sobota, 29 sierpnia 2015

pszczoła

Dziś nad ranem śniły mi hebrajskie znaki. Wielkie i czarne jak skalne opoki albo gigantyczne drzewa wynurzały się z ziemi i rosły w stronę nieba. W ostatnich dniach sporo czytałem o znaczeniu hebrajskich liter i pewnie stąd ten sen.

Żydzi wierzą, że każde słowo ma wielką wagę, głęboki sens i znaczenie. Znaczenie każdego słowa pochodzi zawsze z natury, jest głęboko zakorzenione w historii ludzkiego doświadczenia. Dlatego hebrajski alfabet składa się ze znaków-słów, które kiedyś były dla człowieka praktycznymi, ziemskimi kształtami. Na przykład czwarta litera alfabetu hebrajskiego, Dalet, wygląda jak rozchylana zasłona namiotu i w języku hebrajskim oznacza dosłownie drzwi. Litera u żydów jest zarazem słowem, znakiem, który kiedyś nadał sens jakiejś rzeczy.
Pierwsza litera Biblii (początek Księgi Rodzaju w Torze) to litera Bet, druga w alfabecie, która wygląda jak odwrócone łacińskie „C”, a więc znak, który jakby zamyka spojrzenie w dół, w górę i za siebie, zostawiając tylko kierunek do przodu, niczym wyjście z jaskini, a więc z ciemności. Znak wyruszenia w drogę.

Słowo. Pierwszym słowem wypowiedzianym przez Boga było stworzenie świata z pustki i milczenia. Bóg przerywa milczenie i mówi stwarzając. Stworzenia są Jego słowami, Jego głosem. Cała przyroda jest wielkim boskim poematem.
Potem, powołując kolejno do istnienia formy nieożywione, a z czasem rośliny, zwierzęta i na końcu człowieka, Bóg pozwolił temu ostatniemu nadać wszystkim stworzeniom imiona. Jakie wielkie wyróżnienie i zaufanie! Człowiek mógł własnym słowem współuczestniczyć w boskim akcie stworzenia, a więc dopełnić go nadając sens temu, co nazywał. Potem historia dopełni się Słowem, które stanie się ciałem w Chrystusie. Chrystus będzie więc ostatnim słowem, Słowem które nada ostateczny sens wszystkim rzeczom.

W języku hebrajskim „pszczoła” i „słowo” mają ten sam rdzeń. Oba tworzone są przez spółgłoski D-B-R. (Dalet-Bet-Rosh). „Słowo”(DaBaR) i „pszczoła” (DeBoRah) musiały więc być kiedyś przez Hebrajczyków blisko kojarzone, wynikać z podobnego sensu.

Młynarz z Dąbrowic, u którego ostatnio kupowałem otręby, okazał się jednocześnie pszczelarzem. Mówił, że ma przy domu 20 pszczelich „rodzin” i jeszcze pięć pod lasem. Obserwuje te ciekawe stworzenia od lat i jest coraz bardziej zdumiony ich zdolnościami i organizacją. Pszczoły świetnie widzą i słyszą, potrafią przewidywać pogodę, rozpoznają kierunki świata, są czułe na promieniowanie, żądlą tylko w miejsca chore lub osłabione, ponoć po ruchach postaci potrafią rozpoznawać poszczególnych pszczelarzy. Tworzą doskonale sześciokątne komórki woskowego plastra i wypełniają je miodem i innymi substancjami, których pełnię właściwości człowiek dopiero bada i odkrywa.
Pszczelarz-młynarz opowiadał o świetnej organizacji ula i niezwykłej pracowitości tych stworzeń, ale mówił o czymś jeszcze...

Pszczoły są bardzo silnie nakierowane na cel. One całkowicie poświęcają się swojej misji. Zdumiewa to poświęcenie. Widział wiele razy, jak zmęczone znoszeniem do ula pyłku i nektaru pszczoły przysiadają w drodze na kłosach zboża żeby odpocząć. Dostrzegał, że miały postrzępione od przepracowania skrzydełka. To znak, że może zginą w drodze, nie osiągnąwszy ula, albo dolecą, oddadzą pyłek i zginą. Jest jakaś wielka tajemnica w tym całkowitym oddaniu się stworzenia swojemu celowi. Patrząc na pszczoły można dostrzec, że świat ma naturę celową, jest zwrócony ku celowi, nie może być grą przypadków.
Gdy wędrowaliśmy z Obrazem przez Węgry spotkaliśmy nad Balatonem księdza, który opowiadał, że znał kapłana-pszczelarza, który znany był z tego, że prowadził rekolekcje o pszczołach. Skupiał się na zwyczajach ula, na zachowaniach pszczół. Na tych rekolekcjach księża płakali.


Gdy zastanawiam się nad związkiem pszczoły i słowa przypomina mi się fragment z Księgi Izajasza:

,,Gdyż jak deszcz i śnieg spada z nieba i już tam nie wraca,
dopóki nie zrosi ziemi i nie uczyni jej urodzajną, tak iż porasta roślinnością
i daje siewcy ziarno, a jedzącym chleb,
tak jest z moim słowem, które wychodzi z moich ust:
Nie wraca do mnie puste, lecz wykonuje moją wolę
i spełnia to z czym je wysłałem”.
(Iz. 55.10-11)

Opis stworzenia świata w Księdze Rodzaju mówi o tym, że Bóg przerywa milczenie i wypowiada pierwsze słowo... Jego słowo staje się najpierw światem, potem staje się stworzeniami, a w końcu staje się Człowiekiem, który wypełni do końca wolę Ojca i zbawi ludzkość i świat.
Kolejne słowa-kroki tego stwórczego aktu tworzą zdumiewający łańcuch stworzeń, wspólnotę istnień powołanych do współistnienia, połączonych od początku na zawsze więzami współzależności i tajemniczej, niezrozumiałej do końca współistotności. Czy dostrzegamy jeszcze tą współzależność i współistotność w ptaku, który przerwał lot przysiadając na rozkołysanej trzcinie, albo w pszczole, która niosąc do ula nektar z kwiatu lipy zatrzymała się dla odpoczynku na kłosie zboża?

Człowiek nie potrafi dostrzec cudu otaczających go stworzeń dopóki się nie zatrzyma, dopóki nie przerwie pogoni za złudą materialnego bezpieczeństwa. Zapatrzony w siebie przestał dostrzegać inne stworzenia, stracił z nimi więź. Natura kryzysu w jakim znalazł się dziś człowiek nie jest więc ekonomiczna, polityczna czy kulturowa. To raczej kryzys tożsamości, zapomnienie o łączności i współzależności z innymi istotami.

W najnowszej ekologicznej encyklice „Laudato si” papież Franciszek pisze:
„Duchowość nie jest odłączona od ciała ani też od natury, czy realiów tego świata, ale żyjemy z nim i w nich, w jedności ze wszystkim co nas otacza” (Laudate si, 216). Chrześcijanie wezwani są do nawrócenia ekologicznego, do spotkania z Chrystusem w relacjach z otaczającym światem (217). Życie powołaniem by być obrońcami dzieła Bożego, jest dla chrześcijanina istotną częścią uczciwego życia, nie zaś czymś opcjonalnym czy drugorzędnym”.

2 komentarze: