W filmie "Misja" jest pewien dialog.
Jezuita przychodzi do człowieka, który w gniewie zabił swojego ukochanego brata. Śmierć nastąpiła w pojedynku, prawo zatem uniewinnia zabójcę. Morderca ma na imię Rodrigo, był bezwzględnym najemnikiem, teraz jest wyzutym z wszelkiego sensu wrakiem pogrążonym w depresji. Wszelkie próby jezuity żeby przedrzeć się przez jego zbroję samooskarzeń i zaproszenie do rozpoczęcia trudnej drogi ponoszą klęskę. W końcu zdobywa się na ostatnią prowokację:
- A może ty nie potrafiłbyś unieść ciężaru prawdziwego zwycięstwa?
Rodrigo z najgłębszego mroku podnosi wtedy soojrzenie na jezuitę i wymierza okrutny cios:
- A gdybym poszedł i przegrał, czy ksiądz zniósłby ciężar swojej klęski?
Wracam czasem do tej sceny bo rozmowa księdza z mordercą dotyczy właściwie najważniejszego z pytań:
- Czy to człowiek tworzy sobie boga z lęku i samotności, czy to Bóg stwarza człowieka z miłości i przebaczenia?
Nieskończoność. Zaprzeczenie tego co znam i po co sam mogę sięgnąć.
Ludzki umysł potrafi dojść do granicy, czasem bardzo odległej, w końcu jednak się zatrzyma.
Bóg Abrahama, Bóg Najdalszej Drogi, nie jest tworem umysłu, bo nie maskuje najtrudniejszych znaków zapytania.
Nie wiem czym On jest, ale mógłby być Czymś, co znakom zapytania daje odpowiedzi.
Absurd to brak sensu, koniec drogi.
Tajemnica nieskończoności natomiast to sens, chociaż niedoczytany do końca, dlatego tak trudny. Ten sens wymaga odwagi porzucenia wszystkiego innego i zrobienia kroku w... Nieznane.
Czy sam czlowiek, zdany na rozum, zrobi ten krok?
Absurd ludzkiego więzienia, bezsens unieruchomienia - jest niestnieniem.
Bo wszystko co istnieje jest stwarzane.
Co ma sobie przebaczyć człowiek żeby istnieć? Żeby pójść swoją drogą? Żeby naprawdę żyć?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz