poniedziałek, 23 czerwca 2014

niewidomy

Po nocy w hostelu na Nowym Swiecie wyszedlem prosto na ostre slonce ruchliwej ulicy.
Z duzym plecakiem na plecach kierowalem sie na tramwaj i potem w kierunku dworca.
Po tygodniu w drodze z ulga wracalem na moja spokojna wies.
Oczy nie zdazyly jeszcze przyzwyczaic sie do swiatla gdy ktos chwycil moj lokiec i uslyszalem:
- Pomoze mi pan dojsc do toalety?
Obok mnie stal niewidomy. Czarne okulary, biala laska.
- Tak, zaprowadze pana - w sumie az tak mi sie nie spieszylo.
Szlismy pod reke, ja lekko z przodu. Omiatal sprawnie laska droge przed soba.
- Tutaj za rogiem jest EMPiK, trzeba przejsc przez ksiegarnie, a potem do windy.
Wspolna droga okazala sie dluga i kreta. Najpierw kilka schodkow, prog, potem miedzy regalami z ksiazkami. Ja z przodu, niewidomy za mna uczepiony plecaka. Musielismy wygladac dosc komicznie. Ja bylem parowozem, on - wagonem, sunelismy waskimi przejsciami wymieniajac komunikaty:
- Teraz ostroznie, zwezenie...
- OK..
Swietnie znal droge, musial ja pokonywac wielokrotnie, byl bardzo uwazny i szedl ostroznie. Musielismy wypracowac system wspolnego poruszania sie. Nie bylo to latwe, wymagalo zrownania tempa, kilka razy nie ostrzeglem go przed progiem, co skwitowal dosc obcesowo.
W koncu labirynt miedzy regalami doprowadzil nas do windy.
- Teraz trzecie pietro.
Z pietra trzeba bylo wejsc po schodach. W koncu stanelismy przed drzwiami toalety na zeton.
- Prosze wlozyc monete - prawie bezbłędnie trafił zlotowką w moją dłoń.
W srodku spedzil ponad dwadziescia minut. Staralem sie nie niecierpliwic. Chyba sie myl. Co chwila dawal mi uspokajajace komunikaty ze juz konczy.
W koncu otworzyl drzwi i poprosil zebym sprawdzil czy niczego po sobie nie zostawil. Podnioslem z podlogi chyba inhalator i podalem mu. Nasz dziwny pociag ruszyl w droge powrotna.
Gdy zjechalismy winda zmienil plan:
- Prosze mnie zaprowadzic do perfumerii - usmiechnal sie porozumiewawczo - zawsze po myciu psikam sie perfumem.
Wolniutko ruszylismy w strone perfumerii.
Gdy stanelismy przed polka z meskimi wodami podszedl do nas ochroniarz sklepu. Poczulem sie nieswojo szykujac juz wytlumaczenie za nas obu. Nieswiadomy obecnosci ochroniarza niewidomy probowal mi dac wskazowke:
- Tu niech pan szuka... taka buteleczka z okragla zakretka...
Ochroniarz uprzedzil moj ruch i podal mi z polki wode toaletowa BOSS zdejmujac zakretke.
Psiknalem kilka razy na wyciagnieta dlon niewidomego.
- Wie pan - wcieral wode w policzki - ja tylko tego testera uzywam, nie za duzo. Oni mnie tu toleruja, nie moge naduzywac...
Ochroniarz wzial ode mnie wode i z usmiechem dyskretnie sie wycofal.
W koncu nasz pociag dojechal na przystanek tramwajowy, gdzie niewidomy mial wsiac do dziewiatki.
- Wie pan, prawie codziennie pokonuje ta trase do toalety i zawsze z kims innym. Troche juz poznalem sie na ludziach. Nie widze, ale dobrze slysze, wyczuwam ruchy. Jesli pan sie nie pogniewa to moge o panu cos powiedziec.
- Prosze - odparlem troche zaskoczony, ale szczerze zaciekawiony.
- Ma pan w sobie jakis niepokoj, ale to nic takiego. Kilka razy nie uprzedzil mnie pan o progu. Troche skupia sie pan na wlasnej drodze. Ale duzo ma pan dobra w sobie. Wszystko bedzie dobrze. Niech pan nie unika ludzi. Oni panu wszystko powiedza.
Nadjechal tramwaj. Pomoglem mu wejsc po stopniach. Ktos od razu ustapil mu miejsce.
- Wszystko bedzie dobrze - usmiechnal sie i uniosl laske na pozegnanie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz