poniedziałek, 5 września 2011

Jesien

Skończyły się brzoskwinie i winogrona ze slonevznych nizin, teraz w coraz bardziej górskim krajobrazie zachodniej Bulgarii dominuje złoto skoszonego zboża i gotowe do zbioru ziemniaki.
Jeden krzak padl ofiarą pielgrzyma. Kilogram ziemniaków wylądował w plecaku żeby jeszcze tego samego dnia być kolacja. No to podaje przepis. Pól kilo ziemniaków z ogniska, kawał fetopodobnego bułgarskiego sera, oliwą, sol no i wkrojona cebula. Może to sprawa tej rzadkiej przyprawy jaka jest widok słońca zachodzacego nad rilskim masywem, ale wrażenia smakowe niezapomniane.

Jeszcze jeden prosty przepis na kolację: i
Bakłażan pokrojony w plastry, smażony na oliwie do zarumienienia, posypać solą. Do tego sałatka z pomidorow i cebuli j chleb. Niezwykle i takie proste. Czestowali mnie tym przydrozni sprzedawcy warzyw. Uwaga. 50 procentowa rakija tylko jako dodatek. Nie jest to łatwe.
Cerkwie w wiekszosci zamknięte. Na dzwonnicach unczasem widze gniazda z bocianami. Rozkładam sie pod murem. Zawsze blisko absydy i ikonostasu, którego ikony mam przed oczami przed zaśnięciem.

Powietrze ma już to jesienne swiatlo przesunięte w stronę czerwieni. W nocy gwiazdy, rano mgla scieli sie pod nogami, a niewidzialne stado owiec
przesuwa się za dźwiękiem dzwonkow.
Jeszcze chyba nigdy nie najadlem się do syta jeżyn z krzaka. Są wielkie i słodkie. Jabłka choć dzikie też są bardzo słodkie. To bałkańskie słońce. Tak samo wlewa coś dobrego w ludzi.
Monastyr św. Piotra i Pawla. Nie ma nikogo ale cerkiew jest otwarta. Modlę sie przed ikonami. Waham sie czy zapalić swieczke za która składa sie dobrowolna ofiarę. Nie mam kasy. Obok ikon leżą drobne pieniądze. Na ich widok slina napkyea do ust i myśl o ciepłym posiłku natrętnie krąży po świętym miejscu. Krol Dawid wzial ze świątyni chleby pokladne gdy był w potrzebie - kombinuje. Decyduje sie mimo głodu nic nie brac. Może to przez to groźne spojrzenie św. Mikołaja... Wtedy do cerkwi wchodzi staruszek, ktory dba o to miejsce, podlewa kwiaty, kosi trawę. Sięga pomarszczona dłonią po monety i starannie odlicza.
Może to jego praca i całe utrzymanie... Oddycham z ulga ze wtedy sie powstrzymalem.
Gdy rozkładam karimate na trawie przy białej ścianie cerkwi pohawia sie dziadek i wnuk. Obaj mają na imię Iwan - to po naszemu Jan. Starszy Iwan opowiada ze byli na rybach a teraz chcą sobie upiec mięso tutaj i czy mam ochotę do nich dołączyć. Pytanie!
Po chwili zajadamy sie mięsem pieczonym nad ogniem i cebula z grilla. Sa tez pomidory. Pieczone sa niezwykle smaczne. Starszy Iwan jest dla młodego całym światem. Dziadek cierpliwie tłumaczy szescioatkowi czyn jest lezacy ma stole różaniec. Zanim odejdą dają mi pozostale po
uczcie warzywa, chleb i swiezo zerwane orzechy włoskie.
Dobry dzień! Teraz trzeba sie wyspać. Jutro droga do Dupnicy. Potem Mscedinia. Coraz wyżej i coraz biedniej.
Chryste prowadź!

1 komentarz: