Jednych oburza i gorszy, innych śmieszy, wszystkich zdumiewa. Franciszek. Ten od biedy i uproszczenia wszystkiego aż do Bożej przesady. Ale czy istnieje Boża przesada? Chyba tylko w miłości bliżniego.
Celano napisze dwa lata po śmierci biedaczyny z Asyżu:
“Mąż Boży Franciszek otrzymał pouczenie aby nie szukał swojej osobistej korzyści, lecz jedynie tego, czego wymagało zbawienie bliźniego”.
Dwa lata wkrótce miną od tamtego zimowego konklawe, a tymczasem wśród wielu krytyk – od “swoich” i od “tamtych” - nikt chyba nie kwestionuje bliskości obu Franciszków.
Za jednym i za drugim trudno nadążyć. Obaj są jakimś paradoksem. Przecież życie to budowanie, a jak tu budować gdy on nie chce być nawet księdzem? Jak kierować wspólnotą bez reguły, bo on powtarza: “Przecież już mamy Regułę!”. Gadać do ryb? Rezygnować z porządnej siedziby na rzecz tych szałasów? Ratować turkawki z targu? Psuć tradycję wygodnego obuwia? Cieszyć się gdy wyrzucą na śnieg? Gdzie powaga urzędu, gdzie szacunek dla tradycji? Gdzie hierarchia, porządek, posłuszeństwo...? Przecież dziś trzeba jasno zająć stanowisko wobec tylu zagrożeń! Stanąć do walki! Łodzią miotają fale! A on? Uśmiecha się jakby nic się nie działo i znowu w tym swoim nędznym ubraniu idzie do biedoty.
Posłuszeństwo? Ukochał posłuszeństwo ponad wszystko. Ponoć całował konia na którym jechał kapłan. Ten kapłan był dla niego Łamiącym Chleb. Dlatego. Idzie do trędowatych, przyjmuje żebraków, chodząca bieda, a sam “nie ma głowy gdzie złożyć”.
Nie marnował ani chwili. Praca, post i modlitwa zapełniały jego dni i noce. Ale ponoć jedynym zwierzęciem, którego nie darzył specjalnymi względami była... mrówka. Może dlatego, że stale, bez przerwy zajęta jest budowaniem czegoś. I ten ślepy aktywizm jakoś przeszkadzał Franciszkowi.
Celano opisuje taką sytuację:
“Pewnego razu w czasie postu czterdziestodniowego wykonał drewniane naczynie aby nie marnować najdrobniejszych chwil. Ale ponieważ podczas odmawiania tercji przyszło mu ono na pamięć i odwróciło na chwilę jego myśli – w świętej gorliwości spalił je mówiąc:
“Panu je ofiaruję ponieważ zmąciło mi ofiarę Pańską.”
Jak żyć bez przywiązań? Czy to możliwe? Czy on tak potrafi? A może udaje? Może odgrywa swoją rolę szaleńca Bożego żeby zebrać poklask gawiedzi, a nas, oddanych odpowiedzialnej służbie, skazuje na pośmiewisko?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz