poniedziałek, 31 marca 2014

nieskończoność

W filmie "Misja" jest pewien dialog.
Jezuita przychodzi do człowieka, który w gniewie zabił swojego ukochanego brata. Śmierć nastąpiła w pojedynku, prawo zatem uniewinnia zabójcę. Morderca ma na imię Rodrigo, był bezwzględnym najemnikiem, teraz jest wyzutym z wszelkiego sensu wrakiem pogrążonym w depresji. Wszelkie próby jezuity żeby przedrzeć się przez jego zbroję samooskarzeń i zaproszenie do rozpoczęcia trudnej drogi ponoszą klęskę. W końcu zdobywa się na ostatnią prowokację:
- A może ty nie potrafiłbyś unieść ciężaru prawdziwego zwycięstwa?
Rodrigo z najgłębszego mroku podnosi wtedy soojrzenie na jezuitę i wymierza okrutny cios:
- A gdybym poszedł i przegrał, czy ksiądz zniósłby ciężar swojej klęski?

Wracam czasem do tej sceny bo rozmowa księdza z mordercą dotyczy właściwie najważniejszego z pytań:
- Czy to człowiek tworzy sobie boga z lęku i samotności, czy to Bóg stwarza człowieka z miłości i przebaczenia?

Nieskończoność. Zaprzeczenie tego co znam i po co sam mogę sięgnąć.
Ludzki umysł potrafi dojść do granicy, czasem bardzo odległej, w końcu jednak się zatrzyma.
Bóg Abrahama, Bóg Najdalszej Drogi, nie jest tworem umysłu, bo nie maskuje najtrudniejszych znaków zapytania.
Nie wiem czym On jest, ale mógłby być Czymś, co znakom zapytania daje odpowiedzi.
Absurd to brak sensu, koniec drogi.
Tajemnica nieskończoności natomiast to sens, chociaż niedoczytany do końca, dlatego tak trudny. Ten sens wymaga odwagi porzucenia wszystkiego innego i zrobienia kroku w... Nieznane.
Czy sam czlowiek, zdany na rozum, zrobi ten krok?

Absurd ludzkiego więzienia, bezsens unieruchomienia - jest niestnieniem.
Bo wszystko co istnieje jest stwarzane.

Co ma sobie przebaczyć człowiek żeby istnieć? Żeby pójść swoją drogą? Żeby naprawdę żyć?

sobota, 22 marca 2014

wyprzedaż

Na Piotrkowskiej w Łodzi jest znany antykwariat. Zaglądałam tam czasem gdy przejeżdżam przez to miasto i to pomimo że jego właściciel stale wywiesza w witrynie artykuły z tygodnika "Fakty i mity" jasno deklarując przechodniom swoje poglądy. Gazetę założył w 2000 roku były ksiądz katolicki, a obecnie znanu poseł Ruchu Palikota. Kiedyś zrażała mnie ta dziwna manifestacja niechęci wyrażana wobec Kościoła przez antykwariat. Potem lekceważylem krzykliwe tytuły przy wejściu i przestałem je zauważać..
Przedwczoraj koło południa dojechałem na Kaliską pociągiem z Warszawy. Dalsze połączenie autobusowe miałem dopiero wieczorem więc wolno poszedłem w kierunku Piotrkowskiej, obciążony ładunkiem dziewięciu dużych desek pod ikony które ledwo pomieścił wielki plecak.
Gdy zmęczony dotarłem do znajomej witryny powitały mnie nagłówki:
"Cała prawda o romansie Wojtyły" i "Polacy płacą za Ukrainę".
Przekroczyłem próg i od razu zostałem powitany przez panią przy kasie:
- Nie, nie! Książek tutaj nie przyjmujemy, pod innym adresem!
Chodziło o to żebym nie trudził się ze ściąganiem z pleców ciężkiego plecaka.
Mój uśmiech w odpowiedzi skrzywił się pewnie od wysiłku sciągana z pleców ciężaru.
- Nie mam książek, chciałem się rozejrzeć.
Pani przy kasie obrzuciła mnie serdecznym spojrzeniem.
- Dużo ludzi przychodzi teraz z książkami. Kierujemy ich do innego punktu, trzy domy dalej.
- A jakie tytuły teraz są najbardziej poszukiwane? - korzystałem ze sprzyjającej atmosfery żeby czegoś się dowiedzieć o współczesnym czytelnictwie.
- Ah, ja do niedawna pracowałam w Empiku, w ogóle to już 20 lat w ksiegarstwie (szeroki uśmiech) tutaj jestem od trzech miesięcy i najczęściej słyszę teraz pytania od młodych o trzecia część Greya... Ah pan nie zna... Taka dzisiejsza post-proza przesiąknieta chwytliwych erotyzmem, młodzi to uwielbiają, nawet jak ktoś wchodzi taki młody i zaczyna "Czy jest trzecia część..." to ja już po człowieku poznaję że o Greya chodzi, ale ja tego nie czytałam - szeroki uśmiech był szczery.

Skierowałem się do półki oznaczonej jako JUDAICA, ale nie znalazłem tego po co przyszedłem. Na półce obok za to zauważyłem stare wydanie "Listów Nikodema" Dobraczynskiego. Dobry pisarz. Niestety stracił popularność za przynależność do reżimowych struktur w stanie wojennym. Otworzyłem książkę i trafiłem na ex-libris watykanskiego Sekretariatu Stanu. "Listy Nikodema" to świetnie napisana w formie listów historia walki duchowej ojca, który jest bezradny wobec śmiertelnej choroby córki. Ojcem jest faryzeusz Nikodem, znany z Ewangelii członek Sanhedrynu, który - zafascynowany postacią tajemniczego Jeshuy z Nazaretu rozważa czy w świetle Prawa może prosić o uzdrowienie córki.
Podszedłem z książką do kasy.
Uśmiechnięta pani kontynuowała nasz przerwany wątek.
- A w Empiku to pytają o Chodakowską. To jest teraz na fali - pan wie, trzeba trzymać formę - uśmiech tym razem był niemal zuchowały.
- A może sprawdzi pani dla mnie jeden tytuł... "Człowiek szukający Boga"....
- Aaa... Joshua Heshel, antologia myśli żydowskiej - ściągnęła usta ze znawstwem wpatrując się przez chwilę w ekran - już nie mamy... niestety, takie rzeczy od razu schodzą, dawno "Znak" nie robi wznowień.
- Dobrze, to ja poproszę to - położyłem na ladzie "Listy" - ile płacę?
Przerzucila kartki żeby znaleźć cenę.
- Cztery złote. Cztery złote. Mamy wyprzedaż niektórych tytułów.

czwartek, 13 marca 2014

niemoc

W drodze przychodzi w końcu niemoc. Wiem że bierze się z lęku, to on unieruchamia.
Ten lęk towarzyszy mi od pierwszego biblijnego wygnania, ale teraz materializuje się w przepaść, która przecina drogę jak nóż.
Dalej nie ma już nic. Nogi pokryte kurzem dziwnie drżą gdy nienaturalnie wygięty żeby nie stracić równowagi próbuje spojrzeć w dół.
Nie widać dna. Za to drugi brzeg widzę wyraźnie... Nieosiągalny choć tak bliski.
Tęsknota rozrywa serce jak ta przepaść skałę. Unieruchomienie. Bezsilność.
Tutaj doprowadziła mnie droga. Czy to koniec?
Dalej nie ma już nic więc co zostaje? Zawrócić...
Jeszcze tylko raz spojrzę w dół choć ta otchłań powoduje jakiś skurcz, to boli.
Gdy natężam siły żeby pokonać ból czerń otchłani staje się tak gęsta że przez moment wydaje się że da się po niej przejść. Ale już wiem że to złudzenie, pokusa szaleństwa i śmierć. Tego nauczyła mnie już droga: stąpania po twardym.
Fantazje są słodkie, ale tylko oszukują.
Jak teraz stawić czoła niemożliwemu?
Czy ten głos, który się odzywa jest prawdziwy?


Łaskawy stwórca gwiazd

zrodzony przed jutrzenką

pragnący zbawienia świata

pod wieczór tego świata

wchodzi do łona blasku


To anioł, byt subtelny, podejmuje pierwszy rozmowę

"Bądź pozdrowiona"

w małej kamiennej izdebce nad przepaścią.

Pod wieczór, jeszcze zanim pojawią się gwiazdy, On wejdzie do łona blasku.

Bezsilność, unieruchomienie, nicość.
Całkowita ciemność - czy ja widzę błyski czy to złudzenie?
Czy noc może być doskonała skoro widzę gwiazdy?

Pomost po którym przeszedłbym nad przepaścią byłby promieniem światła!
Tyle wystarczy!
Czarna przepaść uświadamia mi teraz jak brutalnie oddzielony jestem od miejsc i spraw za którymi tęsknię, choć przecież wystarczy przejść...


Ujrzał Bóg człowieka nad przepaścią

którego uczynił rękami

schylił się ku niemu z nieba

posłał promień

i wdział naturę z Niewiasty

ktora nic dla siebie nie zatrzymała

czysta czystością światła

jasna jasnością światła

belka, most drewniany

niedziela, 9 marca 2014

najbliżej

Natura człowieka, moja natura, stale, świadomie lub nieświadomie, szuka porządku, sensu istnienia, celowości życia. Chciałbym wiedzieć że w moich działaniach opowiadam się po stronie dobra, że moje decyzje służą czemuś, że moje życie ma cel i nie jest jedynie splotem przypadków, grą mrocznych sił, że nie jestem rzucony w czarną otchłań kosmosu jak kości jakiegoś szalonego gracza - hazardzisty. I w tych poszukiwaniach porządku i sensu, w tym ciągłym wędrowaniu, potrzeba mi drogowskazów, planów, w które mógłbym się wpisać albo autorytetów na których możnaby się oprzeć.
Nawet jeśli za chwilę mielibyśmy wszyscy przestać istnieć jako cywilizacja na skutek jakiejś wielkiej katastrofy kosmicznej, to pragnąłbym aby i to wydarzenie pomieścił ów wyższy plan, żeby to było nadal częścią scenariusza nad którym ktoś panuje.
Czy to nie aby moje naiwne marzenie, powodowane lękiem przed końcem i przed ostateczną samotnością?
Wielu odrzuca Przyczynę Celową świata  i zastępuje ją przyczyną sprawczą - używając terminologii Arystotelesa. Czym one się różnią? Na pytanie "Dlaczego cierpię?" - a cierpienie i śmierć przychodzi w końcu do każdego - można szukać odpowiedzi dwiema drogami. Jedna to: "Bo zostałem skrzywdzony". I to jest przyczyna sprawcza mojego cierpienia. Inna droga podpowiada: : "Bo mam to ofiarować". To będzie przyczyna celowa.
Ofiarować cierpienie? Ofiarować wątpliwości? Ofiarować niemoc i samotność? Czy to ma sens? Jak? Komu?
W naturalny sposób, odruchowo kieruję się na pierwszy tor, szukając winnego mojej sytuacji, chcąc odebrać to, co mi zabrano: spokój, zdrowie, radość, pewność. Życie w podążaniu za przyczyną sprawczą wydaje się racjonalne.
Po co i jak miałbym to niby odwrócić? Mam się cieszyć z mojego poniżenia? Z mojej nędzy? Celebrować chorobę? Mam traktować jako prezent od życia moją niemoc, samotność, smutek, beznadzieję? Mam wierzyć że Holocaust, Wołyń, Rwanda, Bałkany - że to miało sens i było potrzebne?  I kto niby zechciałby ten "prezent" przyjąć?

Jan Kazimierz pokazał mi tydzień temu gniazdo sroki. Zdziwiła mnie jego doskonałość konstrukcyjna. Wszystkie elementy od najcieńszej trawki do najgrubszej gałązki były precyzyjnie zaplecione w doskonałą pół-sferę i to w taki sposób, że niemożliwe byłoby usunięcie któregokolwiek z nich bez naruszenia struktury całości. Tak samo zdumiewa doskonałość każdego drzewa, gdy mu się uważniej przyjrzeć. Drzewo jest niedostrzegalne z innego powodu niż gniazdo: jest stałym elementem krajobrazu, więc zbyt banalne żeby dziwiło. A jednak po chwili w drzewie zdumiewa porządek wzrostu, ta niezwykła droga od nasienia do rozpostartej korony. Drzewo rozgałęzia się i rośnie w sposób optymalny a wiec doskonały bo jedyny możliwy, właśnie taki jaki jest najlepszy dla danych warunków. Trudno oprzeć się wrażeniu ze drzewo wie jak rosnąć i nie pyta przy tym nikogo o drogę, nie szuka drogowskazów ani map, nie pokonuje milionów zawahań. Drzewo zwyczajnie realizuje plan, którego tak bardzo potrzebuje człowiek. Co zatem różni drzewo od człowieka? Albo srokę od człowieka?
Człowiek dźwiga pewien ciężar, którego nie zna sroka ani drzewo. Ten ciężar to raczej pewien dramatyczny deficyt, coś, czego człowiekowi brak, a co stale ukrywa się za horyzontem. Horyzont pozostaje jednak dla człowieka nieruchomy, stale tak samo odległy, choć zmienia swój kształt.
Czym zatem jest wędrówka człowieka w poszukiwaniu sensu? Czym jeśli nie odkrywaniem siebie przez zamianę kierunku poszukiwań z przyczyny sprawczej na celową?
Nie wyruszam więc po to aby szukać tego czego mi  brakuje tylko wędruje dlatego bo chcę podarować coś co już posiadam.
Tego sensu, porządku, wyższego scenariusza nie odnajdę zatem gdzie indziej jak tylko w sobie bo to właśnie ja jestem celem, to siebie samego mam obdarować własną niedoskonałością. W praktyce oznacza to przebaczenie samemu sobie. Pogodzenie się z moją marnością.  Czy to możliwe ze w tym najprostszym "tu i teraz", które bylo ze mną zawsze - że w tym zawiera się wszystko czego tak daleko szukałem? A więc wszystko czego pragnąłem, czego szukałem i za czym tęskniłem jest już tu, ze mną? I zawsze było? To by znaczyło że od początku miałem w sobie doskonałość której szukałem. A zatem jestem stworzony na doskonały obraz. Na obraz Doskonałości. Jestem już częścią doskonałego planu. I jeśli tylko pozostanę wierny tej wdzięczności, którą wreszcie poczułem - nic złego nie może mnie spotkać.

niedziela, 2 marca 2014

sens

Najbardziej charakterystyczny element pocztówkowego krajobrazu Jerozolimy to  złota kopuła Meczetu "na skale". Pyszna kopuła wieńczy kamienną platformę która kiedyś była najświętszym miejscem żydów: słynną jerozolimską świątynią Salomona. Dziś żydom przypada tyko zewnętrzna strona jej zachodniegi muru, zwana wymownie "ścianą płaczu". Najświętsze miejsca dwóch wrogich sobie religii oddzielają kłęby kolczastego drutu i odczuwalna atmosfera wzajemnej niechęci.
W tureckim Stambule, kiedyś stolicy imperium bizantyjskiego, zwanej Konstantynopolem, największa świątynia wschodniego chrześcijaństwa, słynna Hagia Sophia, zamieniona po upadku Bixancjum na meczet, dziś jest muzeum - ku zgorszeniu i niejasnym nadziejom prawosławnych.
Gdy Napoleon, zdobywca niemal całej Europy, wracał pobity i upokorzony spod Moskwy, gdzieś na Litwie miał rzucić słynne zdanie, które niektórzy historycy przypisują jego ministrowi: "Od wielkości do śmieszności jest tylko mały krok".
Dzieje ludzkości przez historyków porządkowane są w pewien logiczny ciąg zdarzeń, ale jej punkty zwrotne wymykają się ludzkiej logice, jakby co jakiś czas losy ludzkości brał we władanie absurd, ślepy traf, którego chichot jest tak trudny do zniesienia przez szukającego sensu człowieka.
Ten absurd często towarzyszył mi gdy wędrowałem przez Rosję. Prawosławni, za władzy komunistów prześladowani, pozbawieni kapłanów i cerkwi, zepchnięci do podziemia, po "pierestrojce" lat 90-ych mogą dziś znowu cieszyć się wolnością kultu. Już mało kogo dziwi że protektorem rosyjskiej Cerkwi stał się nie kto inny, tylko Włodzimierz Putin, były agent KGB, a więc spadkobierca komunistycznych zabójców carskiej rodziny. Dziś oficjalnie uchodzi za przyjaciela patriarchy Cyryla, nawet otrzymał od niego w 2013 roku nagrodę Światowego Ludowego Soboru Rosyjskiego za "bezprzykladne zasługi dla odbudowy mocarstwowosci Rosji".
Idąc przez Rosję nie mogłem się nadziwić widokowi świętych ikon ustawianych na pomnikach Armii Czerwonej, tej samej która podczas rewolucji 1917 roku rzucała te ikony na płonące stosy. "Dziwny jest ten świat" można zanucić za Niemenem.
Czy w tej przesyconej absurdem rzeczywistości istnieje jakiś wyższy porządek? - pytają ci powątpiewajacy w Absolut i Boski plan.
Jak pogodzić masowe morderstwa popełniane przez nazistów i komunistów "w imię światowego pokoju" z poezją Heinego albo z ikonami Rublowa?
Myślę że wcale nie nieuchronność śmierci jest największym ciężarem jaki dźwiga w życiu człowiek. Największym jego problemem jest sens życia. Czego nie oddałby człowiek za pewność, że jest po właściwej stronie, że jego życie ma sens, że jego decyzje i czyny wynikają z logiki wyższej racji, której służy? Czy nie o to toczą się wojny? Czy nie to nakręca emocje publicystycznych dysput i programów "talk-show?". Żyć i umrzeć bez sensu to chyba najokrutniejsza perspektywa dla człowieka. No chyba że zwyczajnie przestanie się nad tym zastanawiać i ucieknie w świat emocji podsuwanych przez coraz sprawniejszych handlarzy. Żyć bez sensu i tak umrzeć? Zniknąć bezpowrotnie jakbym nigdy nie zaistniał nie włączając się w jakieś dobro, w jakiś sens? Kto by to zniósł?
Dzisiejsza Ewangelia jest ciekawym dopowiedzeniem.
Co może sam człowiek? Zdany na własne poznanie i własny rozum?
Może stać się tyranem albo klaunem.