Z krótkimi przerwami cały dzień pracowalem nad ikoną. Wieczorem poczułem lekkie zmęczenie, wsiadłem więc na rower i trochę pod pretekstem dopompowania kół pojechałem do Kazimierza, który jest posiadaczem pompki. Lubię czasem go odwiedzić bo jest uważnym obserwatorem i potrafi ciekawie opowiadać o przyrodzie. Mieszka samotnie pięćset kroków dalej, w domu z białego kamienia, podobnym do tego z sąsiedniego Głogowca, w ktorym przyszła na swiat św. siostra Faustyna.
Dziesięć lat temu obok swojego domu postawił dla niej murowaną kapliczkę. Mówi że Faustyna znowu błogosławi teraz okolicy, a on ma towarzystwo.
Gdy pompowałem koło z pobliskich zarośli odezwał się słowik. Przerwałem i dłuższą chwilę przysluchiwaliśmy się razem nieoczekiwanemu koncertowi. Trele słowika wznosily się to opadały, kląskania i przejmujące tirl-tirl-tirl zadziwiały czystością i pomysłowymi przejściami w coraz to nowe tonacje. Wyraźnie było słychać że mały wirtuoz wkładał w ten występ całe serce.
- Śpiewa dla swojej rodziny - powiedział Kazimierz - Inaczej niż pozostałe ptaki, które śpiewem popisują się tylko po to żeby przywabić partnerkę, a potem milkną. Ten słowik ma już samicę i młode i śpiewa teraz dla nich. Czasem zaczyna koncert po dziewiątej wieczorem i słyszę go do północy - w głosie Kazimierza słychać było uznanie.
Wyobraziłem sobie samiczkę która razem z nieopieżonymi maleństwami słucha w nocy mężowskiego koncertu.
Słowik po chwili znów podjął swoją niezwykłą pieśń.
Pomyślałem ze tak może brzmieć tylko piosenka o prawdziwej miłości.
Romku, czy myślałeś o tym, aby ze swoich podróżniczych przemyśleń wydać książkę?
OdpowiedzUsuńRomku, masz już swoich stałych czytelników :)
OdpowiedzUsuńCzasem szybko zapisuje tu jakąś myśl albo przeżycie - bardziej na zasadzie takiego dziennika dla siebie :) ale ciekawe gdy ktoś to czyta ... Wtedy widzę siebie nie moimi oczami :)
OdpowiedzUsuń