Dziwne. Z moim doświadczeniem słabości w samotnej drodze przwędrowałem do Mięćmierza, żeby uczestniczyć w niezwykłym spotkaniu niezwykłych ludzi.
Szybko okazało się, że jestem wśród życzliwych, otwartych ludzi (onieśmieliła ilość naukowych tytułów, ale tylko z początku). Miałem opowiedzieć o kryzysach, a na tym akurat się znam :)
Poniżej fragment oficjalnego sprawozdania ze zlotu ze strony pani profesor Mizińskiej. Podziękowania dla pani profesor, która mi zaufała włączając dna dwa dni do tak szacownego grona. Poznałem wyjątkowych ludzi. Dziękuję!
XIII ZLOT FILOZOFICZNY
„Przejawy i Zagrożenia Duchowości. Chłopski Rozum”
organizowany przez:
Zakład Filozofii Kultury – Instytut Filozofii UMCS w Lublinie
oraz Stowarzyszenie Rozwoju Inicjatyw Społecznych „Wspólnota“
27-29 września 2013 roku, Mięćmierz nad Wisłą
miejsce: Pensjonat i Stodoła „Klimaty” Państwa Pniewskich
SPRAWOZDANIE
27 września, DZIEŃ PIERWSZY
(wiele ciekawych wystąpień)
„Homo sentiens. Człowiek czujący. Księga Przyjaciół Jadwigi Mizińskiej”
28 września, DZIEŃ DRUGI
Prowadzenie obrad: prof. Grażyna Żurkowska
Prof. Żurkowska zapowiedziała drugą sesję w dolinie krzemowo-śliwkowej ku czci naszej ukochanej Jubilatki. Obrady zainicjowało wystąpienie Romana Zięby.
Roman Zięba:
O pokonywaniu kryzysów w samotnych pielgrzymkach.
RZ rozpoczął następującymi słowy: Drżenie mego głosu proszę traktować jako ukłon w stronę tych, którzy mnie tu zaprosili. Nie mam gotowego tekstu. Moje wystąpienie będzie tym, co w Chrześcijaństwie nazywa się Świadectwem.
Spisując te słowa, przez szacunek dla Romana, pominąć muszę rzeczy najbardziej dlań osobiste, acz istotne z punktu widzenia wspaniałego Świadectwa, które dla nas wygłosił, a właściwie – którym nas obdarzył. Główną oś jego relacji stanowiła samotna, piesza wędrówka z Jerozolimy do Asyżu, w trakcie której modlił się o światowy Pokój. Istotnym elementem tejże wędrówki były kryzysy jakich zwykle doznaje pielgrzym – zwłaszcza najbardziej dotkliwy kryzys samotności, kryzys utraty poczucia sensu.
Roman zajmująco i szczerze opowiadał o swoim życiu przed wyruszeniem w pierwszą drogę, o czasach dzieciństwa, ojcu – pilocie wojskowym który jawił się dlań jako rycerz w srebrnym mundurze, o rozpoczętych studiach medycznych, pierwszych zawodach miłosnych. Mówił też o traumatycznych doświadczeniach pobytu w Singapurze, gdzie po raz pierwszy przestraszył się, że niczego się nie boi. Wspominał o pracy dla koncernu IBM w charakterze project managera, gdzie stał się ekspertem od sukcesu; także o zawiłościach najbardziej osobistej sfery życia, które wpędziły go w stan straszliwej choroby – depresji (Obserwując karalucha na ścianie zazdrościłem mu, bo wiedział dokąd idzie).
Pierwsza samotna droga – wyprawa na Giewont, w trakcie której musiał zdać się na łaskę ludzi częstujących go jedzeniem, nauczyła go pewnej nowej logiki dawania-otrzymywania: Zorientowałem się, że dając otrzymuję. Nauczyła go też doceniać rzeczy prozaiczne, najzwyklejsze. Jednocześnie, Roman wyciągnął wniosek, iż przekleństwem w życiu jest balansowanie na krawędzi. (Skrajności są przekleństwem. I u mnie w życiu tak było – nie było środka, szarpałem się...) W tym czasie Roman zainteresował się po raz pierwszy pisaniem ikon – widzialnych znaków niewidzialnego.
Samotną wyprawę z Jerozolimy do Asyżu poświęcił Roman modlitwie o Pokój. Jak wspomina, całkowicie oddał się Opatrzności. Drogi tej wyprawy ułożyły się na kształt greckiej litery tau – tworząc symboliczny znak przejścia. Roman rozpoczął od rozrysowania projektu pielgrzymki, określenia wstępnego budżetu etc.. Wśród sponsorów projektu dziś wymienia: Jana Chrzciciela, Jana Pawła II oraz Maksymiliana Kolbe.
Czym według Romana jest modlitwa? Jak powiada, jest ona po prostu antycypowaniem pewnego stanu, tego, co ma się stać, włączeniem się w boski plan. Oczywiście – zastrzega niestrudzony pielgrzym – zdarzają się kryzysy. Pojawia się stan acedii, zniechęcenia, zanurzenia w stanie bliskim depresji (jak wyjaśniła JM). Wówczas, nie potrafimy się odnaleźć, poszukujemy nowych bodźców.
Najgorszy jest kryzys samotności. Utrata wiary w sens czegokolwiek. Jest utrapieniem. Jedyny ratunek stanowi odwołanie się do Absolutnej Miłości. To jest jak chwytanie gałązki nad urwiskiem... Wtedy ustępuje stan acedii.
Droga miłości to szukanie środka. A środkiem jest Chrystus. On jest Miłością. Bóg jest człowiekiem i człowiek jest Bogiem.
Świat zaciera dziś granice prawdziwych doznań. Wiara natomiast godzi sprzeczności.
W tym kontekście, Roman odwołał się do hebrajskiego słowa rahim, oznaczającego Miłosierdzie jako działającą Miłość, a jednocześnie kobiece drogi rodne. (A zatem, rodzenie, wydawanie żywej istoty na świat, związane jest z miłosierdziem). Odwołał się też do symboliki figur geometrycznych – w buddyzmie koło (okrąg) jako figura pełna stanowi odzwierciedlenie idei doskonałości. Natomiast, chrześcijański Krzyż jest poniekąd znakiem paradoksu, właśnie – godzenia sprzeczności.
Roman wspomniał też o niezwykle ciekawej rozmowie jaką przeprowadził w Hajfie z Szewachem Weissem. (Dyskutowali oni mianowicie o czterech prymatach Miłości: 1. człowiek przed rzeczą 2. etyka przed techniką 3. być przed mieć 4. miłosierdzie przed sprawiedliwością). Zajmująco też mówił o pięknie gwiazd na Pustyni Judzkiej, o Św. Janie Damasceńskim i ikonach, które sam teraz pisze – Świętych znakach Niewidzialnego.
Jednym z najbardziej przejmujących momentów przytaczanego Świadectwa była opowieść o czasie spędzonym na pustyni, o chwili ostatecznego zwątpienia w możność przeżycia: Usłyszałem głos: „Przyjdzie Anioł i da Ci wody”. Czy to nie była tylko projekcja spragnionego mózgu, nie wiem... Jednak, kwadrans później zza tumanu kurzu wyłonił się biały jeep. Wybiegli z niego ludzie. Okazało się, że był to profesor z Izraela, który wybrał się z rodziną na wycieczkę (...) Człowiek ten powiedział: „Jak będziesz w Polsce tę historię opowiadał, to powiedz, że wśród Żydów też są Anioły”.
Po wystąpieniu Romana Zięby nastąpiła krótka dyskusja:
prof. Piotr Skudrzyk powiedział: Słucham Pana opowieści pozytywnie porażony. ta opowieść powinna być uszanowana... Dalej, prof. Skudrzyk mówił o pięknie wychodzenia z upadków, odwołując się przy tym do sportowej metaforyki. Wyraził też pewną wątpliwość: Piękne piruety wychodzą po upadkach (...) boję się jednak, że poślizgnie się pan o pewien element naiwności.. Żeby pięknie jeździć po lodowisku, trzeba realnie to lodowisko oceniać.
Komentarz prof. Jadwigi Mizińskiej brzmiał następująco: Nie boimy się niczego bardziej niż samotności. Samotność może być tylko permanentna i bezwarunkowa, jak dziewictwo. [Odwołanie do wyimka z S. Máraia cytowanego w wierszu przez E. Dunaj]. Jednak, teraz już wiem czemu mamy sobie samotność powiększać? Otóż po to, żeby doznać równie rozległej i permanentnej Miłości. To jest ta szczelina, ucho igielne, przez które przeciskamy się do tego, co wieczne. Zawsze wielka literą – do Tego, co Jest. (I wszystko jedno jak to nazwiemy, niezależnie od religii..).
To przejście od absolutnej samotności – na przykład wyrażonej pytaniem: „czemu mnie opuścił” – jest po to, by doznać pełni, owej gęstości Miłości, o której mówił wcześniej Jano.
W tym momencie, na świeże jeszcze zielonością podwórze Klimatów wkroczył przepysznie rudy kot, ilustrując całe niewinne Piękno tego świata. Pojawienie się tegoż cudnego zwierzęcia bezpośrednio poprzedziło następne wystąpienie, dotyczące tym razem ładu ducha.
dlaczego mnie nie zaprosiłes na ten zlot..
OdpowiedzUsuńA podaj chociaż swój inicjał :)
OdpowiedzUsuń