sobota, 1 sierpnia 2015

otchłań

1 sierpnia to przypomnienie dwóch otchłani: Warszawy i Auschwitz.
Rocznica wybuchu Powstania Warszawskiego i rocznica pamiętnego apelu w obozie w Oświęcimiu, na którym wyniszczony człowiek w pasiaku oddał swoje życie za drugiego człowieka.
Otchłań Warszawy i Otchłań Auschwitz.

1 sierpnia, sobota. Pielgrzymka zakończyła się ponad dwa tygodnie temu. Teraz czas poukładać sprawy codziennego życia. Nocuję dziś w klasztorze franciszkańskim w podwarszawskim Niepokalanowie.

Trzeba choć jeden raz nad przepaścią stanąć...
gdzie przestaje serce bić.
Kto nie spojrzał prawdzie w oczy
nie wie co to znaczy żyć.


Śpiewaliśmy tą piosenkę w drodze z Obrazem do Rzymu. Gdy było ciężko siadaliśmy na krawężniku obok wózka. Ojciec Grzegorz w czarnym habicie z białymi płatami od wypoconej soli wyciągał gitarę i śpiewaliśmy.

Trzeba choć jeden raz nad przepaścią stanąć

Każdy z nas, Pielgrzymów Miłosierdzia, przeżył kiedyś swoje doświadczenie otchłani – ciemności, bezsilności, rozpaczy – w więzieniu, w nałogach, w przemocy. Upadając na dno bólu i samotności, w okrutnym unieruchomieniu dusza czuje, że to już koniec, że dalej nie ma już nic... i wtedy pojawia się to „albo”, ta iskra, którą można dostrzec tylko tam, będąc na dnie otchłani. I wtedy, czepiając się tego ostatniego „albo” dusza może dostrzec otwierającą się przed nią drogę. Dzisiaj wiemy, że tylko Miłosierdzie ma moc żeby podnieść z tchłani, tylko ono może wskrzesić nadzieję, tylko ono jest daje prawdziwą obietnicę prawdy.

Matthias Shenk z 46 baonu szturmowego wspomina „zdobycie” prawosławnego sierocińca przy ul. Wolskiej w pierwszych dniach sierpniu 1944 roku:

„Wysadziliśmy ciężkie drzwi, chyba do szkoły. Dzieci stały w holu i na schodach. Wystraszone. Dużo dzieci z rękami wysoko w górze. Patrzyliśmy na nie kilka chwil, po czym przyszedł Dirlewanger i kazał wszystkie zabić. Rozstrzelali je a potem po nich chodzili i rozbijali główki kolbami. Krew ciekła po tych schodach. Tam w pobliżu jest teraz tablica, że zginęło 350 dzieci, ale myślę, że było ich więcej, chyba z 500”.

Nad otchłanią nie ma już słów.
Stojąc nad przepaścią można zobaczyć nieskończoną pustkę albo...
czarny cień Krzyża.
Czy bez łaski można temu sprostać?
Czy bez Nadziei możliwe jest życie po otchłani Warszawy?

Ojciec Grzegorz, franciszkanin z Łodzi, którego żartobliwie nazywamy „bratem ojcem” przed pielgrzymką do Rzymu wręczył nam szczególną relikwię. Odręczny autograf świętego Maksymiliana nakreślony drobnym pismem na pożółkłej kartce z wydrukowanym na odwrocie po włosku tekstem pierwszej tajemnicy różańcowej: „Zwiastowanie Najświętszej Maryi Pannie”. Autograf pochodzi jeszcze z czasów rzymskich studiów Maksymiliana. Ta karteczka towarzyszyła nam przez 90 dni drogi z Obrazem do Rzymu. Ojciec Grzegorz nosi taki sam habit jak Kolbe. Pchał z nami wózek przez Włochy nie zdejmując go nawet w upale. Nasz „ojciec brat” też miał kiedyś swoje doświadczenie otchłani. Pewnie dlatego tak dobrze rozumie tą drogę.

W swojej ostatniej woli, zanim go aresztowało Gestapo, ojciec Kolbe powiedział do braci:

„ Ja bym chciał i pragnął być startym na proch dla sprawy Niepokalanej. A ten proch żeby wiatr rozniósł po całym świecie iżby z tego nic nie pozostało”.

W zdumiewający sposób jego testament spełnił się niedługo potem, gdy w sierpniu 1941 roku wiatr rozwiewał nad barakami dym z krematoryjnego komina.

Odwiedzam Niepokalanów regularnie od dziesięciu lat. Często przychodzę na cmentarz. To miejsce zawsze pomaga zebrać myśli. Kiedyś spotkałem tu amerykańskiego profesora historii, Claude'a Fostera, baptystę z Pensylwanii, który odwiedzał Niepokalanów przez kilkanaście lat – zbierając materiały do monografii o polskim męczenniku. Obszerną biografię świętego, jedną z najlepszych jakie powstały, zatytułował: „Rycerz Maryi”. Książka doczekała się się już z tłumaczeń na język angielski, niemiecki i włoski. Znałem dobrze angielski więc spędziliśmy w Niepokalanowie dwa dni na rozmowach, spacerując klasztornymi alejkami i odwiedzając klasztorne archiwum i muzeum świętego.
Byłem zdumiony zapałem z jakim pracował ten starszy już człowiek. Gdy wypisał mi dedykację na polskim wydaniu książki, zadałem mu pytanie:

- Proszę mi powiedzieć. Dlaczego pan, protestant, amerykanin, nie mający wcześniej kontaktów z Polską, dlaczego poświęcił pan kilkanaście lat życia na studiowanie życiorysu polskiego katolickiego księdza, w dodatku tak mocno oddanego Maryi?
Profesor odpowiedział bez zastanowienia trzema słowami:

- Self sacrificing love (Miłość samopoświęcająca)

Philippe Maxence w książce „Kolbe, the martyr” pisze:

„Trzydziestego pierwszego maja numer 16670 trafił do komanda Babice. Kapo tego komanda, Heinrich Krott, otrzymał rozkaz , by „księży darmozjadów” nauczyć pracować jak należy. W Babicach więźniowie grodzili płot wokół pastwiska, dźwigając gałęzie i belki. Przez dwa pierwsze tygodnie czerwca 1941 roku ojciec Kolbe nosił ogromne bale, bity do krwi kijem gdy upadał pod ciężarem. Krott upatrzył go sobie na ofiarę, widać nie mógł znieść spokoju i wytrwałości więźnia. Podczas przerwy kazał zakonnikowi położyć się na belce po czym bił go aż ten przestał się ruszać. Krott zepchnął go w błoto i przykrył stertą gałęzi. Pod koniec dnia towarzysze zanieśli go nadal żywego do obozu.”

Czy bez wiary można temu sprostać?
Czy bez Nadziei możliwe jest życie po otchłani Auschwitz?

Czasem ma się ochotę krzyknąć:
- Pokażcie mi jakąś inną nadzieję niż Krzyż! A jeśli nie potraficie pokazać, to zamilknijcie z całym tym waszym humanizmem!

Ale nad otchłanią nie padają żadne słowa.

Dante kończy „Boską komedię” strofą:

Fantazji wzniosłej tu zabrakło lotu
ale mej woli i mych pragnień gońce
w ruch już wprawiła na kształt kół obrotu
Miłość, co gwiazdy porusza i słońce.

Profesor Foster zmarł w 2012 roku. Czasem otwieram egzemplarz książki którą dostałem od niego wtedy w Niepokalanowie i czytam dedykację:

„Niech świadectwo życia i śmierci św. Maksymiliana inspiruje cię i podnosi”

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz