Poznałem człowieka w Lublinie. Właściwie czy ja go poznałem? Był w grupie, która słuchała naszych historii i w sumie tylko jego uśmiech był odpowiedzią. Ale od młodych ludzi, których pracą kieruje dowiedziałem się kim jest i co robi. Razem odwiedzają bezdomnych, pomagają uchodźcom w podlubelskich obozach (głownie Czeczenom - muzułmanom), odwiedzają szpitalne oddziały dziecięce. Dziwnie bliski wydał mi się ten skromny człowiek i to, czym się zajmuje.
Gdy po raz drugi odwiedziłem Lublin kilka dni temu, znowu na niego się natknąłem - tym razem przez jefgo felieton zamieszczony w wielkoczwartkowym Kurierze Lubelskim, który zatytułował: "Dobre rzeczy? Można je czynić bez ustaw i partyjnych struktur".
Wędrujemy z Wojtkiem, z Adamem, z Darwiną i Jackiem, Przemkiem, Piotrem, Ewą, Kamilą i wieloma jeszcze Pielgrzymami Bożego Miłosierdzia, niosąc cztery ponadreligjne prymaty, które składają się na cywilizację miłości - świat, gdzie nie trzeba już się nawzajem oskarżać, ani bać się siebie nawzajem, bo godność każdego człowieka, każdego człowieka (każdego człowieka!) jest najważniejsza. Te prymaty to: 1. człowiek przed rzeczą, 2. etyka przed techniką, 3. być przed mieć i 4. miłosierdzie przed sprawiedliwością.
Nawet jeśli ten świat cywilizacji miłości jest tylko naiwnym marzeniem, to tęsknota, którą za nim poczuliśmy wspólnie z niektórymi muzułmanami, żydami, chrześcijanami różnych kościołów i ludźmi poszukującymi prawdy inaczej (ateistami, agnostykami) - prowadzi nas na szlak i stale gna w stronę horyzontu. W deszczu i w słońcu. W tej drodze nie dzielimy ludzi według religii, pochodzenia czy języka. Ten kto daje chleb i schronienie jest nam bratem i siostrą. Tam w drodze, gdy spotyka się człowiek z człowiekiem - tak niewiele nas różni.
Ten człowiek z Lublina, autor felietonu, nazywa się Jacek Wnuk. Jest Prezesem Stowarzyszenia Centrum Wolontariatu w Lublinie. Robi i pisze o rzeczach, które są nam, pielgrzymom, bliskie, może dlatego, że proponuje każdą zmianę zaczynać od siebie samego. Taka cywilizacja miłości budowana jest wewnątrz nas, a wtedy jej światło wydostaje się w dziwny sposób i promieniuje, przyciągając innych. Znamy to z drogi. Tak można rozpoznać turystę (szuka wrażeń) od pielgrzyma (idzie nie tylko dla siebie), filantropa (dzieli się z tego, na czym mu zbywa) i miłosiernego dawcę (daje co ma temu kto potrzebuje bardziej). Chociaż te granice są płynne i raczej nie my sami decydujemy o ich przebiegu.
Nie mam zgody Jacka na cytowanie tu jego słów, ale podam kilka fragmentów jego wypowiedzi z Kuriera Lubelskiego z dn. 27 marca. Język prosty, otwarty, bez dogmatu, choć bardzo wyrazisty. Ciekaw jestem opinii osób, które nie czują się związane z żadnym wyznaniem (wiarą w Boga) - czy ktoś z was zgadza się z tymi słowami? Jeśli tak, to może cywilizacja miłości nie jest mrzonką, tylko programem, który warto i trzeba budzić w sercach - bo to my jesteśmy tą cywilizacją... i szansą dla nas samych...
Oto tekst
Triada dobrych dni przed nami. Niektórzy powiedzą, że przedłużony weekend. Zanim na stołach i w koszyczkach pojawią się jaja kiełbasa, chrzan i zapewne jakiś inny tradycyjny asortyment, przyjdzie nam być może znowu dotknąć tajemnicy nadchodzących świąt.
A jeśli doświadczamy jakiejś tajemnicy, to jest to jakby droga: od ciemności ku jasności. Wtedy widać już więcej. i Ta Wielka Noc może być i naszym udziałem.
Może trzeba w czasie egoizmu i zapomnienia o drugim człowieku zatrzymać się i spojrzeć w perspektywie tej tajemnicy na nasze życie. Także to, mające odbicie w społecznych relacjach.
Może nie sprzyjać temu fakt, że jest nam źle, że nie jesteśmy zadowoleni. Że odczuwamy kryzys, trudną sytuację na rynku, drożyznę, bezrobocie. Ze miomentami denerwuje nas rozpanoszona władza i "pękające" portfele prezesów banków i korporacji.
Może pesymizm odwraca naszą uwagę od kolorów nadziei. Bo ponad dwie trzecie Polaków uważa, że sytuacja w kraju zmierza w złym kierunku, a połowa jest przekonana, iż sytuacja gospodarcza jest zła - alarmuje CBOS. Te nastroje łatwo też wykorzystać. I niektórzy to robią. W imię dziwnie pojmowanej solidarności łatwo bowiem zbudować platformę oburzonych.
A mnie raczej chodzi o platformę odpowiedzialnych. taką platformę, odpowiedzialną i obywatelską, próbuję z grupą dobrych ludzi tworzyć od 13 lat. I struktura partyjna do czynienia dobra nie jest nam jakoś potrzebna. Bo są ludzie - zwykli obywatele - wolontariusze, którzy stąpając po ziemi, widzą problemy ludzi, realnie i na wyciągnięcie ręki, i w mocy swoich możliwości starają się pomagać.
Nie czekają na ustawy i rozporządzenia do pomagania, strategie rozwiązywania problemów społecznych. W orbicie ich troski łatwo znaleźć zaniedbane i głodne dzieci, chorych, bezdomnych, uchodźców, więźniów, młodzież w konflikcie z prawem, starszych. Pomagają, zwyczajnie.
Może właśnie bierze się to z tajemnicy nadchodzących świąt. Bo to są święta przykazania miłości.
W Wielki Czwartek umycie nóg proklamuje przykazanie miłości i sens służby.
Wielki Piątek pozwala nam przypopmnieć sobie słowa, że "nie ma większej miłości od tej,gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich" (J 15, 13)
Wigilia Zmartwychwstania napełnia nadzieją wielkanocnego poranka. Odtąd wszystko, zatem i nasza miłość, nabiera innego wymiaru. Wymiaru sensu i spojrzenia na człowieka i jego godność.
Wymiaru odpowiedzialności. Solidarności.
Papież Franciszek w Niedzielę Palmową mówiąc o żądzy pieniądza i pokusie chciwości zacytował słowa swojej babci, która mawiała, że: "płótno do okrycia ciała zmarłego nie ma kieszeni".
Może te słowa choć trochę nas zainspirują...
Czego sobie i wszystkim życzę.
Dziennik nieregularny z pieszej pielgrzymki, która rozpoczęła się 3 lipca 2011 roku w Jerozolimie, osiągnęła Asyż 27 października i trwa nadal... Mapa drogi dostępna na stronie www.idzieczlowiek.pl
piątek, 29 marca 2013
środa, 20 marca 2013
szacun
Sala zapełnia się studentami szczecińskich uczelni. Pani mgr Lipko mówi, że jest ich chyba z 200. Większość szczecińskich uczelni humanistycznych. Zainteresowanie panelem dyskusyjnym przekroczyło jej oczekiwania. Za stołem dla gości-prelegentów siadają obok siebie: pracownicy zakładów karnych, sędziowie, kapelan więzienny, skazani odbywający kary (część dostała na to spotkanie przepustki z więzień) i byli więźniowie, którzy przyszli tu z wolności. Dziwne jaka panuje tu atmosfera - otwartość, równość, wzajemny szacunek, życzliwość. Ci z długoletnimi wyrokami i z najcięższymi przestępstwami mówią o swojej przemianie. Nie wstydzą się i wielokrotnie wypowiadają słowo "miłość". Ona dziś tu rządzi.
Wojtek siedzi po mojej lewej (po 9 latach prosto z bramy ZK poszedł w samotną pielgrzymkę do Lichenia), po prawej Marek - cztery dni temu wyszedł warunkowo na wolność, z długiego wyroku zostało mu jeszcze cztery lata. Spod czarnej koszulki wygląda spory biceps, na nim tatuaż. Wojtek bierze mnie pod rękę i pokazując wzrokiem uśmiechniętego Marka szepcze:
- Wyobraź sobie że ten gościu wchodzi pod celę, gdzie siedzi sześciu też grypsujących i bez patrzenia na tamtych - buch! na kolana i zmawia pacierz!
- Szacun! - mówię szeroko uśmiechając się do Marka.
Każdy z obecnych tu więźniów wie, że droga do prawdziwej wolności to droga rezygnowania z własnej siły i zdawania się na Tą Siłę, która nas stworzyłą i stale obdarowuje miłością. Według samej sprawiedliwości nie byłoby ich tutaj i nie byliby teraz na tej nowej drodze, o której mówią z taką radością i prostotą.
Mówią o krzywdzie i cierpieniach, jakie zadawali bliskim, obcym i sobie. O własnym odrzuceniu i trudnym dzieciństwie, o nienawiści do świata i ludzi i o spotkaniu z Miłością, która dałą im wolność pomimo krat i murów.
Studenci resocjalizacji i pedagogiki słuchają nas przez cztery godziny. Atmosfera jest niesamowita, w oczach widać łzy. Na koniec tworzymy już jakby wspólnotę ludzi połączonych świadectwem miłości.
Oddzielić sprawcę od popełnionego zła. Człowieka od jego czynu. Człowieka zawsze kochać, jego grzech mieć w nienawiści. To jest kierunek do cywilizacji miłości.
Wojtek siedzi po mojej lewej (po 9 latach prosto z bramy ZK poszedł w samotną pielgrzymkę do Lichenia), po prawej Marek - cztery dni temu wyszedł warunkowo na wolność, z długiego wyroku zostało mu jeszcze cztery lata. Spod czarnej koszulki wygląda spory biceps, na nim tatuaż. Wojtek bierze mnie pod rękę i pokazując wzrokiem uśmiechniętego Marka szepcze:
- Wyobraź sobie że ten gościu wchodzi pod celę, gdzie siedzi sześciu też grypsujących i bez patrzenia na tamtych - buch! na kolana i zmawia pacierz!
- Szacun! - mówię szeroko uśmiechając się do Marka.
Każdy z obecnych tu więźniów wie, że droga do prawdziwej wolności to droga rezygnowania z własnej siły i zdawania się na Tą Siłę, która nas stworzyłą i stale obdarowuje miłością. Według samej sprawiedliwości nie byłoby ich tutaj i nie byliby teraz na tej nowej drodze, o której mówią z taką radością i prostotą.
Mówią o krzywdzie i cierpieniach, jakie zadawali bliskim, obcym i sobie. O własnym odrzuceniu i trudnym dzieciństwie, o nienawiści do świata i ludzi i o spotkaniu z Miłością, która dałą im wolność pomimo krat i murów.
Studenci resocjalizacji i pedagogiki słuchają nas przez cztery godziny. Atmosfera jest niesamowita, w oczach widać łzy. Na koniec tworzymy już jakby wspólnotę ludzi połączonych świadectwem miłości.
Oddzielić sprawcę od popełnionego zła. Człowieka od jego czynu. Człowieka zawsze kochać, jego grzech mieć w nienawiści. To jest kierunek do cywilizacji miłości.
czwartek, 14 marca 2013
Franciszek
-->
Franciszek
Powrót
zimy w połowie marca zaskoczył wszystkich, wystawiając na próbę także moją
samotność na wsi zasypanej śniegiem po horyzont.
Była już
noc, gdy wczoraj przy zapalonej świecy pisałem ikonę Jezusa Miłosiernego.
Modliłem się o to, żebym potrafił oddać spojrzenie zakochanych oczu, które
dźwigają krzyż samotnego cierpienia.
Zakochane
spojrzenie z Krzyża.
Miłość,
która cierpi.
Cierpienie,
które kocha.
Po
ludzku nie do ogarnięcia...
W pewnym
momencie, gdy Oblicze samo zaczęło się wyłaniać z deski, odezwał się w komórce
sygnał sms. Ostatnio coraz rzadziej używam telefonu, mam go głównie do
kontaktów z Przemkiem, który mieszka w sąsiedniej wsi, pięć kilometrów stąd.
Napisał
dwa słowa:
>>Biały
dym<<
Pędzel
nadal pracował. Patrzyły na mnie oczy, w których widać było cierpienie.
Pomyślałem o ciężarze, jaki dźwigał poprzednik nowowybranego papieża.
Kim
będzie jego następca? Czy udźwignie ciężar?
Przyjrzałem
się uważnie twarzy... Cierpienie... za dużo cierpienia, za dużo....
Samym
czybkiem półsuchego pędzla dotknąłem delikatnie kącików oczu i zewnętrznego
obrysu powiek. Twarz złagodniała.
Usta nie
mogą być zbyt duże, bo zmysłowość to znak tego świata, a ikona pokazuje świat
przebóstwiony, gdzie wszystko jest radością i już nie musi się uśmiechać.
Usta mają jednak przemawiać.
Usta mają jednak przemawiać.
Zakochana
cierpiąca twarz nie może się śmiać, ale nie może też być smutna.
Miłosna
powaga, która nie jest smutkiem... jest... pełnią.
W
spojrzeniu Chrystusa pojawiła się teraz jakby prośba.
Jeszcze
policzki – pomyślałem - i usta... Usta! Tak, usta przemówią.
I wtedy
w oczach Jezusa pojawił się najłagodniejszy uśmiech.
Przyszedł
drugi sms od Przemka:
>>Franciszek !<<
- Odbuduj mój Kościół!
Nie
przerywałem pracy nad ikoną. Wiem, że w takiej chwili jak ta trzeba się modlić,
ale pisanie ikony to też modlitwa, a ja czułem, że tutaj, teraz, przede mną,
otwiera się ta sama przestrzeń co na Placu Świętego Piotra, gdzie spojrzenia
ludzi z całego świata kierują się na jedno okno.
Tym
razem Przemek zadzwonił.
- Jadę
na Głogowiec.
Rowerem
od siebie miał na podwórko domu Faustyny dziesięć minut. Z mojej wsi do
Głogowca były cztery kilometry drogą przez ciemne pola, ale pomyślałem, że samochody
zdążyły już pewnie ubić śnieg na głównej drodze.
- Będę
za godzinę – odpowiedziałem i zacząłem rozglądać się za moim różańcem z drzewa
oliwnego, który przywiozłem dwa i pół roku temu z Asyżu. W mieście Franciszka we
trzech z Dominikiem i Wojtkiem zakończyliśmy nasze pielgrzymki z Fatimy, Moskwy
i Jerozolimy. Asyż okazał się etapem. Wezwanie do drogi odezwało się silniej i
przyciągnęło nowych pielgrzymów. Wyruszyliśmy razem w pielgrzymkę dookoła
świata niosąc franciszkowego ducha pokoju i głosząc Boże Miłosierdzie.
Koronka
do Bożego Miłosierdzia jako dziękczynienie za wybór papieża na podwórku
rodzinnego domu apostołki Bożego Miłosierdzia!
Zawsze
mam go pod ręką... gdzie on może
być?
Rozglądam
się, ale nie mogę go nigdzie znaleźć. Półmrok nie ułatwiał szukania. Dziwne –
pomyślałem w pośpiechu zakładając kurtkę - zniknął akurat teraz, gdy jest
tak potrzebny...
Przypomniał
mi się film „Historia św. Franciszka” Michele Soavi, który oglądaliśmy razem z
Przemkiem kilka dni temu. Z ubóstwa uczynił drogę do Boga...
Czy dla Franciszka
problemem byłby brak przedmiotu z drewna i sznurka?
- Nie troszcz się o to, co posiadasz.
Pogodziłem
się jakoś z myślą, że pójdę bez różańca. Skierowałem się już do drzwi i wtedy go
zobaczyłem. Leżał na widoku - solidny różaniec zwieńczony krzyżem TAU z
wyrzeźbionymi na nim symbolami Trójcy Świętej.
Poczułem
radość, ale jej źródłem była już wolność od przywiązania.
Do
kieszeni kurtki wsadziłem jeszcze moją malutką podróżną ikonę św. Franciszka
(urodzinowy prezent od pewnej wyjątkowej osoby - mieści się w dłoni), chwyciłem
kostur i wyszedłem na mroźną noc.
Otoczyły
mnie gwiazdy.
- Siostry gwiazdy!
Gdy pod
nogami zachrzęścił śnieg przyszło znajome uczucie...
A więc
pielgrzymka! Zawsze gdy wychodzę na drogę czuję, że kroki to najprostsza i
najpokorniejsza modlitwa. Modlitwa nogami ma swój własny rytm i nie potrzebuje słów,
sama jest ofiarą i oddaniem błogosławieństwa. Czasem myślę, że jest lepiej
słyszana gdy jest samotna. Podczas pielgrzymki nawet najdelikatniejsze
poruszenia duszy łatwo kierować do Boga, bo do Niego skierowane jest wtedy
wszystko – cały trud i wysiłek, całe zawierzenie i cała wdzięczność za wszystko
co się w drodze dostaje: nieważne czy jest dobre czy trudne. W linii horyzontu
jest miejsce spotkania ziemi z niebem, gdzie wszystko stanie się jasne.
Ale
teraz w ciemności horyzontu nie widać. Są za to światełka tirów mknące w oddali
po autostradzie A2.
Gdy
stukając kosturem o oblodzoną drogę szybkim krokiem idę przez ciemność łagodzoną
niekiedy światłami gospodarstw – w kieszeni dzwoni telefon.
Odbieram
go niezdarnie przez rękawiczkę, nie zwalniając kroku.
Głos
Leszka jest wyraźnie poruszony, ale spokojny.
- Wymodliliście
tego papieża nogami. To papież trzech pielgrzymów!
Nagle
czuję jak nogi tracą przyczepność i odjeżdżają mi do przodu po czym wylatują w
górę, a odruchowe machnięcie rękami wyrzuca telefon gdzieś w pole.
O dziwo
upadek na plecy jest miękki. Leżę w śniegu otoczony ciemnością.
Szybko wstaję
otrzepując się śniegu i zaczynam się rozglądać za telefonem. Kładę kostur w
punkcie, gdzie upadłem i zaczynam obchodzić to miejsce zataczając metodycznie
kręgi ale szybko stwierdzam, że to beznadziejne. Ciemność nie pozwalała nic
dostrzec. Mam już takie szczęście do gubienia telefonu w dziwnych
okolicznościach – przychodzi myśl.
- Nie troszcz się o to, co posiadasz. Dam
ci wszystko czego potrzeba na drogę...
Dostrzegam,
że pod śniegiem majaczy ledwo widoczne seledynowe światełko. To najwidoczniej
Leszek dzwoni znowu po przerwanej rozmowie. Zanużam rękę w śnieg i szybko
odpowiadam:
- Idę na
podwórko Faustyny, będziemy dziękować za papieża.
Przemek
już czeka na miejscu, wychodzi mi na spotkanie, razem wchodzimy na podwórko.
Opowiadam mu historię z upadkiem i odnalezieniem telefonu. Wybuchamy razem
potężnym śmiechem że aż klepiemy się po udach.
Czekamy jeszcze
kilka minut stojąc pod gwiazdami na środku podwórka Faustyny przed małą figurą
Matki Bożej przeszytej siedmioma mieczami boleści.
Jest 21.37.
Możemy zaczynać.
- Franciszku, odbuduj mój dom.
Gdy po
modlitwie żegnamy się przy furtce Przemek przypomina coś sobie i mówi
podekscytowany:
- Pamiętasz
jak wczoraj szliśmy wieczorem tutaj na podwórko modlić się w intencji wyboru
papieża? Pamiętasz? Rozmawialiśmy wtedy o świętym Franciszku!
Jest
ciemno, ale widzę jak błyszczą mu oczy.
- Faktycznie...
pamiętam. Tak! Mówiliśmy o jego przyjaźni z Klarą i o tym, jak pokonując obrzydzenie
pocałował trędowatego. I że to był początek jego nowej drogi!
Czujemy
wewnętrzne poruszenie. Zapamiętamy tę noc!
Żegnamy
się w radości braterskim uściskiem.
Gdy
wracam przez ciemne pola znowu są ze mną wszystkie gwiazdy.
Wiem, że
w tej chwili na całym świecie miliony ludzi łączą się w dziękczynnej modlitwie.
Pomyślałem
o samotnym cierpieniu na Obliczu ikony, które nie jest już samotnym
cierpieniem.
Nie
umiem być wierny.
Nie
potrafię się modlić.
Uczciwie
mogę tylko tęsknić.
Ale nie
idę sam.
wtorek, 12 marca 2013
IZM
Nazizm – komunizm – relatywizm
Wiek XX,
który po Odrodzeniu, Oświeceniu, rewolucji naukowo-przemysłowej i ekspansji
nowych XIX wiecznych idei miał być dla świata czasem bezpieczeństwa, wzrostu
i prosperity - stał się nieoczekiwanie wiekiem największych katastrof i najokrutniejszych
zbrodni w całej dotychczasowej historii ludzkości.
Wiek ten
zrodził, a potem zdemaskował dwa zbrodnicze totalitaryzmy i dał początek
trzeciemu, może najgroźniejszemu dotąd „izmowi” w historii, bo ukrytemu o wiele
lepiej od poprzednich pod hasłami „postępu” i „wolności”.
Istotą wszystkich
trzech ateistycznych „izmów” i tym, co je łączy jest nienawiść do transcendencji (celowo
używam ostrego słowa „nienawiść”, a nie „niechęć” czy „negowanie”), transcendencji danej
człowiekowi jako wolność do przekraczania w sobie granicy lęku i niemocy.
Owo
przekraczanie jest postawą wiary, czyli przyjęciem rzeczywistości doskonałej,
która staje się dla chrześcijanina ideałem i celem życia. Negowanie
transcendencji nieuchronnie kieruje człowieka na drogę szukania racji i siły w
sobie samym, co prowadzi ostatecznie do unicestwienia istoty człowieczeństwa
(zatracenia tajemnicy osoby) i w konsekwencji do katastrofy: człowiek
staje się tyranem, klaunem lub popełnia samobójstwo.
Odwieczna
walka „o rząd dusz” dziś toczy się między „wiarą w obiektywne dobro” i „wiarą
we własne możliwości”.
Chrześcijański
ideał, związany silnie z takimi tradycyjnymi wartościami jak rodzina, ochrona
każdego ludzkiego życia, obrona słabszych, i bezinteresowne poświęcenie dla miłości,
został potraktowany od początku przez dwa totalitaryzmy nie tylko jako cel
ataku, ale wprost jako zagrożenie dla ich istnienia.
Trzeci z
„izmów” – relatywizm – bogatszy o doświadczenia swoich poprzedników kontynuuje ten
atak w nowy sposób, o wiele doskonalszy i szerzej zakrojony.
Współczesny
zaostrzający się spór światopoglądowy, w którego tle występuje zapaść
demograficzna i kryzys systemów ubezpieczeń społecznych rozwiniętych państw oraz brak refleksji nad moralną przyszłością
ludzkości i postępujące odchodzenie od tradycyjnych wartości - to już nie pytania
o to kiedy zaczyna się ludzkie życie, o to czym jest płeć, wolność wyboru
kobiety, kształt rodziny, tylko o istotę człowieczeństwa, kondycję rodzaju
ludzkiego i perspektywę jego dalszego rozwoju.
W tych
okolicznościach Kościół, broniący zawsze takich wartości jak prawo do życia, wolność i godność każdego człowieka, po Soborze Watykańskim II i pontyfikacie Jana Pawła II i Benedykta
XVI – wkroczył w okres niespotykanej dotąd dynamiki cywilizacyjnych zmian, wiekich
wyzwań i wielkich oczekiwań. W niespotykanym dotąd zainteresowaniu liberalnych
mediów sprawami Kościoła w okresie poprzedzającym wybór nowego papieża nie trudno było dostrzec
chęci wpłynięcia na „ostatniego strażnika zasad”.
Nienawiść
„izmów” do transcendencji, postawy wiary, religii i Kościoła wiąże się z tym,
że wiedzą one, że niemożliwe jest istnienie obok siebie na dłuższą metę tych
dwóch wykluczających się wzajemnie postaw wobec rzeczywistości.
Kościół – obrońca wolności
Kościół
od dwóch tysięcy lat broni godności człowieka jsko osoby i jego wolności, wywodząc je z
tajemnicy Wcielenia i samopoświęcającej miłości, dlatego w tych
najistotniejszych kwestiach nie może dostosowywać swojego stanowiska do tego,
co na danym etapie swojego rozwoju odkrywa nauka czy wytwarza technika.
Tajemnica świadomego, wolnego bytu, tajemnica osoby ludzkiej wymaga
najwyższego szacunku i powinna być zawsze chroniona.
Jaka
inna instytucja miałaby odwagę i siłę jednoznacznie wypowiedzieć się w latach
szczytu rewolucji seksualnej na Zachodzie (1968 r., dokument Humanae vitae) za naturalną metodą
poczęć jako alternatywą dla antykoncepji i namawiać małżonków do
powstrzymywania się w pewnych sytuacjach od aktu seksualnego uzasadniając to
jednoczącym i uświęcającym relację kobiety i mężczyzny aktem wyższej miłości?
Kto poza
Kościołem potrafił wyraźnie powiedzieć, że wagony prezerwatyw to nie ratunek
dla chorych na AIDS Afrykańczyków tylko jeszcze silniejsza zachęta do rozwiązłości
i wynikających z niej problemów?
Kto
jeszcze zdobył się na odważną diagnozę problemów współczesnego świata
zachęcając do szukania prawdziwych źródeł problemów ludzkości zamiast poruszać
się po powierzchni zjawisk i skupiać na samych objawach?
Kościół
jest często atakowany, źle rozumiany i osamotniony w walce o człowieka może
dlatego, że coraz trudniej znaleźć mu sojuszników do walki z ludzkim egoizmem, coraz
trudniej dziś stawiać człowieka ponad przedmiotem, etykę ponad możliwościami technicznymi,
coraz trudniej mówić o tym, że „być” powinno wyprzedzać „posiadać”.
Pół
godziny przed telewizorem w niedzielny wieczór, lektura nagłówków pierwszej
strony dowolnej gazety albo dziesięć kolejnych bilboardów w drodze do pracy
- wystarczą żeby ocenić kim jest
człowiek początku XXI wieku, jakie są jego pragnienia i lęki. Wewnętrzne rozbicie
i zmęczenie tłumione są coraz prymitywniejszymi rozrywkami, rosnąca pustka i
alienacja ukrywają się pod sportami ekstremalnymi albo egzotycznymi wakacjami, poczucie
absurdu i bezsensu przykrywa się udziałem w akcjach charytatywnych a sposobem
na rosnącą samotność są społecznościowe portale i rozmowy w hermetycznej grupie
znajomych. Kulturę zastępuje popkultura, trud wyboru łagodzą podsuwane listy
hitów i bestsellerów, rolę autorytetów przejmują telewizyjni idole. Powstają nowe
gałęzie przemysłu i usług dostarczające zagubionemu współczesnemu człowiekowi coraz
atrakcyjniejsze atrapy rzeczywistości. Coraz dłużej trwa blok reklamowy w tv, czas
trwania umowy na komórkę, okres spłaty kredytu, czas pracy do upragnionej
emerytury, coraz krótsze zaś wydaje się życie człowieka w daremnej pogoni za
spokojem i odpoczynkiem, a pytania o
sens i treść padają coraz rzadziej. Słowo „skuteczność” zastąpiło
„przyzwoitość”, a „cena” wypiera „wartość”.
Znajomości są coraz bardziej powierzchowne i nastawione na zaspokajanie
własnych potrzeb, małżeństwa coraz mniej trwałe, dzieci rodzi się coraz mniej,
„postępowe” mniejszości w imię „tolerancji” i „prawa do wolności” przy poparciu
mediów, ludzi kultury i nauki podważają istotę rodziny, płci, naturalnego
poczęcia i naturanej śmierci.
Ktoś
powie, że świat zawsze był mniej więcej taki sam? Że miał podobne problemy z prawdą, sensem i
wolnością, a zmieniały się tylko okoliczności i narzędzia których używał?
Ten
„bezwysiłkowy” świat otwierając iluzję nieograniczonych możliwości, podsuwając
namiastkę treści, wciągając w kolejne przywiązania i dając przyzwolenie ludzkim
słabościom - nazywa to wszystko wolnością wyrażania siebie i prawem do
szczęścia.
„Ten
świat” ma coraz mniej wątpliwości, stawia coraz mniej pytań i coraz lepiej wie,
jak chce wyglądać i jak funkcjonować. Wiadomo przecież co to jest nowoczesność,
postęp, demokracja, jakie są potrzeby człowieka i wiadomo kto stanowi
zagrożenie dla nowoczesności, postępu i demokracji. Wystarczy odsunąć tych,
którzy stoją na przeszkodzie bo myślą inaczej. Zagrożeniem jest ich
niezależność. Niezależnie myśląca jednostka to największy wróg dla „izmów”, bo
ona może wejśc na drogę szukania prawdy i zdemaskować ich pustkę i kłamstwo.
Tych,
którzy odrzucają tą drogę i chcą żyć inaczej nazywa się oszołomami, talibami,
nietolerancyjnymi, nienowoczesnymi, oskarża o ideologizację i narzucanie innym
na siłę swoich „niewolniczych”, „średniowiecznych” poglądów.
Ideał chrześcijańskiego życia
Ideał
chrześcijańskiego życia nie jest z tego świata, a chrześcijaństwo i Kościół są dla niego coraz
bardziej znienawidzoną przeszkodą.
Droga do
osiągnięcia chrześcijańskiego ideału prowadzi przez jednoczenie się z
Absolutem, a to – w świetle nauki chrześcijańskiej – nie jest możliwe bez
ofiary, daru z siebie.
„Życie
jako dar z siebie” (Karol Wojtyła, Osoba
i czyn) to istota chrześcijaństwa.
Ów dar
ma bezpośredni związek z przebaczeniem. Wolność chrześcijanina to wolność
wybierania „tego, komu pragnę przebaczyć” zamiast „siebie, który trwam w
przywiązaniu”. W Gaudium et spes autor
pisze:
„Człowiek...
nie może odnaleźć się w pełni inaczej, jak tylko przez bezinteresowny dar z
siebie samego”.
Owa
„słabość”, zgoda na ofiarę z siebie, od początku jest siłą chrześcijaństwa,
jego fundamentem i programem rozwoju, a jednocześnie wielkim znakiem sprzeciwu
i obrazą dla świata, który rozpoczyna się i kończy na materii, którym rządzi poprawność
polityczna i wszechwładny pragmatyzm.
Prawo
Daru jest wbudowane w człowieka. Realizuje się ono wtedy, gdy „ten kim jestem”
podporządkowuje się nie „temu, jakim chcę się stać” ale „temu, jakim
powinienem być”.
„Izmy”,
które narodziły się w XX wieku, a dziś wchodzą w nowy etap - realizują program dokładnie
przeciwny do tego chrześcijańskiego ideału.
Zbrodnicze
ideologie XX wieku zaczynały się od haseł głoszących „wyzwolenie”, „pokój” i
„rozwój”. Mając swoje korzenie w buncie
przeciwko zastanej władzy, w racjonalnych ideach Oświecenia i późniejszych
hasłach rewolucyjnych czerpały swoją humanistyczną legitymację z opresji,
krzywdy i narzuconych człowiekowi ograniczeń. Odpowiedź złem na zło nigdy nie
prowadzi do dobra. Tak pojmowana spawiedliwość to droga do tyranii i
zniewolenia człowieka.
„Izmy” realizują
program przeciwny do programu wolności chrześcijańskiej. Posługując się tym
samym słownictwem („wolność”, „pokój”, „humanizm”) próbują wypaczyć i deformować
ideał chrześcijański, wmawiając człowiekowi, że on sam stanowi instancję
najwyższą w procesie poznania i oceny rzeczywistości i sam dla siebie może
tworzyć moralność.
Chrześcijanin
natomiast wierzy w moralność, która wywodzi się z prawa naturalnego, dlatego
uznaje godność każdego człowieka i jego życie jako wartość najwyższą.
Polska w walce o wartości
W Polsce
Kościół właściwie nigdy nie legitymizował władzy,
a
historia naszego kraju to w dużej części tradycja oporu wobec władzy narzucanej
z zewnątrz. Tak było pod zaborami, w czasie okupacji hitlerowskiej, w czasach
komunizmu, a także dzisiaj: w okresie postępującego relatywizmu.
Polska od
początku swojej państwowości związana jest z ideałem chrześcijańskim.
W sposób
szczególny ten ideał mógł rozwinąć się w słowiańskiej duszy, łagodnej, żyjącej
w harmonii z naturą i z sąsiadami, otwartej na odmienność innych racji, ale
bardzo przywiązanej do wolności i własnych tradycji.
Polacy
próbowali i potrafili odnajdywać drogi porozumienia i twórczej wymiany z tymi,
którzy się od nich różnili. Polska od średnowiecza stała się nowym domem dla
wypędzanych z krajów Zachodniej Europy żydów. Paweł Włodkowic, rektor
Uniwersytetu Jagiellońskiego, na soborze w Konstancji protestował przeciwko
narzucaniu pogańskim Litwinom wiary siłą (600 lat później Sobór Watykański II
podobny program włączy w tekst dotyczący wolności religijnej Dignitatis humanae). Udany eksperyment
polsko-litewskiej unii zadziwił Europę, dając na cztery stulecia dwóm krajom nie
tylko ochronę przed zewnętrznymi zagrożeniami, ale także wewnętrzny impuls do
twórczej wymiany i rozwoju.
Z Polski
pochodzi największy papież ostatnich wieków i największa chrześcijańska
mistyczka naszych czasów. Tutaj rozpoczął się największy koszmar dziejów: II
wojna światowa i tutaj bezkrwawą rewolucją „Solidarności” zakończył się okres
zimnej wojny. W tą ziemię pomiędzy dwoma totalitaryzmami wsiąkała krew obrońców
wolności i dziś ta ziemia jest może jednym z ostatnich miejsc, gdzie jeszcze
toczy się walka... o wolność.
Karol Wojtyła
pisał, że prawdziwa wolność jest wolnością dla a nie wolnością przeciwko.
A tym, dla czego jest wolność jest prawda. Tylko żyjąc w prawdzie osoba
ludzka staje się wolna. Poszukiwanie prawdy to droga chrześcijaństwa.
„Izmy” odnoszą
się do religii z wrogością zarzucając jej „alienowanie” i „ograniczanie”
człowieka. Tymczasem to właśnie postawa wiary i religia pozwalają dochodzić do
pełnej i integralnej prawdy o człowieku, który jest przede wszystkim wolną osobą, nie zaś przedmiotem dialektyki czy
czynnikiem procesów ekonomicznych albo kulturowych.
(...)
W
poniższej tabelce pozbierałem informacje dotyczące trzech „izmów” przełomu XX i
XXI wieku.
Pomysł
na takie zestawienie jest wyłącznie mój i zdaję sobie sprawę, że nie ustrzegłem
się nieścisłości albo nawet błędów, a takie ujęcie jest z konieczności sporym
uproszczeniem tematu.
Niemniej
kierując się pewną intuicją i łącząc doświadczenia z dostępnymi mi faktami podjąłem
ryzyko postawienia pewnej tezy.
Otóż
wydaje się, że postępowi historycznemu towarzyszy pewna szczególn walka idei.
Główny nurt rozwoju ludzkości jest co jakiś czas atakowany kolejnym „izmem”. Po
jakimś czasie ludzkość zwalcza ów „izm”, ponosząc przy tym duże straty, ale
jednocześnie buduje dzięki niemu zdrowszy fundament pod nowy etap dziejów. Np.
koszmar II wojny światowej (w tym historia Hiroshimy i Nagasaki) mógł
przyczynić się do tego, że w okresie zimnej wojny żadne z atomowych mocarstw
nie zdecydowało się na użycie broni nuklearnej, co mogłoby doprowadzić do
globalnej katastrofy.
Podejmowana
przez kolejne „izmy” walka z Kościołem i z postawą wiary, jest procesem, który
trwa stale i jest wpisany w „walkę o prawdę”. Co ciekawe prawda głoszona przez
Kościół jest prawdą „niewidzialną” i z założenia niemożliwą do udowodnienia ani
tym bardziej do narzucenia komuś. Opiera się bowiem na wolności. I ta wolność
zawsze w końcu wygrywa. Nie dzięki wysiłkom Kościoła, lecz dlatego, że taka
jest natura tego procesu. Zawsze wygrywa ostatecznie człowiek, który tej
wolności szcerze szuka, choć sam jest stale dla niej największym zagrożeniem.
Chrześcijanin
nie musi dziś się bać, że żyje w czasach szczególnie trudnych.
Wiele
razy w historii chrzecijaństwo było atakowane, papieże wypędzani i zabijani,
kościoły burzone, wierni prześladowani. Chrześcijanin czuje pokój, bo wie i
pamięta, że ofiara Krzyża została już złożona, człowiek został uwolniony, droga
do wiecznej wolności otwarta. Miłość raz na zawsze zwyciężyła w
zmartwychwstałym Chrystusie, dlatego teza o „izmach” nie jest larum, groźną
przestrogą ani wołaniem o opamiętanie dla grzesznego świata zagrożonego
katastrofą.
Zebrane
myśli mają służyć pewnej refleksji nad życiem człowieka na początku XXI wieku. Nawet
gdyby w ciągu najbliższych kilkudziesięciu lat postępujące coraz szybciej
procesy sekularyzacji i laicyzacji zredukowały Kościół do małej części jego obecnego
kształtu, a kurcząca się grupka wiernych, wyszydzana bądź lekceważona została
zepchnięta do podziemia – ideał chrześcijańskiej wolności pozostanie żywy i będzie
na nowo odradzał ludzkość rujnowaną swymi kolejnymi „fantazjami o własnej
wielkości”.
Ciekawe,
że właśnie Polska jest miejscem, gdzie człowiek stawiał czoło kolejno każdemu z tych „izmów”. Ciekawe jest także to,
że właśnie Kościół, przy swoich wszystkich ograniczeniach i błędach, nigdy nie
zdradził chrześcijańskiego ideału wolności. Słowianin - chrześcijanin, w którym
pragnienie wolności jest stale żywe i nie daje się „obłaskawić” atrakcjami i
wygodami, którymi chce się go kupić - jest dla „tego świata” dużym kłopotem.
Zatem Polacy, którzy nadal czerpią ze swojej tradycji walki o wolność i prawdę i
trwają w postawie niezgody na relatywistyczny, zawłaszczający model
współczesności - będą mieli coraz trudniejsze życie w świecie, w którym
wszystko ma się stawać szybsze, łatwiejsze i przyjemniejsze.
A może
odwrotnie - staną się dla tego świata znakiem nadziei?
NAZIZM
|
KOMUNIZM
|
RELATYWIZM
|
|
Wezwanie
|
Jeden
naród! Jedna Rzesza! Jeden Fuhrer!
|
„Ruszymy
z posad bryłę świata”
|
„Jesteś
BOGIEM!”
„Róbta
co chceta”
|
Główny
wróg
|
Żydzi
(i in. „podludzie”)
|
rodzina
|
niezależny
człowiek
|
Źródło
pochodzenia
|
upokorzenie
Niemców po I wojnie światowej
|
krzywda
uciskanych mas
|
poczucie
odrzucenia i alienacja
|
Cel
|
świat
w rękach wyższej rasy
|
świat
w rękach klasy robotniczej
|
świat
bez ograniczeń dla każdego
|
Filozofia
|
Nietzsche
|
Marx
|
Dawkins
|
Hasło
|
Decyduje
wybrany naród
|
Ludzkość
wyzwala się w procesie walki klas
|
Nie ma
absolutnego dobra ani absolutnego zła,
każdy decyduje za siebie
|
środki
do celu
|
Militarne
|
Propaganda,
arsenały nuklearne
|
Media,
manipulacja,
nowe
technologie
|
Przywództwo
|
Fuhrer
|
oligarchia
|
idol
popkultury
|
stos.
do religii
|
„Gott
mit uns”
(prześladowanie
Kościoła)
|
„Opium
dla mas”
(prześladowanie
Kościoła)
|
Wyśmiać,
pokazać anachroniczność
(sekularyzacja,
laicyzacja aż do zlikwidowania przejawów wiary)
|
„duchowość”
|
kult
siły
|
kult
jednostki
|
(brak)
|
Rozrywki
|
Parady
wojskowe
|
Wiece,
manifestacje
|
Telewizja,
gry komp.
|
Program
pozornego dobra
|
Pokój
dla świata,
Rozwój
gospodarczy, dobrobyt
|
Wolność
dla uciskanych, równy podział dóbr, walka z analfabetyzmem,
|
Ruchy
ekologiczne i pacyfistyczne, obrona praw mniejszości, tolerancja i akcje
charytatywne
|
skutki
(ofiary)
|
50 mln
(wojna, obozy koncent.)
|
200
mln (egzekucje, łagry, czystki, głód)
|
500
mln ? (eugenika, aborcje)
|
Czas
trwania
|
12 lat
|
70 lat
|
?
|
Subskrybuj:
Posty (Atom)