Natura człowieka, moja natura, stale, świadomie lub nieświadomie, szuka porządku, sensu istnienia, celowości życia. Chciałbym wiedzieć że w moich działaniach opowiadam się po stronie dobra, że moje decyzje służą czemuś, że moje życie ma cel i nie jest jedynie splotem przypadków, grą mrocznych sił, że nie jestem rzucony w czarną otchłań kosmosu jak kości jakiegoś szalonego gracza - hazardzisty. I w tych poszukiwaniach porządku i sensu, w tym ciągłym wędrowaniu, potrzeba mi drogowskazów, planów, w które mógłbym się wpisać albo autorytetów na których możnaby się oprzeć.
Nawet jeśli za chwilę mielibyśmy wszyscy przestać istnieć jako cywilizacja na skutek jakiejś wielkiej katastrofy kosmicznej, to pragnąłbym aby i to wydarzenie pomieścił ów wyższy plan, żeby to było nadal częścią scenariusza nad którym ktoś panuje.
Czy to nie aby moje naiwne marzenie, powodowane lękiem przed końcem i przed ostateczną samotnością?
Wielu odrzuca Przyczynę Celową świata i zastępuje ją przyczyną sprawczą - używając terminologii Arystotelesa. Czym one się różnią? Na pytanie "Dlaczego cierpię?" - a cierpienie i śmierć przychodzi w końcu do każdego - można szukać odpowiedzi dwiema drogami. Jedna to: "Bo zostałem skrzywdzony". I to jest przyczyna sprawcza mojego cierpienia. Inna droga podpowiada: : "Bo mam to ofiarować". To będzie przyczyna celowa.
Ofiarować cierpienie? Ofiarować wątpliwości? Ofiarować niemoc i samotność? Czy to ma sens? Jak? Komu?
W naturalny sposób, odruchowo kieruję się na pierwszy tor, szukając winnego mojej sytuacji, chcąc odebrać to, co mi zabrano: spokój, zdrowie, radość, pewność. Życie w podążaniu za przyczyną sprawczą wydaje się racjonalne.
Po co i jak miałbym to niby odwrócić? Mam się cieszyć z mojego poniżenia? Z mojej nędzy? Celebrować chorobę? Mam traktować jako prezent od życia moją niemoc, samotność, smutek, beznadzieję? Mam wierzyć że Holocaust, Wołyń, Rwanda, Bałkany - że to miało sens i było potrzebne? I kto niby zechciałby ten "prezent" przyjąć?
Jan Kazimierz pokazał mi tydzień temu gniazdo sroki. Zdziwiła mnie jego doskonałość konstrukcyjna. Wszystkie elementy od najcieńszej trawki do najgrubszej gałązki były precyzyjnie zaplecione w doskonałą pół-sferę i to w taki sposób, że niemożliwe byłoby usunięcie któregokolwiek z nich bez naruszenia struktury całości. Tak samo zdumiewa doskonałość każdego drzewa, gdy mu się uważniej przyjrzeć. Drzewo jest niedostrzegalne z innego powodu niż gniazdo: jest stałym elementem krajobrazu, więc zbyt banalne żeby dziwiło. A jednak po chwili w drzewie zdumiewa porządek wzrostu, ta niezwykła droga od nasienia do rozpostartej korony. Drzewo rozgałęzia się i rośnie w sposób optymalny a wiec doskonały bo jedyny możliwy, właśnie taki jaki jest najlepszy dla danych warunków. Trudno oprzeć się wrażeniu ze drzewo wie jak rosnąć i nie pyta przy tym nikogo o drogę, nie szuka drogowskazów ani map, nie pokonuje milionów zawahań. Drzewo zwyczajnie realizuje plan, którego tak bardzo potrzebuje człowiek. Co zatem różni drzewo od człowieka? Albo srokę od człowieka?
Człowiek dźwiga pewien ciężar, którego nie zna sroka ani drzewo. Ten ciężar to raczej pewien dramatyczny deficyt, coś, czego człowiekowi brak, a co stale ukrywa się za horyzontem. Horyzont pozostaje jednak dla człowieka nieruchomy, stale tak samo odległy, choć zmienia swój kształt.
Czym zatem jest wędrówka człowieka w poszukiwaniu sensu? Czym jeśli nie odkrywaniem siebie przez zamianę kierunku poszukiwań z przyczyny sprawczej na celową?
Nie wyruszam więc po to aby szukać tego czego mi brakuje tylko wędruje dlatego bo chcę podarować coś co już posiadam.
Tego sensu, porządku, wyższego scenariusza nie odnajdę zatem gdzie indziej jak tylko w sobie bo to właśnie ja jestem celem, to siebie samego mam obdarować własną niedoskonałością. W praktyce oznacza to przebaczenie samemu sobie. Pogodzenie się z moją marnością. Czy to możliwe ze w tym najprostszym "tu i teraz", które bylo ze mną zawsze - że w tym zawiera się wszystko czego tak daleko szukałem? A więc wszystko czego pragnąłem, czego szukałem i za czym tęskniłem jest już tu, ze mną? I zawsze było? To by znaczyło że od początku miałem w sobie doskonałość której szukałem. A zatem jestem stworzony na doskonały obraz. Na obraz Doskonałości. Jestem już częścią doskonałego planu. I jeśli tylko pozostanę wierny tej wdzięczności, którą wreszcie poczułem - nic złego nie może mnie spotkać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz