sobota, 15 sierpnia 2015

Abraham i Odyseusz

Czytam o wędrówce-pielgrzymce Marka Kamińskiego szlakiem camino z Królewca do Santiago de Compostela. Znany podróżnik, zdobywca biegunów, autor metody „Zdobądź swój biegun”, ekspert w dziedzinie motywacji – po raz pierwszy w życiu wyrusza na prawdziwą pielgrzymkę.
Przyszły mi więc pytania. Każda droga przynosi doświadczenie i rozwija, ale czy droga podróżnika-zdobywcy i droga pielgrzyma to ta sama droga? A jeśli są różnice, to co różni wędrowanie (w poszukiwaniu odkryć, wiedzy, nowych terenów) od pielgrzymowania? Czy podróżnik może stać się pielgrzymem a pielgrzym – podróżnikiem? Przyszły mi na myśl dwie postacie: Abraham–pielgrzym i Odyseusz–wędrowiec.

Wiele ich łączyło. Żyli ponad tysiąc lat temu. Obaj opuścili swój rodzinny dom, swą ziemię ojczystą i obaj podjęli ryzykowną wędrówkę. Różniło ich jednak zasadniczo to, że Odyseusz od początku wiedział dokąd zmierza, jego droga – powrót do rodzinnej Itaki - była więc drogą wiedzy. Abraham natomiast nie znał celu, zaufał tylko obietnicy i wkroczył z wiarą w niepewność, poszedł drogą wiary.
Odyseusz wędrując powracał, a Abraham wciąż się oddalał. W porównaniu z podróżą Abrahama, która była w pewnym sensie drogą bez powrotu - wędrówka Odyseusza wydaje się być tylko pozorną podróżą i pozorną zmianą. Odyseusz wędruje po kole – z powrotem do punktu wyjścia. Podróż Abrahama była od początku nieprzewidywalna, była wejściem z wiarą w nieznane. Szedł ku temu co radykalnie inne, co nowe, co niezrozumiałe. A jednak szedł.

Droga Odyseusza i droga Abrahama są tak od siebie różne jak różnią się od siebie buddyjska sansara (zamknięte koło narodzin i śmierci) czy pokrewna jej filozofia „zamkniętego czasu” greckich filozofów od judeochrześcijańskiej koncepcji transcendencji, a więc przekroczenia. Transcendencja (bycie poza) to cecha Boga, bytu „poza” ludzkim pojmowaniem. Boga Hebrajczyków nie znali Grecy i nie znają go buddyści. Ale czy pielgrzymowanie jako „droga wiary” i „droga przekraczania” jest dla Greka i buddysty zamknięta? O kim można powiedzieć „wierzący” - nie w ujęciu dogmatycznym czy deklaratywnym, ale w ujęciu praktyki wiary, owego niezwykłego doświadczenia łaski i prowadzenia? Czy w chwili gdy stajemy w obliczu ostatecznych pytań albo ostatecznych wyborów – w momentach gdy decyduje się nasze człowieczeństwo (śmierć, przebaczenie, poświęcenie życia, zdrada) – czy wtedy działają jeszcze stare kryteria i podziały na „wierzących pielgrzymów” i „niewierzących wędrowców”? Każda droga, w której człowiek uczciwie mierzy się z niepewnością i nieprzewidywalnością odbiera mu dotychczasowe poczucie bezpieczeństwa, odziera z przyzwyczajeń i zafałszowanych obrazów, z kategorycznych sądów na temat siebie i otaczającej rzeczywistości, stawia wobec prawdy o sobie samym.

Oba archetypy: Odyseusza-wędrowcy i Abrahama-pielgrzyma są silnie obecne we współczesnej kulturze i tworzą pewne napięcie związane z koniecznością dokonania wyboru i opowiedzenia się: albo za kuszącą buddyjsko-grecką koncepcją życia jako ciągłego poszukiwania (zdobywania) i zaspokajania potrzeb (wiedzy, doświadczeń, przyjemności) albo za ryzykowną, niepewną i nie obiecującą „nic konkretnego” drogą przekraczania samego siebie, drogą poszukiwania prawdy o sobie, drogą do Sacrum.

Coś we mnie buntuje się przeciwko tej romantycznej „przygodzie” Odyseusza, tej ziemskiej wędrówce, przeciwko powrotowi do tego, co znane. Dusza pielgrzyma wolałaby wędrować szlakiem Abrahama, na spotkanie nieznanego, bez zamykania się w czterech ścianach ziemskich ograniczeń. Odyseusz jednak czuje zwykłą ludzką potrzebę powrotu do domu. Każdy pielgrzym zna to uczucie tęsknoty za łóżkiem, za spokojnym własnym kątem, uczucie które stale walczy z pragnieniem wyruszenia znowu o świcie...

Choć pragnienie metafizyczne prowadzi nas „tam”, do prawdziwej Ojczyzny niebieskiej, to jak Odyseusz najlepiej czujemy się „u siebie”. Różnica między ludzką potrzebą a metafizycznym pragnieniem jest taka, że swoje potrzeby człowiek zaspokaja, a pragnienie wzywa do pielgrzymki i każe przekraczać kolejne granice, prowadzi dalej i dalej i ziemska droga nigdy nie położy kresu temu pragnieniu i temu pielgrzymowaniu.
Z każdej podróży chętnie jednak wracamy do swojej Itaki.

Człowiek pozostaje rozdarty między pragnieniem Domu i ludzką potrzebą domu, między metafizyczną pielgrzymką i ziemską podróżą.





(wykorzystałem myśli św. Augstyna, Platona, A. Camus i esej wykład T. Gadacza "Filozofia podróży")

3 komentarze:

  1. Kryterium poszerzyłabym jeszcze o "wierzącego wędrowca', którym z pewnością jest pan Kamiński. Miał cel i nie sprawiał wrażenia jakby chodziło o kolejne osiągnięcie. W jakim stopniu przekraczał sam siebie i jak to wpłynęło na jego rozwój, pewnie wie tylko on sam. Pielgrzym Abraham wędrował z wiarą i z pewnością wielokrotnie przekraczał siebie, ale wydaje mi się że robił to z tęsknoty za domem, za ziemią obiecaną, właśnie dlatego z taką determinacją tak długo wędrował. Nasuwa się pytanie czy rzeczywiście pielgrzymowanie bez celu i oczekiwań wobec Boga jest możliwe. Czasami zastanawiam się czy to Abraham był wystawiony na próbę czy Boga wystawił Abraham. Jedno wiem na pewno pielgrzym nie jest włóczęgą. Pozdrawiam A

    OdpowiedzUsuń
  2. Pomyliłam Abrahama z Mojżeszem, ale nie zmienia to istoty tego co chciałam powiedzieć.

    OdpowiedzUsuń
  3. Mojżesz pokonywał podobną drogę co Abraham. Dom do którego obaj szli był jednak Domem, którego nie znali, który był im obiecany. szli drogą wiary, uwierzyli.. Marek Kamiński ciekawie mówi o swoim doświadczeniu drogi do Santiago w artykule w tygodniku 'Niedziela". Wyraźnie oddziela doświadczenie "wyprawy" od tego co jest pielgrzymką. Pisze o modlitwie na różańcu, o Matce Boskiej Fatimskiej, o Archaniele Michale. Dotyka tych 'spotkań" nieśmiało, z pokorą człowieka, który mocno przeżywa to wewnętrznie i nie na wszystko znajduje od razu słowa. Widać jak zmieniła go ta pielgrzymka.



    OdpowiedzUsuń