niedziela, 25 września 2011

kosciol

Zaczyna zapadac zmrok gdy zblizam sie do Elbasan. Do zwyklego pod koniec dnia zmeczenia dochodzi dziwne pocenie sie i bol gardla. Czuje ze slabne wiec z ulga witam tablice oznaczajaca poczatek miasta. Teraz trzeba znalezc nocleg. Zaskoczony czytam nas murze KISHA KATOLIKA (kosciol katolicki), ale nauczony doswiadczeniem Plovdiv i Skopje juz nie daje sie poniesc entuzjazmowi. Ksiadz Giuseppe, orionista, wita mnie jednak serdecznie i prowadzi do drewnianego domku, gdzie w korytarzu patrzy na mnie wielka ikona Matki Bozej Nieustajacej Pomocy. Ta sama, do ktorej modlil sie mlody Karol Wojtyla po smierci matki. Teraz dopiero czuje ulge. Pomoc przyszla w sama pore!
Prysznic i szybko zapadam w sen.
Rano nie moge przelknac sliny, gardlo jest w zlym stanie. Jestem rozbity i osowialy. Nawet dobra kawa i z rozmownym ksiedzem nie ciesza. Giuseppe opowiada o swojej pracy z Albanczykami, o historii tego niezwyklego kraju. Kilkadziesiat lat komunistycznej dyktatury i wykorzeniania religii nie przynioslo jednak zadnego upadku moralnosci. Na ulicy nie widze chamstwa ani cwaniactwa, nie ma agresji. Widze szacunek dla starszych, uprzejme gesty, usmiechy. Mimo biedy ludzie jakby umieja zyc tym, co maja, bez tego pedu i wyscigu ambicji znanych mi z rodzinnych stron. A moze ich troche idealizuje za to ze sa tak uprzejmi dla pielgrzyma?
Giuseppe mowi ze ta czesc Albanii jest spokojna, nie ma konfliktow miedzy chrzescijanami i muzulmanami. W Swieta Bozego Narodzenia wspolnoty prawoslawna, katolickja i muzulmanska odwiedzaja sie nawzajem i skladaja sobie zyczenia. Uczestnicza tez we wspolnych przedsiewzieciach spolecznych i kulturalnych. Podziwiam piekne ikonowe freski, jakie w kosciele sw. Piusa X wykonal prawoslawny ikonopis. - Pracowal 5 lat - Giuseppe z duma pokazuje wielopostaciowa scene Zmartwychwstania. Znajac troche temat ikon, jestem pod wrazeniem warsztatu i duchowej ekspresji jaka moze byc tylko dzielem Ducha.
Inne stosunki miedzy religiami panuja na polnocy Albanii - z troska kontynuuje Giuseppe. Tam wieksza czesc ludnosci oparla sie dechrystianizacji dokonywanej przez Turkow uciekajac w wysokie gory. Tam przenoszono koscioly i tam przechowywano chrzescijanska tradycje. Dzis potomkowie tych dzielnych ludzi uwazaja sie za jedynych prawdziwych chrzescijan i z wyzszoscia traktuja innych, a bywa ze nowo chrzczonych wywadzacych sie z tradycji muzulmanskiej nie traktuja jak prawdziwych chrzescijan. Doznane cierpienie rodzi czesto problem nieprzebaczenia. Trudno kogokolwiek winic. Tu na Balkanach musi jeszcze uplynac wiele lat zeby zabliznily sie rany przeszlosci.

Mimo goraczki nie moge opuscic niedzielnej mszy. Kosciol jest pelen mlodych ludzi.
Efekt pracy Giuseppe. Zbudowal boiska do koszykowki i do pilki noznej. Organizuje dla mlodziezy czas po lekcjach i wyjazdy wakacyjne. - Wiekszosc z nich wyemigruje do Wloch albo Niemiec za praca - mowi z pewnym smutkiem. - Wtedy znowu zaczne z najmlodszymi...
- Ale ziarno zostalo zasiane - chce go pocieszyc. Usmiecha sie skromnie
Podsczas mszy *Ojcze nasz* odmawiamy trzymajac sie wszyscy za rece. Przekazanie znaku pokoju odbywa sie jakby kazdy chcial podac reke kazdemu... Powstaje harmider, w ktorym sciskam dlon siostr kalkutek, poznaje je po bialych sari w niebieskie pasy. Jedna z nich jest Slowaczka i dobrze mowi po polsku - rozmawiamy chwile po mszy na dziedzincu kosciola.
- Mamy tu zlobek i przedszkole. Wszystko jest dla dzieci bezplatne. Rodzicow i tak nie byloby stac... same im pomagamy. Patrze w twarze zatroskane losem malych dzieci biegajacych w kolo nas i widze pomarszczony usmiech Matki Teresy...

Niestety mimo objawow infekcji trzeba ruszac w droge. Szukam ksiedza zeby sie z nim pozegnac, ale pojechal juz na wies odprawic msze dla malej wspolnoty pol godziny drogi stad. Pisze kreda na chodniku GRAZIE PER TUTTI! i rysuje serce z krzyzem w srodku. Bede sie modlil za tego czlowieka i jego prace.

Po 10 km drogi przychodzi kryzys. Mimo wielkiej ochoty na cos zimnego pije zwykla wode. Pot leje sie po plecach a nogi sa chwilami prawie jak z waty. Kilometry dluza sie w nieskonczonosc. Plecak jest coraz ciezszy. Durres sie w ogole nie przybliza. Mysle ze nie jest dobrze. Prawdziwa walka niemal o kazdy krok.
Modlitwa sie urywa. Przypominam sobie kryzysy w poznym okresie zycia Matki Teresy, gdy bardzo cierpiala i staczala heroiczna walke z demonem zobojetnienia.
Jak latwo wyspiewywac - Alleluja! gdy jest zdrowie i dobre samopoczucie. Gdy czuje sie poruszenia swiat jest cudowny i modlitwa wznosi sie wysoko...
A w cierpieniu, w pustce i bolu nie znajacym konca, w braku nadziei - jak wtedy sie modlic, jak odnajdywac nadzieje? Nie mam sil. Ale jeszcze 8 kilometrow. Moze 10.

Z zapiskow sw. Teresy z Kalkutu:
***Gdzie jest moja wiara? Nawet głęboko... nie ma niczego prócz pustki i ciemności... Jeśli jest Bóg – niech mi wybaczy. Kiedy staram się wznieść moje myśli do Nieba, napotykam na tak wielką pustkę, że te myśli wracają jak ostre noże i ranią moją duszę... Jak wielki jest ten nieznany ból – nie mam wiary. Odraza, pustka, brak wiary, brak miłości, brak zapału... Po co to wszystko? Jeśli nie ma Boga, nie ma i duszy. Więc jeśli nie ma duszy, Jezu, Ty też nie jesteś prawdziwy....***

Sam to przeszedles moj Boze! Dla mnie! Wybrales ta droge. Nieskonczonosc przyszla na ziemie po to zeby wbito w nia gwozdzie mojego odwiecznego buntu. Dobrze wiesz czym jest bol. I teraz cierpisz znowu ze mna, cierpisz we mnie zeby mi pokazac jak blisko jestes...
Jestes Bogiem prawdziwym bo im Cie mniej widze tym blizej jestes i tym bardziej chcesz mi powiedziec, ze...

czwartek, 22 września 2011

Albania

... dzisiaj nocuje w kafejce internetowej. Zrobilem 36 km z Perrenjas do Librazd. Albania jest najwieksza niespodzianka na calej trasie. Goscinnosc ludzi da sie porownac chyba tylko z Zachodnim Brzegiem Jordanu w Palestynie, gdzie ciezko bylo przejsc 1 km spokojnie... wszyscy zapraszaja na herbate. Tutaj podobnie. Albania izolowala sie wiele lat przed swiatem. Teraz chyba nadrabia... Kafejki internetowe w kazdej wsi. Wszyscy ciekawi swiata... Gdy pokazuje deske z mapa pada wiele pytan. Jezyk albanski jest tu pewnym klopotem, ale tylko z poczatku. Wlaczamy slowka z niemieckiego, wloskiego, macedonskiego.
Miasteczka w gorach. Motel 10 euro. Nie stac mnie. Podloga w kafejce za darmo. Troche twardo ale jest woda i toaleta. No i mozna naladowac baterie. Zamykaja 24.00 ze mna w srodku. Chyba zaufali pielgrzymowi. Szczegolnie zainteresowana mna jest mlodziez... wymieniamy adresy FB i oczywiscie pytanie czy kibicuje Barcelonie czy Realowi. Od Palestyny przez Turcje, Bulgarie i Macedonie wiem ze poprawna odpowiedz to oczywiscie FC Barcelona i Messi!
Kilka zdjec z ostanich dni...

Jeszcze z Macedonii...Impreza z okazji rozpoczecia budowy nowej cerkwi...troche inny klimat niz u nas

Jestem tu figura. Zdjecia z pielgrzymem...

Czas w droge...

Jezioro Ohrydzkie do zludzienia przypomina Jezioro Galilejskie... w okolicy jest ponad 360 starych cerkwi

Wszystko jest kwestia wiary...


Cerkiew sw. Archaniola Michala jest zabudowana jaskinia wysoko na skale


Zapalam trzy swieczki

Z gory jest widok na jezioro

1000 denarow od holenderskkich turystow

Tutaj zaczyna sie Albania...

Bieda, ale na twarzach wszyscy maja szeroki usmiech...

Droga przez gory

wtorek, 20 września 2011

Jezioro

Od kilku dni Bog blogoslawi mi gościna dobrych ludzi. We wsi Lukovo kladkem sie już do snu na kamiennej posadzce przed cerkwią św. Atanazego, ale pojawili sie mieszkańcy wsi z latarkami. Pilnują cerkwi bo zdarzyła sie tu kradzież starych ikon. Patrzą na mnie podejrzliwie i wypytuja skąd sie tu wzialem. Moja historia brzmi mało wiarygodnie ale obok ustawiłem własne ikony: św. Jana Chrzciciela i Bogurodzicy. One lepiej tłumaczą. Cerkiew stoi pośrodku cmentarza na wysokiej górze. Pytają czy nie boję sie sam tu spać. Odpowiadam, że Matka Boza ma niebieska władzę nad wszystkimi duchami. Kiwaja głowami i zapraszają mnie do sklepu, gdzie gromadzi sie chyba pól wioski. Kolacja i rakija dla pielgrzyma i sto pytan. Człowiek przedstawiony mi jako "president of the village" zaprasza mnie do swojego domu, ale ostatecznie na nocleg trafiam do Mikiego. Jest z rodziny tutejszych księży ale nosi dredy, ma kolczyki w ustach i w nosie i uprawia jogę. Jest tu dziwna postacią na tle bardzo tradycyjnych biednych górali ale toleruja go i darzą czymś w rodzaju szacunku z uwagi na historię jego rodziny i sukces zawodowy jaki odniosl w Anglii jako producent muzyki elektronicznej. Mieszka z żona, Hiszpanka i 8-miesięczna córeczka w starej chacie po ojcu, wyremontowanej w nowoczesnym stylu z zachowaniem starych elementów. W dużej gromadzie siedzimy ns tarasie jego domu. Jest rakija, mięso z grilla i warzywa. Muszę odpowiedzieć na wiele pytań. Młodzi ludzie robią sobie ze mną zdjęcia. Mam łóżko, mogę wziąć prysznic! Rano kawa i śniadanie. Jestem zaproszony na uroczystość poświęcenia miejsca pod budowę nowej cerkwi pod wezwaniem sw. Eliasza. Trzeba przeprawic sie lodka na druga syrone jeziora. Jest tu kilkaset osób, mieszkańców okolicznych wiosek. Zabawa nie do opisania. Muzyka, tańce i wielka uczta! Ludzie składają dary pod ikoną Eliasza ktory spogląda na chmurę, na której unosi sie Maryja z malym Jezusem. Podziwiam jaj silne są tu tradycje. Jestem tu ważna postacią, wszyscy klepia mnie przyjacielsko po plecach i robią ze mną zdjęcia. Ale czas ruszać w drogę. Żegnam sie blogoslawiac wszystkim moim kosturem. Z Mikim i jego zona żegnamy sie szczególnie serdecznie. Niezwykły człowiek. Gdy opowiada mi o karmie i oczyszczeniu przez medytacje, mówię mu ze w chrześcijaństwie oczyszczenie uzyskujemy wypowiadając słowa setnika: Panie nie jestem godzien... słowa wypowiedziane z wiara przynoszą uwolnienie i uzdrowienie. Widzę ze wiara Mikiego w dobro mimo różnic miedzy nami bardzo nas łączy. Roznica moze polega na tym, ze ja wierzę w dobro doskonale, bez tej czarnej kropki w białym polu znaku ying-yang. Zgadzamy sie ze lepiej działa przykład życia niż najbardziej rozwiniete teologie i najpiekniejsze liturgie. Dla mnie szczytem rozwoju duchowego dla czlowieka w ziemskim życiu jest Milosc Samoposwiecajaca objawiona w Jezusie, Synu Bozym.
Miki ma szacunek do mnie i ja mam szacunek do niego. Jest chyba deista i nie wyczuwam zadnych sztucznych napiec i wewnętrznego rozdarcia pod przykrywką udawanego spokoju- tak czestych u mlodych ludzi szukajacych Milosci w praktykach wzietych z obcych kultur. Des (żona Mikiego) mówi ze śmiechem:
Let's do the WALK not the TALK! Fotografuja Tablice Pokoju - zgadzaja sie z prymatami cywilizacji milosci. Obdarowuja mnie prowiantem i dostaje pieniądze na drogę. Będę pamiętał to miejsce i tych ludzi.
Wieczorem dochodzę do małej wioski Radozda nad Jeziorem Ohrydzkim. Ten teren zwany jest Jerozolima Bałkanów. W górach wokół jeziora jest ponad 360 cerkwi, głównie z czasow. bizantyjskich. Zebrali sie więc wokół jeziora chyba wszyscy święci!
Jezioro do zludzenia przypomina mi Jezioro Galilejskie. Nawet miasto Ohrid po drugiej stronie jeziora wygląda jak Tyberiada widziana z Kafarnaum.
Zatrzymuje sie w pokoju za 6 euro (mam z ofiar!) u stóp skały, w której wykuto w XIII wieku cerkiew św. Archaniola Michala. Niskie drzwi otwieram kluczem otrzymanym od moich gospodarzy i wchodze w pachnaca kadzidlem swieta przestrzen wielu wiekow modlitw.
Zapalajac świece budze dwa nietoperze.
Do budowy świątyni wykorzystano naturalna jaskinie. Wita mnie chmurne spojrzenie Archaniola Michala. Obok Matka Boza z Dzeciatkiem. Mik'ael to po hebrajsku "Któż jak Bog?". Wódz niebieskiego wojska, pogromca Satanaela, oddany sługą Maryi, królowej nieba. Najstarsze ikony na skalnych ścianach mają wydrapane oczy. Jakby ktoś nie mógł znieść ich spojrzenia. Moze muzulmanscy Turcy, ktorzy podbili te tereny w sredniowieczu? Odmawiam różaniec mając z gory widok na Jezioro. Gdzieś za górami po drugiej stronie przechodzi burza. Ale nie słychać
grzmotów tylko zachmurzone niebo co jakiś czas rozswietla milczaca blyskawica. Sceneria trudna do opisania. Schodząc w dół przechodzę przez cmentarz. Krzyże patrzą na wschod, w stronę swietlnego spektaklu na jeziorze. Slychac szum fal którymi wiatr porusza wysoka trzcine przy brzegu. Gdy wracam do pokoju na tarasie przed domem spotykam czwórkę holenderskich turystów.
Wyglądają jakby w ciemności zgubili drogę. Sasiedztwo cerkwi, blyskawice i pewnie moj krzyż na szyi i różaniec w reku, tworza atmosfere do rozmowy. Pytają czy tu pracuje. Uśmiecham sie i wyjaśniam skąd sie tutaj wzialem. Widzę ze są poruszeni gdy mówię im o pielgrzymce i prymatach cywilizacji miłości. Sa najwyrazniej ateistami, ale uwaznie sluchaja. Gdy odchodzą pod popielniczka na ich stoliku dostrzegam kawałek papieru. 1000 denarow. To rownowarosc 20 euro. Przyglądam mu sie i teraz widzę wydrukowana na banknocie Matke Boza z Jezusem i oddajacego im pokłon Archaniola.

niedziela, 18 września 2011

Gory

Kilka zdjec z Mavrowskiego Parku Narodowego w Zachodniej Macedonii...


Z mlodymi Albanczykami mozna porozumiec sie po macedonsku. Znaja dobrze Matke Terese z Kalkuty. Dla kazdego Albanczyka jest swieta

Rytm rozanca codziennie naklada sie na rytm krokow

Jakis czas towarzyszyl mi pies. Tez wloczega

Monastyr sw. Jana Chrzciciela. Tu mozna odoczac

piątek, 16 września 2011

Jan

Idę na południe od Jeziora Mavrovskiego. Góry jak nasze Tatry tylko ludzi nie ma. Noc w schronisku i rozmowa z Danco, wlascicielem. Jest macedonskim patriota. Pijemy czerwone wino z jego winnicy i rozmawiamy o historii Balkanow. Vukovar, Srebrenica. Te nazwy wciaz zyja w pamieci ludzi. Gdy wychodzę na zewnetrz rozlegaja sie strzały z broni maszynowej. Odruchowo schylam głowę. Gdzieś w dolinach strzelają w różnych miejscach. Vanco że śmiechem wyjaśnia że to na wiwat, Macedonia pokonała Litwe w koszykówkę. Taki kraj. Po domach ludzie nadal mają kalasznikowy.
Dostaje od Vanco 40 euro na drogę i wyruszam rankiem droga przez przełęcze w stronę monastyru Bigorskiego św. Jana Chrzciciela. Mapa jest nuedokladna. Przekonuje sie o tym gdy droga kończy sie wśród skał choć na mapie prowadzi dalej. Trzeba sie cofnąć i naokoło iść główna drogą. Dodatkowe 10 km. Taki los pielgrzyma. Widoki za to niezwykle.
W monastyrze dostaje miejsce w dormitorium. Kamienna świątynia z XI wieku. Rzezbiony ikonostas zapiera dech w piersiach. Znając już prawosławna liturgię i tutejsze obyczaje oddaje kolejno pokłon głównym ikonom z potrojnym znakuem krzyza. Swiatynia przechowuje relikwie Jana Chrzciciela. Całuje wielka przeszkloną szkatule ze szczątkami patrona naszej pielgrzymki dziękując za to że mnie tu doprowadził.
Dziękuję też za to, że Wojtek mógł dzisiaj w Parlamencie Europejskim w Strasburgu wręczyć europoslom tablice pokoju z wypisanymi prymatami cywilizacji miłości. Czy to przypadek że akurat w tym dniu swoją opiekę okazuje św. Jan Chrzciciel?
Dominik chyba zbliża sie do Czestochowy. Matka Czestochowska napewno udzieli mu gościny.

W monastyrze mam wieczor żeby odpocząć po trudach wędrówki. Opiekuje sie mną pewien pielgrzym który wie dużo o tym miejscu. Kemiennt monastyr jest jakby przyklejony do stromej góry
porosnietej bukowym lasem, w dole po okrągłych kamieniach wartko toczy wodę potok Radika. Za nim są już albańskie wioski z białymi minaretami odcinajacymi się od zieleni a dalej, za skalnymi grzebieniami zaczyna sie tajemnicza Albania, o której nadalmam bardzo malo informacji. Będąc w drodze zdany ba pomoc napotkanych ludzi ten brak informacji trochę mnie niepokoi.

Uczestniczę w liturgii, głównie słuchając śpiewów i oddając pokłony tak jak mnisi. Odmawiam różaniec i wchodzę sto metrów w dół do cudownego źródła i ukrytych w lesie małych kamiennych pustelni. Kolecje jemy wszyscy razem w refejtarzu z ikoną Ostatniej Wieczerzy.
Jeden z mnichów klepie mnie z uśmiechem po ramieniu i mówi, że widział mnie w górach gdy szedłem w dół. Musiał mnie minąć samochodem.
Rano msza 6.30. Pamiętam o długich spodniach i długim rękawie. Mimo pragnienia uczestnictwa w Eucharystii, powstrzymuje sie w ostatniej chwili. Jednak jestem katolikiem. Wszyscy o tym tu wiedzą i nie tobą z tego żadnego problemu.
Jeden że starszych mnichów podchodzi i mówi z szacunkiem, że u nas (w Polsce) byli kiedyś z misja Cyryl i Metody. Dwaj święci bardzo tutaj czczeni. Szacunkiem darzony jest też św. Franciszek.
Pokazuje pocztówki z monastyrow z Ziemi Swietej, gdzie byłem 70 dni temu. Mnisi całują zdjęcia z nabozna czcią. Na dziedzińcu dwaj mnisi poleroja swiecaca jak złoto kopułę cerkiewna. Mówią,że to na nowa swiatynie św. Serafina z Sarowa. Mogę sie pochwalic że znam postać tego risyjskiego mnicha i ascety, ktory w cerkwi prawosławnej porównywany jest do naszego św. Franciszka.
Jeszcze wspólne śniadanie i czas sie żegnać z goscinnym monastyrem św. Jana Chrzciciela.
Mój pielgrzym-opiekun wręcza mi od siebie na pamiątkę mała ikonę Jana Chrzciciela. Okazuje sie że ma na imię Jan. Odwzajemniam sie gałązka z drzewa oliwnego z ogrodu Getsemane.
Sciskamy się serdecznie i nawzajem udzielamy błogosławieństwa.
Ziv i zdrav! (badz żywy i zdrów).
Czas ruszać. Niech Bog blogoslawi!

poniedziałek, 12 września 2011

Macedonia

W Macedonii powital mnie stary monastyr 15 km od granicy z Bulgaria i Michail, Czarnogorzec, ktory prosi by nazywac go Michail Hadzi Ubogij. Znam slowo "hadzi" z arabskiego. Oznacza pielgrzyma. Michail jest pielgrzymem z wielka siwa broda i lagodnym spojrzeniem niebieskich, iskrzacych oczu. Z malym workiem na plecach i kosturem wedruje po swietych miejscach Balkanow, ale byl tez w Ziemi Swietej. Gdy mnie zobaczyl rzucil sie do calowania krzyza na rozancu, ktory nosze na szyi. Dogadujemy sie bez problemow, pomaga nam troche znajomosc rosyjskiego, ale uzywamy glownie jezyka... "slowiansko-balkanskiego", zrozumialego dla Macedonczykow, Serbow, Kroatow, Bosniakow, Bulgarow no i Polakow. Udziela nam sie wyjatkowosc tego spotkania dwoch pielgrzymow, modlimy sie razem, calujemy ikony. Monastyr karmi nas obu. Chyba taki zwyczaj. Nie czujemy zeby cokolwiek roznilo prawoslawnego od katolika. Przygladaja nam sie turysci. Sa wsrod nich uczestnicy miedzynarodowego pleneru malarstwa wspolczesnego. Mloda Macedonka podchodzi i pyta skad jestesmy i dokad wedrujemy. Mowi, ze caly czas szuka swojego wyrazu, artystycznego jezyka, wlasnego warsztatu, ze rzeczywistosc "widzialna" jej nie wystarcza, fascynuje ja surrealizm. Dzika przyroda otaczajaca starozytny monastyr i dwaj brudni pielgrzymi sa dosc "surrealistyczna" oprawa dla tej rozmowy.
- Moze maluj to, co widzi serce...
- No wlasnie, ale jak to dostrzec?
- Sam szukam na to odpowiedzi.
Z Michailem rozwazamy wspolna droge do jego domu w rodzinnej Czarnogorze, ale to dla mnie nadlozenie wielu kilometrow. Drugi wariant to wspolna wedrowka do Asyzu. Ale po drodze albanskie Kosowo, a tam Michaila nie wpuszcza... - Tam Albancy - mowi.
Gdyby dostal pieniadze od Boga, odbudowalby stary opuszczony monastyr sw. Jerzego gdzies w gorach. - Moze razem to zrobimy? - swieca mu sie niebieskie oczy.
Zegnamy sie serdecznie sciskajac i obiecujac sobie wzajemna modlitwe i kazdy wyrusza w swoja droge. Ja do Skopje, a Michail Hadzi Ubogij na polnoc, do Serbii.

Ide przez albanskie wioski. Nieufne spojrzenia, ciemna karnacja, inne zachowanie, jakby nerwowe. Psy czesto nie sa na uwiezi wiec bywa ze wybiegaja sfora z podworka i napedzaja mi strachu. Widze wyrazne roznice miedzy Slowianami i Albanczykami. Dziesiec lat trwala tu wojna. Jeszcze nie tak dawno sasiedzi mordowali sie nawzajem. Teraz jest pokoj, ale w powietrzu jest ciagle jakies napiecie... a moze to tylko moje zmeczenie i niepotrzebne obawy.
Skopje, stolica MAcedonii to polmilionowe miasto. Stoja tu obok siebie meczety i prawoslawne swiatynie. Jest tez katedra katolicka, odbudowana po wielkim trzesienu ziemi, ktore nawiedzilo Skopje w 1963 roku. Smierć o swicie poniosło 1070 ludzi, a ponad cztery tysiące odnioslo rany. Ponad sto tysięcy osób straciło dach nad głową.
Zniszczeniu uległo w przybliżeniu 75% zabudowy miasta. Największe zniszczenia zanotowano w dolinie rzeki Wardar, ale to jednak właśnie tam ocalał jeden z ważniejszych zabytków miasta – piętnastowieczny, kamienny most. Z tragedii ocalal wiec... symbol laczenia przeciwnych stron.

Dla upamiętnienia tragicznych wydarzeń zachowano w niezmienionym stanie budynek Poczty Głównej- z zegarem, który zatrzymał się w chwili trzęsienia ziemi. W budynku mieści się obecnie muzeum, w którym znalazł się podarowany Skopje przez Pablo Picassa obraz pt. "Głowa kobiety".

Tutaj w 1910 roku urodzila sie Agnesë Gonxhe Bojaxhiu, ktora do historii przeszla jako sw. Matka teresa z Kalkuty. Agnieszka od wczesnych lat zafascynowana była żywotami misjonarzy. W wieku dwunastu lat postanowiła poświęcić swe życie Bogu. Sześć lat później opuściła dom rodzinny i została misjonarką. Przyjaznia darzyl ja Jan Pawel II. Krytykowano jej zdecydowany sprzeciw wobec aborcji i antykoncepcji oraz wiarę w to, że ubóstwo jest czymś dobrym.

Skopje jednak nie jest dla mnie goscinne. W katedrze nie zostaje przyjety, okazuje sie ze nawet skromny kawalek podlogi to zbyt wiele. Dwie zakonnice powtarzaja - Nie razbiraju (maced. nie rozumiem), choc przed chwila dogadywalem sie z Macedonczykami bez problemu na ulicy pytajac o droge do katedry. Moze to dlatego ze jest juz noc, gdy rozmawiamy na dziedzincu kosciola. Moze to lek przed dziwnym obcym ktory opowiada ze idzie z Jerozolimy. Nauczony doswiadczeniem nie czuje rozczarowania. Znajduje do spania miejsce w miejskim parku. Czuje jednak ze jestem bardzo zmeczony. Od wielu dni stale boli prawa stopa. Przydaloby sie solidnie wykapac.

W Macedonii slabo dziala mi komorka. SMSy nie dochodza. Jest za to bezprzewodowy internet w kafejkach, gdzie moge doladowac telefon i napisac te kilka slow.

Przede mna droga na poludnie Macedonii, nad Jezioro Ochrydzkie. Tereny zamieszkale glownie przez prawoslawnych chrzescijan. Potem zaczyna sie Albania. Trzeba przejsc przez gory (jakies 10 dni) do portu w Durres, a stamtad przeprawa do Wloch.
Pytam Macedonczykow o Albanie, jak tam jest, jacy ludzie, ale nikt nie potrafi dac mi odpowiedzi. Nie wiedza. Wiem tylko, ze panuje tam bieda, ze mieszkaja tam glownie muzulmanie i ze kraj ten izolowal sie przez wiele lat.

Zostaje modlitwa!

środa, 7 września 2011

Intencje

wasze intencje są tu że mną cały czas. Czytam je rano przed drogą i płacze gdy widzę tak wielka wiarę i tak silna modlitwę. Ja tutaj jestem słaby i idę dzięki wam. Modlcie się! Nie ustawajcie! Jesteśmy słuchani cały czas tylko potrzeba wytrwałości! Wczoraj miałem kryzys. Tu na Balkansch w górach gdy leje czuję ta ludzka samotność i bezsilność. Boli prawa stopa mam jakaś wysypke bo z higiena ciężko, ale strach i zwątpienie muszą ustąpić gdy jest Miłość, a ona jest tutaj cały czas, z nami, blisko!
Wiem że Wojtek i Dominik mają ciężko na swoich drogach. Ja mogę czytac wasze intencje i to mi dodaje sił. Przede mną Macedonia. Może to ostatni wpis na kilka dni bo nie wiem jak tam z dostępem do internetu (teraz pisze z telefonu na ostatniej stacji benzynowej przed granicą).
Nieustannie sie modlcie!
Blogoslawie Pokojem i Dobrem!

poniedziałek, 5 września 2011

Jesien

Skończyły się brzoskwinie i winogrona ze slonevznych nizin, teraz w coraz bardziej górskim krajobrazie zachodniej Bulgarii dominuje złoto skoszonego zboża i gotowe do zbioru ziemniaki.
Jeden krzak padl ofiarą pielgrzyma. Kilogram ziemniaków wylądował w plecaku żeby jeszcze tego samego dnia być kolacja. No to podaje przepis. Pól kilo ziemniaków z ogniska, kawał fetopodobnego bułgarskiego sera, oliwą, sol no i wkrojona cebula. Może to sprawa tej rzadkiej przyprawy jaka jest widok słońca zachodzacego nad rilskim masywem, ale wrażenia smakowe niezapomniane.

Jeszcze jeden prosty przepis na kolację: i
Bakłażan pokrojony w plastry, smażony na oliwie do zarumienienia, posypać solą. Do tego sałatka z pomidorow i cebuli j chleb. Niezwykle i takie proste. Czestowali mnie tym przydrozni sprzedawcy warzyw. Uwaga. 50 procentowa rakija tylko jako dodatek. Nie jest to łatwe.
Cerkwie w wiekszosci zamknięte. Na dzwonnicach unczasem widze gniazda z bocianami. Rozkładam sie pod murem. Zawsze blisko absydy i ikonostasu, którego ikony mam przed oczami przed zaśnięciem.

Powietrze ma już to jesienne swiatlo przesunięte w stronę czerwieni. W nocy gwiazdy, rano mgla scieli sie pod nogami, a niewidzialne stado owiec
przesuwa się za dźwiękiem dzwonkow.
Jeszcze chyba nigdy nie najadlem się do syta jeżyn z krzaka. Są wielkie i słodkie. Jabłka choć dzikie też są bardzo słodkie. To bałkańskie słońce. Tak samo wlewa coś dobrego w ludzi.
Monastyr św. Piotra i Pawla. Nie ma nikogo ale cerkiew jest otwarta. Modlę sie przed ikonami. Waham sie czy zapalić swieczke za która składa sie dobrowolna ofiarę. Nie mam kasy. Obok ikon leżą drobne pieniądze. Na ich widok slina napkyea do ust i myśl o ciepłym posiłku natrętnie krąży po świętym miejscu. Krol Dawid wzial ze świątyni chleby pokladne gdy był w potrzebie - kombinuje. Decyduje sie mimo głodu nic nie brac. Może to przez to groźne spojrzenie św. Mikołaja... Wtedy do cerkwi wchodzi staruszek, ktory dba o to miejsce, podlewa kwiaty, kosi trawę. Sięga pomarszczona dłonią po monety i starannie odlicza.
Może to jego praca i całe utrzymanie... Oddycham z ulga ze wtedy sie powstrzymalem.
Gdy rozkładam karimate na trawie przy białej ścianie cerkwi pohawia sie dziadek i wnuk. Obaj mają na imię Iwan - to po naszemu Jan. Starszy Iwan opowiada ze byli na rybach a teraz chcą sobie upiec mięso tutaj i czy mam ochotę do nich dołączyć. Pytanie!
Po chwili zajadamy sie mięsem pieczonym nad ogniem i cebula z grilla. Sa tez pomidory. Pieczone sa niezwykle smaczne. Starszy Iwan jest dla młodego całym światem. Dziadek cierpliwie tłumaczy szescioatkowi czyn jest lezacy ma stole różaniec. Zanim odejdą dają mi pozostale po
uczcie warzywa, chleb i swiezo zerwane orzechy włoskie.
Dobry dzień! Teraz trzeba sie wyspać. Jutro droga do Dupnicy. Potem Mscedinia. Coraz wyżej i coraz biedniej.
Chryste prowadź!

czwartek, 1 września 2011

myśli

W drodze przychodzą myśli. Gdy jakaś towarzyszy mi dłużej, zapamietuje ja.

1.Na nic się nie nastawiaj - na wszystko sie otwieraj.
W samotnej wędrówce bez zabezpieczeń wszystko co mnie spotyka jest inne niż sie wcześniej mogłem spodziewać. Zwykle lepsze. Ale te zaskoczenia uczą żeby na nic sie z góry nie nadtawiac. Trzeba mieć zawsze szeroko otwarte oczy i wszystko przyjmować z wdzięcznością. Romantyzm i malowniczosc przychodzą później, gdy minie znużenie i ból. Tak trudno docenić to, co dzieje sie w tej chwili, zawsze oczekuje czegoś lepszego. Tak jakby wdzięczność była obarczona swoją bezwladnoscia.

2. Nie masz nic więc wszystko dostajesz.
Idąc bez pieniedzy i namiotu z plecakiem przez góry potrzebne jest zawieraenie. Gdyby nie było w tym Jego woli nie doszedlbym tutaj, bez Niego nie pokonam jutro kolejnych 30 km. To nie moja pomysłowość i roztropność sprawiają że znajduje mnie pożywienie i noclegi. Ja mam modlitwę. Wtedy Jezus jest moja roztropnoscia. Oddanie sie Jemu jest łatwe gdy nie ma innego wyjścia. Jeśli nie poproszę o chleb będę głodny. Więc proszę. I zawsze dostaje.

3. Po ciężkiej próbie przygotuj sie na kolejna.
Kilka dni temu po ciężkiej wędrówce doszedłem do Plovdiv. Duże miasto, wiedziałem że jest tam
katolicki kościół. Trafiłem do niego od razu i to z marszu wszedłem na mszę o 18.00. Po wielu tygodnuach bez mszy znalazłem sie wśród bliskich mi postaci: bl.Jana Pawla II, św. Teresy z
Kalkuty, św. Franciszka. Kosciol okazal sie katedra pod wezwaniem sw. Ludwika. Podczas mszy odbywał sie chrzest dziecka włoski-bułgarskiego małżeństwa. Eucharystie przyjąłem na kolanach placzac. Czułem wielka radość i wdzięczność ze mogłem tutaj trafić, po setkach kilometrów
gorącego pustkowia.
Modliłem sie a potem poszedłem do księdza spytać o nocleg. Spieszył sie gdzieś i patrzył na mnie jakos podejrzliwie odpowiadajac zdawkowo ze nie można każdemu ufać tak od razu, ze biskup jest surowy, ze wszystko pozamykane. Poprosiłem tylko o miejsce na trawie i o wodę. Odmówił tłumacząc ze kraj jest w budynku, a klucze ma ktoś inny. Podszedłem do ministranta pokazując na desce mapę i trasę mojej wędrówki. Zrozumiał ze jestem oiekgrzymem ale tylko rozłożył bezradnie ręce sugerując żebym opuścił teren kościoła bo zamykają teren. Zostałem na ulicy. Bylem zdruzgotany. Czułem gorycz i resztkami sił nie pozwalalem jej przejść w złość.
Wtedy przypomniało mi się doświadczenie Franciszka przed drzwiami klasztoru i to co mówił o radości doskonałej. Byłem w lepszej sytuacji bo przed chwila uczestniczyłem w cudownej uczcie, a mimo to oczekiwałem jeszcze więcej. Z trudem podjąłem modlitwę za księdza który mnie odprawił i powloklem sie ulica obcego miasta. Zbliżała sie noc. Pomyślałem ze trzeba wyjść z miasta i szukać czegoś na polu, na wsi. Nie miałem wody... Może jakaś fontanna? O chleb poproszę kogoś jutro. Wtedy podeszli do mnie starsze małżeństwo. Zrozumiałem ze chcą mnie gdzieś zaprowadzić. Nic nie rozumiałem z ich bułgarskiego a może byłem tak zmeczony. Doszliśmy do jakiejś kamienicy. Kobieta nscisnela dzwonek do drzwi i odeszli. Zostałem sam nie wiedząc co to za miejsce ani kto mi otworzy. W drzwiach pojawiła się zakonnica. Jej usmiech uświadomił mi że trafiłem do właściwego miejsca.
Po chwili była wsoabiala kolacja, pokój z łazienka i biała posciela, siostry wzięły nawet idę mnie rzeczy do prania.
Panie Boze! Nie dopusc abym kiedykolwiek zwatpil w Twoja opiekę. Nie pozwól abym kogokolwiek pochopnie ocenił. Pójdę każda drogą która mi wskazesz, bo wiem że jesteś że mną.
Podziękuje ci nie odrzucając zmęczenia, nie rezygnując z bólu stopy i ze znurzenia. Tylko bądź przy mnie!