egoizmu i zapomnienia o drugim człowieku zatrzymać się i spojrzeć w perspektywie tej tajemnicy na nasze życie. Także to, mające odbicie w społecznych relacjach.

Może nie sprzyjać temu fakt, że jest nam źle, że nie jesteśmy zadowoleni. Że odczuwamy kryzys, trudną sytuację na rynku, drożyznę, bezrobocie. Ze miomentami denerwuje nas rozpanoszona władza i "pękające" portfele prezesów banków i korporacji.

Może pesymizm odwraca naszą uwagę od kolorów nadziei. Bo ponad dwie trzecie Polaków uważa, że sytuacja w kraju zmierza w złym kierunku, a połowa jest przekonana, iż sytuacja gospodarcza jest zła - alarmuje CBOS.  Te nastroje łatwo też wykorzystać. I niektórzy to robią. W imię dziwnie pojmowanej solidarności łatwo bowiem zbudować platformę oburzonych.

A mnie raczej chodzi o platformę odpowiedzialnych. taką platformę, odpowiedzialną i obywatelską, próbuję z grupą dobrych ludzi tworzyć od 13 lat. I struktura partyjna do czynienia dobra nie jest nam jakoś potrzebna. Bo są ludzie - zwykli obywatele - wolontariusze, którzy stąpając po ziemi, widzą problemy ludzi, realnie i na wyciągnięcie ręki, i w mocy swoich możliwości starają się pomagać.
Nie czekają na ustawy i rozporządzenia do pomagania, strategie rozwiązywania problemów społecznych. W orbicie ich troski łatwo znaleźć zaniedbane i głodne dzieci, chorych, bezdomnych, uchodźców, więźniów, młodzież w konflikcie z prawem, starszych. Pomagają, zwyczajnie.

Może właśnie bierze się to z tajemnicy nadchodzących świąt. Bo to są święta przykazania miłości.

W Wielki Czwartek umycie nóg proklamuje przykazanie miłości i sens służby.

Wielki Piątek pozwala nam przypopmnieć sobie słowa, że "nie ma większej miłości od tej,gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich" (J 15, 13)

Wigilia Zmartwychwstania napełnia nadzieją wielkanocnego poranka. Odtąd wszystko, zatem i nasza miłość, nabiera innego wymiaru. Wymiaru sensu i spojrzenia na człowieka i jego godność.
Wymiaru odpowiedzialności. Solidarności.

Papież Franciszek w Niedzielę Palmową mówiąc o żądzy pieniądza i pokusie chciwości zacytował słowa swojej babci, która mawiała, że: "płótno do okrycia ciała zmarłego nie ma kieszeni".

Może te słowa choć trochę nas zainspirują...
Czego sobie i wszystkim życzę.


środa, 20 marca 2013

szacun

Sala zapełnia się studentami szczecińskich uczelni. Pani mgr Lipko mówi, że jest ich chyba z 200. Większość szczecińskich uczelni humanistycznych. Zainteresowanie panelem dyskusyjnym przekroczyło jej oczekiwania. Za stołem dla gości-prelegentów siadają obok siebie: pracownicy zakładów karnych, sędziowie, kapelan więzienny, skazani odbywający kary (część dostała na to spotkanie przepustki z więzień) i byli więźniowie, którzy przyszli tu z wolności. Dziwne jaka panuje tu atmosfera - otwartość, równość, wzajemny szacunek, życzliwość. Ci z długoletnimi wyrokami i z najcięższymi przestępstwami mówią o swojej przemianie. Nie wstydzą się i wielokrotnie wypowiadają słowo "miłość". Ona dziś tu rządzi.
Wojtek siedzi po mojej lewej (po 9 latach prosto z bramy ZK poszedł w samotną pielgrzymkę do Lichenia), po prawej Marek - cztery dni temu wyszedł warunkowo na wolność, z długiego wyroku zostało mu jeszcze cztery lata. Spod czarnej koszulki wygląda spory biceps, na nim tatuaż. Wojtek bierze mnie pod rękę i pokazując wzrokiem uśmiechniętego Marka szepcze:
- Wyobraź sobie że ten gościu wchodzi pod celę, gdzie siedzi sześciu też grypsujących i bez patrzenia na tamtych - buch! na kolana i zmawia pacierz!
- Szacun! - mówię szeroko uśmiechając się do Marka.
Każdy z obecnych tu więźniów wie, że droga do prawdziwej wolności to droga rezygnowania z własnej siły i zdawania się na Tą Siłę, która nas stworzyłą i stale obdarowuje miłością. Według samej sprawiedliwości nie byłoby ich tutaj i nie byliby teraz na tej nowej drodze, o której mówią z taką radością i prostotą.
Mówią o krzywdzie i cierpieniach, jakie zadawali bliskim, obcym i sobie. O własnym odrzuceniu i trudnym dzieciństwie, o nienawiści do świata i ludzi i o spotkaniu z Miłością, która dałą im wolność pomimo krat i murów.
Studenci resocjalizacji i pedagogiki słuchają nas przez cztery godziny. Atmosfera jest niesamowita, w oczach widać łzy. Na koniec tworzymy już jakby wspólnotę ludzi połączonych świadectwem miłości.
Oddzielić sprawcę od popełnionego zła. Człowieka od jego czynu. Człowieka zawsze kochać, jego grzech mieć w nienawiści. To jest kierunek do cywilizacji miłości.

czwartek, 14 marca 2013

Franciszek

-->
Franciszek


Powrót zimy w połowie marca zaskoczył wszystkich, wystawiając na próbę także moją samotność na wsi zasypanej śniegiem po horyzont.
Była już noc, gdy wczoraj przy zapalonej świecy pisałem ikonę Jezusa Miłosiernego. Modliłem się o to, żebym potrafił oddać spojrzenie zakochanych oczu, które dźwigają krzyż samotnego cierpienia.
Zakochane spojrzenie z Krzyża.
Miłość, która cierpi.
Cierpienie, które kocha.
Po ludzku nie do ogarnięcia...
W pewnym momencie, gdy Oblicze samo zaczęło się wyłaniać z deski, odezwał się w komórce sygnał sms. Ostatnio coraz rzadziej używam telefonu, mam go głównie do kontaktów z Przemkiem, który mieszka w sąsiedniej wsi, pięć kilometrów stąd.
Napisał dwa słowa:

>>Biały dym<<

Pędzel nadal pracował. Patrzyły na mnie oczy, w których widać było cierpienie. Pomyślałem o ciężarze, jaki dźwigał poprzednik nowowybranego papieża.
Kim będzie jego następca? Czy udźwignie ciężar?
Przyjrzałem się uważnie twarzy... Cierpienie... za dużo cierpienia, za dużo....
Samym czybkiem półsuchego pędzla dotknąłem delikatnie kącików oczu i zewnętrznego obrysu powiek. Twarz złagodniała.
Usta nie mogą być zbyt duże, bo zmysłowość to znak tego świata, a ikona pokazuje świat przebóstwiony, gdzie wszystko jest radością i już nie musi się uśmiechać. 
Usta mają jednak przemawiać.
Zakochana cierpiąca twarz nie może się śmiać, ale nie może też być smutna.
Miłosna powaga, która nie jest smutkiem... jest... pełnią.
W spojrzeniu Chrystusa pojawiła się teraz jakby prośba.
Jeszcze policzki – pomyślałem - i usta... Usta! Tak, usta przemówią.

I wtedy w oczach Jezusa pojawił się najłagodniejszy uśmiech.
Przyszedł drugi sms od Przemka:

>>Franciszek !<<

- Odbuduj mój Kościół!
Nie przerywałem pracy nad ikoną. Wiem, że w takiej chwili jak ta trzeba się modlić, ale pisanie ikony to też modlitwa, a ja czułem, że tutaj, teraz, przede mną, otwiera się ta sama przestrzeń co na Placu Świętego Piotra, gdzie spojrzenia ludzi z całego świata kierują się na jedno okno.

Tym razem Przemek zadzwonił.
- Jadę na Głogowiec.

Rowerem od siebie miał na podwórko domu Faustyny dziesięć minut. Z mojej wsi do Głogowca były cztery kilometry drogą przez ciemne pola, ale pomyślałem, że samochody zdążyły już pewnie ubić śnieg na głównej drodze.
- Będę za godzinę – odpowiedziałem i zacząłem rozglądać się za moim różańcem z drzewa oliwnego, który przywiozłem dwa i pół roku temu z Asyżu. W mieście Franciszka we trzech z Dominikiem i Wojtkiem zakończyliśmy nasze pielgrzymki z Fatimy, Moskwy i Jerozolimy. Asyż okazał się etapem. Wezwanie do drogi odezwało się silniej i przyciągnęło nowych pielgrzymów. Wyruszyliśmy razem w pielgrzymkę dookoła świata niosąc franciszkowego ducha pokoju i głosząc Boże Miłosierdzie.

Koronka do Bożego Miłosierdzia jako dziękczynienie za wybór papieża na podwórku rodzinnego domu apostołki Bożego Miłosierdzia!
Zawsze mam go pod ręką... gdzie on może  być?
Rozglądam się, ale nie mogę go nigdzie znaleźć. Półmrok nie ułatwiał szukania. Dziwne – pomyślałem w pośpiechu zakładając kurtkę - zniknął akurat teraz, gdy jest tak potrzebny...
Przypomniał mi się film „Historia św. Franciszka” Michele Soavi, który oglądaliśmy razem z Przemkiem kilka dni temu. Z ubóstwa uczynił drogę do Boga...
Czy dla Franciszka problemem byłby brak przedmiotu z drewna i sznurka?

- Nie troszcz się o to, co posiadasz.

Pogodziłem się jakoś z myślą, że pójdę bez różańca. Skierowałem się już do drzwi i wtedy go zobaczyłem. Leżał na widoku - solidny różaniec zwieńczony krzyżem TAU z wyrzeźbionymi na nim symbolami Trójcy Świętej.
Poczułem radość, ale jej źródłem była już wolność od przywiązania.
Do kieszeni kurtki wsadziłem jeszcze moją malutką podróżną ikonę św. Franciszka (urodzinowy prezent od pewnej wyjątkowej osoby - mieści się w dłoni), chwyciłem kostur i wyszedłem na mroźną noc.
Otoczyły mnie gwiazdy.

- Siostry gwiazdy!

Gdy pod nogami zachrzęścił śnieg przyszło znajome uczucie...
A więc pielgrzymka! Zawsze gdy wychodzę na drogę czuję, że kroki to najprostsza i najpokorniejsza modlitwa. Modlitwa nogami ma swój własny rytm i nie potrzebuje słów, sama jest ofiarą i oddaniem błogosławieństwa. Czasem myślę, że jest lepiej słyszana gdy jest samotna. Podczas pielgrzymki nawet najdelikatniejsze poruszenia duszy łatwo kierować do Boga, bo do Niego skierowane jest wtedy wszystko – cały trud i wysiłek, całe zawierzenie i cała wdzięczność za wszystko co się w drodze dostaje: nieważne czy jest dobre czy trudne. W linii horyzontu jest miejsce spotkania ziemi z niebem, gdzie wszystko stanie się jasne.
Ale teraz w ciemności horyzontu nie widać. Są za to światełka tirów mknące w oddali po autostradzie A2.

Gdy stukając kosturem o oblodzoną drogę szybkim krokiem idę przez ciemność łagodzoną niekiedy światłami gospodarstw – w kieszeni dzwoni telefon.
Odbieram go niezdarnie przez rękawiczkę, nie zwalniając kroku.
Głos Leszka jest wyraźnie poruszony, ale spokojny.
- Wymodliliście tego papieża nogami. To papież trzech pielgrzymów!
Nagle czuję jak nogi tracą przyczepność i odjeżdżają mi do przodu po czym wylatują w górę, a odruchowe machnięcie rękami wyrzuca telefon gdzieś w pole.
O dziwo upadek na plecy jest miękki. Leżę w śniegu otoczony ciemnością.
Szybko wstaję otrzepując się śniegu i zaczynam się rozglądać za telefonem. Kładę kostur w punkcie, gdzie upadłem i zaczynam obchodzić to miejsce zataczając metodycznie kręgi ale szybko stwierdzam, że to beznadziejne. Ciemność nie pozwalała nic dostrzec. Mam już takie szczęście do gubienia telefonu w dziwnych okolicznościach – przychodzi myśl.

- Nie troszcz się o to, co posiadasz. Dam ci wszystko czego potrzeba na drogę...

Dostrzegam, że pod śniegiem majaczy ledwo widoczne seledynowe światełko. To najwidoczniej Leszek dzwoni znowu po przerwanej rozmowie. Zanużam rękę w śnieg i szybko odpowiadam:
- Idę na podwórko Faustyny, będziemy dziękować za papieża.

Przemek już czeka na miejscu, wychodzi mi na spotkanie, razem wchodzimy na podwórko. Opowiadam mu historię z upadkiem i odnalezieniem telefonu. Wybuchamy razem potężnym śmiechem że aż klepiemy się po udach.

Czekamy jeszcze kilka minut stojąc pod gwiazdami na środku podwórka Faustyny przed małą figurą Matki Bożej przeszytej siedmioma mieczami boleści.
Jest 21.37. Możemy zaczynać.

- Franciszku, odbuduj mój dom.

Gdy po modlitwie żegnamy się przy furtce Przemek przypomina coś sobie i mówi podekscytowany:
- Pamiętasz jak wczoraj szliśmy wieczorem tutaj na podwórko modlić się w intencji wyboru papieża? Pamiętasz? Rozmawialiśmy wtedy o świętym Franciszku!
Jest ciemno, ale widzę jak błyszczą mu oczy.
- Faktycznie... pamiętam. Tak! Mówiliśmy o jego przyjaźni z Klarą i o tym, jak pokonując obrzydzenie pocałował trędowatego. I że to był początek jego nowej drogi!
Czujemy wewnętrzne poruszenie. Zapamiętamy tę noc!
Żegnamy się w radości braterskim uściskiem.

Gdy wracam przez ciemne pola znowu są ze mną wszystkie gwiazdy.
Wiem, że w tej chwili na całym świecie miliony ludzi łączą się w dziękczynnej modlitwie.
Pomyślałem o samotnym cierpieniu na Obliczu ikony, które nie jest już samotnym cierpieniem. 

Nie umiem być wierny.
Nie potrafię się modlić.
Uczciwie mogę tylko tęsknić.

Ale nie idę sam. 


wtorek, 12 marca 2013

IZM


Nazizm – komunizm – relatywizm


Wiek XX, który po Odrodzeniu, Oświeceniu, rewolucji naukowo-przemysłowej i ekspansji nowych XIX wiecznych idei miał być dla świata czasem bezpieczeństwa, wzrostu i prosperity - stał się nieoczekiwanie wiekiem największych katastrof i najokrutniejszych zbrodni w całej dotychczasowej historii ludzkości.

Wiek ten zrodził, a potem zdemaskował dwa zbrodnicze totalitaryzmy i dał początek trzeciemu, może najgroźniejszemu dotąd „izmowi” w historii, bo ukrytemu o wiele lepiej od poprzednich pod hasłami „postępu” i „wolności”.

Istotą wszystkich trzech ateistycznych  „izmów” i tym, co je łączy jest nienawiść do transcendencji (celowo używam ostrego słowa „nienawiść”, a nie „niechęć” czy „negowanie”), transcendencji danej człowiekowi jako wolność do przekraczania w sobie granicy lęku i niemocy.  

Owo przekraczanie jest postawą wiary, czyli przyjęciem rzeczywistości doskonałej, która staje się dla chrześcijanina ideałem i celem życia. Negowanie transcendencji nieuchronnie kieruje człowieka na drogę szukania racji i siły w sobie samym, co prowadzi ostatecznie do unicestwienia istoty człowieczeństwa (zatracenia tajemnicy osoby) i w konsekwencji do katastrofy: człowiek staje się tyranem, klaunem lub popełnia samobójstwo.
Odwieczna walka „o rząd dusz” dziś toczy się między „wiarą w obiektywne dobro” i „wiarą we własne możliwości”.

Chrześcijański ideał, związany silnie z takimi tradycyjnymi wartościami jak rodzina, ochrona każdego ludzkiego życia, obrona słabszych, i bezinteresowne poświęcenie dla miłości, został potraktowany od początku przez dwa totalitaryzmy nie tylko jako cel ataku, ale wprost jako zagrożenie dla ich istnienia.  
Trzeci z „izmów” – relatywizm – bogatszy o doświadczenia swoich poprzedników kontynuuje ten atak w nowy sposób, o wiele doskonalszy i szerzej zakrojony.

Współczesny zaostrzający się spór światopoglądowy, w którego tle występuje zapaść demograficzna i kryzys systemów ubezpieczeń społecznych rozwiniętych państw  oraz brak refleksji nad moralną przyszłością ludzkości i postępujące odchodzenie od tradycyjnych wartości - to już nie pytania o to kiedy zaczyna się ludzkie życie, o to czym jest płeć, wolność wyboru kobiety, kształt rodziny, tylko o istotę człowieczeństwa, kondycję rodzaju ludzkiego i perspektywę jego dalszego rozwoju.

W tych okolicznościach Kościół, broniący zawsze takich wartości jak prawo do życia, wolność i godność każdego człowieka, po Soborze Watykańskim II i pontyfikacie Jana Pawła II i Benedykta XVI – wkroczył w okres niespotykanej dotąd dynamiki cywilizacyjnych zmian, wiekich wyzwań i wielkich oczekiwań. W niespotykanym dotąd zainteresowaniu liberalnych mediów sprawami Kościoła w okresie poprzedzającym wybór nowego papieża  nie trudno było dostrzec chęci wpłynięcia na „ostatniego strażnika zasad”.

Nienawiść „izmów” do transcendencji, postawy wiary, religii i Kościoła wiąże się z tym, że wiedzą one, że niemożliwe jest istnienie obok siebie na dłuższą metę tych dwóch wykluczających się wzajemnie postaw wobec rzeczywistości.

Kościół – obrońca wolności

Kościół od dwóch tysięcy lat broni godności człowieka jsko osoby i jego wolności, wywodząc je z tajemnicy Wcielenia i samopoświęcającej miłości, dlatego w tych najistotniejszych kwestiach nie może dostosowywać swojego stanowiska do tego, co na danym etapie swojego rozwoju odkrywa nauka czy wytwarza technika. Tajemnica świadomego, wolnego bytu, tajemnica osoby ludzkiej wymaga najwyższego szacunku i powinna być zawsze chroniona.

Jaka inna instytucja miałaby odwagę i siłę jednoznacznie wypowiedzieć się w latach szczytu rewolucji seksualnej na Zachodzie (1968 r., dokument Humanae vitae) za naturalną metodą poczęć jako alternatywą dla antykoncepji i namawiać małżonków do powstrzymywania się w pewnych sytuacjach od aktu seksualnego uzasadniając to jednoczącym i uświęcającym relację kobiety i mężczyzny aktem wyższej miłości?
Kto poza Kościołem potrafił wyraźnie powiedzieć, że wagony prezerwatyw to nie ratunek dla chorych na AIDS Afrykańczyków tylko jeszcze silniejsza zachęta do rozwiązłości i wynikających z niej problemów?
Kto jeszcze zdobył się na odważną diagnozę problemów współczesnego świata zachęcając do szukania prawdziwych źródeł problemów ludzkości zamiast poruszać się po powierzchni zjawisk i skupiać na samych objawach?
Kościół jest często atakowany, źle rozumiany i osamotniony w walce o człowieka może dlatego, że coraz trudniej znaleźć mu sojuszników do walki z ludzkim egoizmem, coraz trudniej dziś stawiać człowieka ponad przedmiotem, etykę ponad możliwościami technicznymi, coraz trudniej mówić o tym, że „być” powinno wyprzedzać „posiadać”.

Pół godziny przed telewizorem w niedzielny wieczór, lektura nagłówków pierwszej strony dowolnej gazety albo dziesięć kolejnych bilboardów w drodze do pracy -  wystarczą żeby ocenić kim jest człowiek początku XXI wieku, jakie są jego pragnienia i lęki. Wewnętrzne rozbicie i zmęczenie tłumione są coraz prymitywniejszymi rozrywkami, rosnąca pustka i alienacja ukrywają się pod sportami ekstremalnymi albo egzotycznymi wakacjami, poczucie absurdu i bezsensu przykrywa się udziałem w akcjach charytatywnych a sposobem na rosnącą samotność są społecznościowe portale i rozmowy w hermetycznej grupie znajomych. Kulturę zastępuje popkultura, trud wyboru łagodzą podsuwane listy hitów i bestsellerów, rolę autorytetów przejmują telewizyjni idole. Powstają nowe gałęzie przemysłu i usług dostarczające zagubionemu współczesnemu człowiekowi coraz atrakcyjniejsze atrapy rzeczywistości. Coraz dłużej trwa blok reklamowy w tv, czas trwania umowy na komórkę, okres spłaty kredytu, czas pracy do upragnionej emerytury, coraz krótsze zaś wydaje się życie człowieka w daremnej pogoni za spokojem i odpoczynkiem,  a pytania o sens i treść padają coraz rzadziej. Słowo „skuteczność” zastąpiło „przyzwoitość”, a „cena” wypiera „wartość”.  Znajomości są coraz bardziej powierzchowne i nastawione na zaspokajanie własnych potrzeb, małżeństwa coraz mniej trwałe, dzieci rodzi się coraz mniej, „postępowe” mniejszości w imię „tolerancji” i „prawa do wolności” przy poparciu mediów, ludzi kultury i nauki podważają istotę rodziny, płci, naturalnego poczęcia i naturanej śmierci.  
Ktoś powie, że świat zawsze był mniej więcej taki sam?  Że miał podobne problemy z prawdą, sensem i wolnością, a zmieniały się tylko okoliczności i narzędzia których używał?

Ten „bezwysiłkowy” świat otwierając iluzję nieograniczonych możliwości, podsuwając namiastkę treści, wciągając w kolejne przywiązania i dając przyzwolenie ludzkim słabościom - nazywa to wszystko wolnością wyrażania siebie i prawem do szczęścia.

„Ten świat” ma coraz mniej wątpliwości, stawia coraz mniej pytań i coraz lepiej wie, jak chce wyglądać i jak funkcjonować. Wiadomo przecież co to jest nowoczesność, postęp, demokracja, jakie są potrzeby człowieka i wiadomo kto stanowi zagrożenie dla nowoczesności, postępu i demokracji. Wystarczy odsunąć tych, którzy stoją na przeszkodzie bo myślą inaczej. Zagrożeniem jest ich niezależność. Niezależnie myśląca jednostka to największy wróg dla „izmów”, bo ona może wejśc na drogę szukania prawdy i zdemaskować ich pustkę i kłamstwo.

Tych, którzy odrzucają tą drogę i chcą żyć inaczej nazywa się oszołomami, talibami, nietolerancyjnymi, nienowoczesnymi, oskarża o ideologizację i narzucanie innym na siłę swoich „niewolniczych”, „średniowiecznych” poglądów.

Ideał chrześcijańskiego życia

Ideał chrześcijańskiego życia nie jest z tego świata, a  chrześcijaństwo i Kościół są dla niego coraz bardziej znienawidzoną przeszkodą.
Droga do osiągnięcia chrześcijańskiego ideału prowadzi przez jednoczenie się z Absolutem, a to – w świetle nauki chrześcijańskiej – nie jest możliwe bez ofiary, daru z siebie.
„Życie jako dar z siebie” (Karol Wojtyła, Osoba i czyn) to istota chrześcijaństwa.
Ów dar ma bezpośredni związek z przebaczeniem. Wolność chrześcijanina to wolność wybierania „tego, komu pragnę przebaczyć” zamiast „siebie, który trwam w przywiązaniu”. W Gaudium et spes autor pisze:
„Człowiek... nie może odnaleźć się w pełni inaczej, jak tylko przez bezinteresowny dar z siebie samego”.
Owa „słabość”, zgoda na ofiarę z siebie, od początku jest siłą chrześcijaństwa, jego fundamentem i programem rozwoju, a jednocześnie wielkim znakiem sprzeciwu i obrazą dla świata, który rozpoczyna się i kończy na materii, którym rządzi poprawność polityczna i wszechwładny pragmatyzm.
Prawo Daru jest wbudowane w człowieka. Realizuje się ono wtedy, gdy „ten kim jestem” podporządkowuje się nie „temu, jakim chcę się stać” ale „temu, jakim powinienem być”.
„Izmy”, które narodziły się w XX wieku, a dziś wchodzą w nowy etap - realizują program dokładnie przeciwny do tego chrześcijańskiego ideału.
Zbrodnicze ideologie XX wieku zaczynały się od haseł głoszących „wyzwolenie”, „pokój” i „rozwój”.  Mając swoje korzenie w buncie przeciwko zastanej władzy, w racjonalnych ideach Oświecenia i późniejszych hasłach rewolucyjnych czerpały swoją humanistyczną legitymację z opresji, krzywdy i narzuconych człowiekowi ograniczeń. Odpowiedź złem na zło nigdy nie prowadzi do dobra. Tak pojmowana spawiedliwość to droga do tyranii i zniewolenia człowieka.
„Izmy” realizują program przeciwny do programu wolności chrześcijańskiej. Posługując się tym samym słownictwem („wolność”, „pokój”, „humanizm”) próbują wypaczyć i deformować ideał chrześcijański, wmawiając człowiekowi, że on sam stanowi instancję najwyższą w procesie poznania i oceny rzeczywistości i sam dla siebie może tworzyć moralność.
Chrześcijanin natomiast wierzy w moralność, która wywodzi się z prawa naturalnego, dlatego uznaje godność każdego człowieka i jego życie jako wartość najwyższą.

Polska w walce o wartości

W Polsce Kościół właściwie nigdy nie legitymizował władzy,
a historia naszego kraju to w dużej części tradycja oporu wobec władzy narzucanej z zewnątrz. Tak było pod zaborami, w czasie okupacji hitlerowskiej, w czasach komunizmu, a także dzisiaj: w okresie postępującego relatywizmu.
Polska od początku swojej państwowości związana jest z ideałem chrześcijańskim.
W sposób szczególny ten ideał mógł rozwinąć się w słowiańskiej duszy, łagodnej, żyjącej w harmonii z naturą i z sąsiadami, otwartej na odmienność innych racji, ale bardzo przywiązanej do wolności i własnych tradycji.
Polacy próbowali i potrafili odnajdywać drogi porozumienia i twórczej wymiany z tymi, którzy się od nich różnili. Polska od średnowiecza stała się nowym domem dla wypędzanych z krajów Zachodniej Europy żydów. Paweł Włodkowic, rektor Uniwersytetu Jagiellońskiego, na soborze w Konstancji protestował przeciwko narzucaniu pogańskim Litwinom wiary siłą (600 lat później Sobór Watykański II podobny program włączy w tekst dotyczący wolności religijnej Dignitatis humanae). Udany eksperyment polsko-litewskiej unii zadziwił Europę, dając na cztery stulecia dwóm krajom nie tylko ochronę przed zewnętrznymi zagrożeniami, ale także wewnętrzny impuls do twórczej wymiany i rozwoju.
Z Polski pochodzi największy papież ostatnich wieków i największa chrześcijańska mistyczka naszych czasów. Tutaj rozpoczął się największy koszmar dziejów: II wojna światowa i tutaj bezkrwawą rewolucją „Solidarności” zakończył się okres zimnej wojny. W tą ziemię pomiędzy dwoma totalitaryzmami wsiąkała krew obrońców wolności i dziś ta ziemia jest może jednym z ostatnich miejsc, gdzie jeszcze toczy się walka... o wolność.

Karol Wojtyła pisał, że prawdziwa wolność jest wolnością dla a nie wolnością przeciwko. A tym, dla czego jest wolność jest prawda. Tylko żyjąc w prawdzie osoba ludzka staje się wolna. Poszukiwanie prawdy to droga chrześcijaństwa.
„Izmy” odnoszą się do religii z wrogością zarzucając jej „alienowanie” i „ograniczanie” człowieka. Tymczasem to właśnie postawa wiary i religia pozwalają dochodzić do pełnej i integralnej prawdy o człowieku, który jest przede wszystkim wolną osobą, nie zaś przedmiotem dialektyki czy czynnikiem procesów ekonomicznych albo kulturowych.

(...)

W poniższej tabelce pozbierałem informacje dotyczące trzech „izmów” przełomu XX i XXI wieku.
Pomysł na takie zestawienie jest wyłącznie mój i zdaję sobie sprawę, że nie ustrzegłem się nieścisłości albo nawet błędów, a takie ujęcie jest z konieczności sporym uproszczeniem tematu.
Niemniej kierując się pewną intuicją i łącząc doświadczenia z dostępnymi mi faktami podjąłem ryzyko postawienia pewnej tezy.
Otóż wydaje się, że postępowi historycznemu towarzyszy pewna szczególn walka idei. Główny nurt rozwoju ludzkości jest co jakiś czas atakowany kolejnym „izmem”. Po jakimś czasie ludzkość zwalcza ów „izm”, ponosząc przy tym duże straty, ale jednocześnie buduje dzięki niemu zdrowszy fundament pod nowy etap dziejów. Np. koszmar II wojny światowej (w tym historia Hiroshimy i Nagasaki) mógł przyczynić się do tego, że w okresie zimnej wojny żadne z atomowych mocarstw nie zdecydowało się na użycie broni nuklearnej, co mogłoby doprowadzić do globalnej katastrofy.

Podejmowana przez kolejne „izmy” walka z Kościołem i z postawą wiary, jest procesem, który trwa stale i jest wpisany w „walkę o prawdę”. Co ciekawe prawda głoszona przez Kościół jest prawdą „niewidzialną” i z założenia niemożliwą do udowodnienia ani tym bardziej do narzucenia komuś. Opiera się bowiem na wolności. I ta wolność zawsze w końcu wygrywa. Nie dzięki wysiłkom Kościoła, lecz dlatego, że taka jest natura tego procesu. Zawsze wygrywa ostatecznie człowiek, który tej wolności szcerze szuka, choć sam jest stale dla niej największym zagrożeniem.
 
Chrześcijanin nie musi dziś się bać, że żyje w czasach szczególnie trudnych.
Wiele razy w historii chrzecijaństwo było atakowane, papieże wypędzani i zabijani, kościoły burzone, wierni prześladowani. Chrześcijanin czuje pokój, bo wie i pamięta, że ofiara Krzyża została już złożona, człowiek został uwolniony, droga do wiecznej wolności otwarta. Miłość raz na zawsze zwyciężyła w zmartwychwstałym Chrystusie, dlatego teza o „izmach” nie jest larum, groźną przestrogą ani wołaniem o opamiętanie dla grzesznego świata zagrożonego katastrofą.

Zebrane myśli mają służyć pewnej refleksji nad życiem człowieka na początku XXI wieku. Nawet gdyby w ciągu najbliższych kilkudziesięciu lat postępujące coraz szybciej procesy sekularyzacji i laicyzacji zredukowały Kościół do małej części jego obecnego kształtu, a kurcząca się grupka wiernych, wyszydzana bądź lekceważona została zepchnięta do podziemia – ideał chrześcijańskiej wolności pozostanie żywy i będzie na nowo odradzał ludzkość rujnowaną swymi kolejnymi „fantazjami o własnej wielkości”.

Ciekawe, że właśnie Polska jest miejscem, gdzie człowiek stawiał czoło kolejno  każdemu z tych „izmów”. Ciekawe jest także to, że właśnie Kościół, przy swoich wszystkich ograniczeniach i błędach, nigdy nie zdradził chrześcijańskiego ideału wolności. Słowianin - chrześcijanin, w którym pragnienie wolności jest stale żywe i nie daje się „obłaskawić” atrakcjami i wygodami, którymi chce się go kupić - jest dla „tego świata” dużym kłopotem. Zatem Polacy, którzy nadal czerpią ze swojej tradycji walki o wolność i prawdę i trwają w postawie niezgody na relatywistyczny, zawłaszczający model współczesności - będą mieli coraz trudniejsze życie w świecie, w którym wszystko ma się stawać szybsze, łatwiejsze i przyjemniejsze.
A może odwrotnie - staną się dla tego świata znakiem nadziei?


NAZIZM
KOMUNIZM
RELATYWIZM
Wezwanie
Jeden naród! Jedna Rzesza! Jeden Fuhrer!
„Ruszymy z posad bryłę świata”
„Jesteś BOGIEM!”
„Róbta co chceta”
Główny wróg
Żydzi (i in. „podludzie”)
rodzina
niezależny człowiek
Źródło pochodzenia
upokorzenie Niemców po I wojnie światowej
krzywda uciskanych mas
poczucie odrzucenia i alienacja
Cel
świat w rękach wyższej rasy
świat w rękach klasy robotniczej
świat bez ograniczeń dla każdego
Filozofia
Nietzsche
Marx
Dawkins
Hasło
Decyduje wybrany naród
Ludzkość wyzwala się w procesie walki klas
Nie ma absolutnego  dobra ani absolutnego zła, każdy decyduje za siebie
środki do celu
Militarne
Propaganda,
 arsenały nuklearne
Media, manipulacja,
nowe technologie
Przywództwo
Fuhrer
oligarchia
idol popkultury
stos. do religii
„Gott mit uns”
(prześladowanie Kościoła)
„Opium dla mas”
(prześladowanie Kościoła)
Wyśmiać, pokazać anachroniczność
(sekularyzacja, laicyzacja aż do zlikwidowania przejawów wiary)
„duchowość”
kult siły
kult jednostki
(brak)
Rozrywki
Parady wojskowe
Wiece, manifestacje
Telewizja, gry komp.
Program pozornego dobra
Pokój dla świata,
Rozwój gospodarczy, dobrobyt
Wolność dla uciskanych, równy podział dóbr, walka z analfabetyzmem,
Ruchy ekologiczne i pacyfistyczne, obrona praw mniejszości, tolerancja i akcje charytatywne
skutki (ofiary)
50 mln (wojna, obozy koncent.)
200 mln (egzekucje, łagry, czystki, głód)
500 mln ? (eugenika, aborcje)
Czas trwania
12 lat
70 lat
?