piątek, 29 marca 2013

Tajemnica

Poznałem człowieka w Lublinie. Właściwie czy ja go poznałem? Był w grupie, która słuchała naszych historii i w sumie tylko jego uśmiech był odpowiedzią. Ale od młodych ludzi, których pracą kieruje dowiedziałem się kim jest i co robi. Razem odwiedzają bezdomnych, pomagają uchodźcom w podlubelskich obozach (głownie Czeczenom - muzułmanom), odwiedzają szpitalne oddziały dziecięce. Dziwnie bliski wydał mi się ten skromny człowiek i to, czym się zajmuje.
Gdy po raz drugi odwiedziłem Lublin kilka dni temu, znowu na niego się natknąłem - tym razem przez jefgo felieton zamieszczony w wielkoczwartkowym Kurierze Lubelskim, który zatytułował: "Dobre rzeczy? Można je czynić bez ustaw i partyjnych struktur".

Wędrujemy z Wojtkiem, z Adamem, z Darwiną i Jackiem,  Przemkiem, Piotrem, Ewą, Kamilą i wieloma jeszcze Pielgrzymami Bożego Miłosierdzia, niosąc cztery ponadreligjne prymaty, które składają się na cywilizację miłości - świat, gdzie nie trzeba już się nawzajem oskarżać, ani bać się siebie nawzajem, bo godność każdego człowieka, każdego człowieka (każdego człowieka!) jest najważniejsza. Te prymaty to: 1. człowiek przed rzeczą, 2. etyka przed techniką, 3. być przed mieć i 4. miłosierdzie przed sprawiedliwością.

Nawet jeśli ten świat cywilizacji miłości jest tylko naiwnym marzeniem, to tęsknota, którą za nim poczuliśmy wspólnie z niektórymi muzułmanami, żydami, chrześcijanami różnych kościołów i ludźmi poszukującymi prawdy inaczej (ateistami, agnostykami) - prowadzi nas na szlak i stale gna w stronę horyzontu. W deszczu i w słońcu. W tej drodze nie dzielimy ludzi według religii, pochodzenia czy języka. Ten kto daje chleb i schronienie jest nam bratem i siostrą. Tam w drodze, gdy spotyka się człowiek z człowiekiem - tak niewiele nas różni.

Ten człowiek z Lublina, autor felietonu, nazywa się Jacek Wnuk. Jest Prezesem Stowarzyszenia Centrum Wolontariatu w Lublinie. Robi i pisze o rzeczach, które są nam, pielgrzymom, bliskie, może dlatego, że proponuje każdą zmianę zaczynać od siebie samego. Taka cywilizacja miłości budowana jest wewnątrz nas, a wtedy jej światło wydostaje się w dziwny sposób i promieniuje, przyciągając innych. Znamy to z drogi. Tak można rozpoznać turystę (szuka wrażeń) od pielgrzyma (idzie nie tylko dla siebie), filantropa (dzieli się z tego, na czym mu zbywa) i miłosiernego dawcę (daje co ma temu kto potrzebuje bardziej). Chociaż te granice są płynne i raczej nie my sami decydujemy o ich przebiegu.
Nie mam zgody Jacka na cytowanie tu jego słów, ale podam kilka fragmentów jego wypowiedzi z Kuriera Lubelskiego z dn. 27 marca. Język prosty, otwarty, bez dogmatu, choć bardzo wyrazisty. Ciekaw jestem opinii osób, które nie czują się związane z żadnym wyznaniem (wiarą w Boga) - czy ktoś z was zgadza się z tymi słowami? Jeśli tak, to może cywilizacja miłości nie jest mrzonką, tylko programem, który warto i trzeba budzić w sercach - bo to my jesteśmy tą cywilizacją... i szansą dla nas samych...

Oto tekst

Triada dobrych dni przed nami. Niektórzy powiedzą, że przedłużony weekend. Zanim na stołach i w koszyczkach pojawią się jaja kiełbasa, chrzan i zapewne jakiś inny tradycyjny asortyment, przyjdzie nam być może znowu dotknąć tajemnicy nadchodzących świąt.
A jeśli doświadczamy jakiejś tajemnicy, to jest to jakby droga: od ciemności ku jasności. Wtedy widać już więcej. i Ta Wielka Noc może być i naszym udziałem. 
Może trzeba w czasie egoizmu i zapomnienia o drugim człowieku zatrzymać się i spojrzeć w perspektywie tej tajemnicy na nasze życie. Także to, mające odbicie w społecznych relacjach.

Może nie sprzyjać temu fakt, że jest nam źle, że nie jesteśmy zadowoleni. Że odczuwamy kryzys, trudną sytuację na rynku, drożyznę, bezrobocie. Ze miomentami denerwuje nas rozpanoszona władza i "pękające" portfele prezesów banków i korporacji.

Może pesymizm odwraca naszą uwagę od kolorów nadziei. Bo ponad dwie trzecie Polaków uważa, że sytuacja w kraju zmierza w złym kierunku, a połowa jest przekonana, iż sytuacja gospodarcza jest zła - alarmuje CBOS.  Te nastroje łatwo też wykorzystać. I niektórzy to robią. W imię dziwnie pojmowanej solidarności łatwo bowiem zbudować platformę oburzonych.

A mnie raczej chodzi o platformę odpowiedzialnych. taką platformę, odpowiedzialną i obywatelską, próbuję z grupą dobrych ludzi tworzyć od 13 lat. I struktura partyjna do czynienia dobra nie jest nam jakoś potrzebna. Bo są ludzie - zwykli obywatele - wolontariusze, którzy stąpając po ziemi, widzą problemy ludzi, realnie i na wyciągnięcie ręki, i w mocy swoich możliwości starają się pomagać.
Nie czekają na ustawy i rozporządzenia do pomagania, strategie rozwiązywania problemów społecznych. W orbicie ich troski łatwo znaleźć zaniedbane i głodne dzieci, chorych, bezdomnych, uchodźców, więźniów, młodzież w konflikcie z prawem, starszych. Pomagają, zwyczajnie.

Może właśnie bierze się to z tajemnicy nadchodzących świąt. Bo to są święta przykazania miłości.

W Wielki Czwartek umycie nóg proklamuje przykazanie miłości i sens służby.

Wielki Piątek pozwala nam przypopmnieć sobie słowa, że "nie ma większej miłości od tej,gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich" (J 15, 13)

Wigilia Zmartwychwstania napełnia nadzieją wielkanocnego poranka. Odtąd wszystko, zatem i nasza miłość, nabiera innego wymiaru. Wymiaru sensu i spojrzenia na człowieka i jego godność.
Wymiaru odpowiedzialności. Solidarności.

Papież Franciszek w Niedzielę Palmową mówiąc o żądzy pieniądza i pokusie chciwości zacytował słowa swojej babci, która mawiała, że: "płótno do okrycia ciała zmarłego nie ma kieszeni".

Może te słowa choć trochę nas zainspirują...
Czego sobie i wszystkim życzę.


7 komentarzy:

  1. Romanie,

    Ciągle odpieram ataki wojujących ateuszy i chętnie bym ich sprowadził do Ciebie. Myślę, że jednak straciłbyś dużo czasu na nich a niewiele by z tego wynikło.
    Nie wiem jak musiałyby być sformułowane i rozwinięte te 4 prymaty cywilizacji miłości, by nie padło w nich nigdzie imię Jezus, słowo Chrześcijaństwo itd. Ludzie Ci wydają się mieć alergię na te słowa. Ok, może nie ludzie, ale diabeł a dla ludzi jego cywilizacja jest taka porywająca, szkoda, że kończąca się zbiorowym nieszczęściem.
    Czy, i jak rozmawiasz z człowiekiem całkowicie zamkniętym na prawdę i łaskę ?

    OdpowiedzUsuń
  2. Dobre pytanie! Ta kwestia jest w samym centrum naszego pojmowania Boga i wiary...
    Ja w drodze nie dzielę ludzi wg wyznania, języka, statusu materialnego. Jeśli jest podział, to na tych, którzy pomagają pielgrzymom i tych, którzy nie pomagają. Okazuje się, że często pomagają właśnie ci, których by się o to nie posądziło, a odmawiają ci... zdawałoby się porządni :)
    Ja wierzę, że zbawienie jest w Chrystusie. Ale jeśli ktoś nie zna Ewangelii albo jest na nią "uczulony" złym doświadczeniem - wtedy to, co mogę zrobić, to zamiast mówić o czymś mądrym, lepiej pokazać coś przykładem. Ateiści i agnostycy są często uczuleni na punkcie "narzucania się" im osób wierzących z ich wiarą. Oni sami też szukają prawdy i pewnie słusznie się obruszają gdy ktoś im od razu zarzuca nihilizm czy niemoralność. Niektórzy "Aktywiści" chrześcijańscy sami chcą nawracać innych, zapominając, że nawrócić kogoś może tylko sam Bóg, któy zresztą wzywa "Nawracjacie SIĘ i głoście...." Najpierw jest owo "SIĘ". Nic tak nie dział jak przykład własnej przemiany i wiary. czym zresztą jest wiara? Kto powie o sobie z pełnym przekonaniem, że jest wierzący...? Może uczciwiej byłoby powiedzieć" Jestem tęskniący... Wiem, że to jest bliskie tej granicy, lęku przed relatywizmem. Ale ktoś, kto ma w sercu Miołość (Boga), tego nie zraża ateista, nie oburza go i nie "nakręca" go na aktywizm. Tak, mam głosić Dobrą Nowinę, zło nazywać złem, ale zwalczać dobrem - czyli własnym przykładem. Nie mogę nieśc pokoju dopóki sam nie jestem pokojem. To ciągła droga wewnętrznej przemiany, stałe nawracanie się. Ateiści, których znam, szanują taką postawę. Mogę wymienić conajmniej pięciu ateistów i agnostyków, którzy aktywnie nam pomagają - aktualizują mapy, wykonują krzyże, wspierają nas dobrym słowem. Chrystus jakoś w nich po swojemu działa, wierzę w to.

    OdpowiedzUsuń
  3. Dzięki Roman

    Częściowo rozumiem a częściowo szukam dalej odpowiedzi, bo mi chodzi jeszcze o inny przypadek. Pomóc pomoże, bo czuje się człowiekiem, dajmy na to humanistą. Później jednak jedzie na całego po czarnych, białych i brązowych w takich słowach, że uszy więdną. Do tego przepisu dodam jeszcze, że jesteś z nim w relacji rodzinnej. Jak się nie zamknąć na takiego człowieka z powodu bólu jaki Ci niesie. Będąc pielgrzymem idziesz dalej a w takiej sytuacji?
    Czysto teoretycznie w Boga taki osobnik wierzy, jednak zranienia i uprzedzenia z lat wczesnych z powodu niewłaściwej postawy pojedynczych kapłanów w PRL'u połączone z niespełnionymi oczekiwaniami skutkują stwierdzeniami, że to banda "!@#$" epitety dowolne. Na nic tłumaczenia, że tu nie chodzi o wiarę w księdza ani o wiarę samego księdza.
    Nie potrafię zrozumieć czego może się bać czy wstydzić taka osoba zakładając, że żyje w innym środowisku niż to z którego wyszła.

    Niestety, moi ateiści czy agnostycy nie mają nic do zaoferowania prócz negacji i wojenki.
    Czy Chrystus w nich działa bez ich fiat ?

    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. Doznana krzywda rodzi chęć odwetu. Odwetem jest nieprzebczenie ("ja ci przebaczam, ale Bóg nigdy ci tego nie zapomni"). Jak trudno jest przebaczać wie tylko ten, kto sam został zraniony (zranienie od bliskich osób albo tych którym się zaufało to najcięższe doświadczenie). Przypadek o którym piszesz to pewnie taki przykład. Zranienie i nieprzebaczenie. Męka. Żyć w stanie nieprzebaczenia to męka dająca pozory satysfakcji. Ale przebaczyć (i doznąc uzdrowienia) nie potrafi człowiek sam z siebie. otrzebna jest łaska, bo gdy przebaczam to tak napradę Bóg przebacza we mnie (przeze mnie) mojemu krzywdzicielowi. Zatem przebaczenie jest doświadczeniem Jego obecności. Najbliższym, realnym - to jest cud, przebaczenie to cud. Jeśli twój znajomy wyrzuca to wszystko (swoje cierpinie) "czarnym", "batmanom", "pedofilom" etc. to tak naprawdę doświadcza to samo, co Chrystus gdy był krzywdzony. Tylko że Chrystus nie skierował protestu przeciwko krzywdzicielom, a człowiek zraniony szuka winowajcy żeby odpłącić tym samym. Dla mnie człowiek cierpiący na nieprzebaczenie jest mi szczególnie bliski, czuję, że powinienem łączyć się z jego bólem, modlić się za niego. Bo to jest Chrystus. XCierpiący Bóg w drugim człowieku. A że ten cierpiący człowiek bluźni? Że obraża instytucję i wszystkie świętości? A Boga nie opluwano? Nie bito pięścią po twarzy, nie wyszydzano do granic upodlenia? Skoro to już się stało, skoro ofiara Miłości została złożona i skoro Chrystus, Bóg-człowiek wyszedł z tej próby zwycięsko, to czy ja mam podstawy wątpić w sens przebaczania tak jak On to robił? Człowieka cierpiącego trzeba kochać. A cierpiącego nieprzebaczenie kochać szczególnie. Gdy byłem w S.Giovanni Rotondo przeczytałem na celi o. Pio takie słowa: "Amare, amare, amare! A niente piu." (Kochaj, kochaj, kochaj. I nic więcej). To nie my nawracamy grzeszników, to nie my ewangelizujemy, nie my niesiemy pocieszenie. To Jego Duch w nas i przez nas. Zatem przepis jest jeden: Kochać. I nie spodziewać się wiele. Bo skutek na pewno przyjdzie. W czasie, który On zaplanował.

    OdpowiedzUsuń
  5. Aha. Co do niego. Spróbuj dać mu do zrozumienia, że żyje w niewoli tej swojej nienawiści. jeśli zaprotestuje i powie, ze jest wolny, to zasugeruj mu zeby na jakis czas przestal manifestowac niechec do "tamtych" - czy bedzie potrafil. Nie poradzi sobie bez łaski. Wtedy moze uswiadomi sobie z czsem, ze nieprzebaczenie to niewola, w ktorej tkwi na wlasne zyczenie.

    OdpowiedzUsuń
  6. Dziękuję Roman

    Będzie na pewno ciężko. To jest trochę taka wersja light ojca z "Mama Tata Bóg i Szatan"
    "Sam sobie pomóż", "nie potrzebuję niczyjej pomocy", "jestem wolny i szczęśliwy". Wszystko to wykrzyczane w nerwach i negatywnych emocjach. Tak mi go szkoda, bo wiem, że się bardzo boi żyjąc 30 lat w rozkroku.

    OdpowiedzUsuń
  7. prosze o modlitwe,modlitwy.Ufam.St.

    OdpowiedzUsuń