Gdybyście mieli wiarę jak ziarnko gorczycy, powiedzielibyście tej morwie:
"Wyrwij się z korzeniem i przesadź się w morze!", a byłaby wam posłuszna.
Łk 17, 5
16 lipca wchodziłem na Górę Karmel w Hajfie w Izraelu. Dookoła rozciągał sie widok, jakby wszystko było pod stopami: lazurowe morze pieniące się bezszelestnie wokół skał, miasto z białymi domami i port, który ciągnął się daleko wzdłuż brzegu.
Od dwóch tygodni szedłem przez Ziemię Świętą na północ, aż pod granicą Syryjską musiałem zawrócić z powodu wojny domowej i przyszedłem do Hajfy, bo tutaj - jak się spodziewałem - mogłem wsiąść na statek płynący na Cypr. Potem czekała mnie przeprawa do Turcji i wędrówka na zachód, do Europy.
16 lipca to święto Karmelu, Dzień Matki Bożej z Góry Karmel, wielki dzień.
To tutaj Eliasz wyzwał na pojedynek proroków Baala i wyprosił u Boga wielki ogień z nieba, który strawił cały stos ofiarny wraz z okalającą go wodą. Wiara bez granic.
Siedziałem z polskim karmelitą na ławce z widokiem na morze. Rozmawialiśmy o tym, czym jest wiara, ale wkrótce zapadła cisza i mieliśmy już tylko przed oczami ten sam widok, w którym Eliasz ze swoim uczniem wypatrywali chmury, znaku łaski po długim okresie suszy.
Potem poszliśmy do ogrodu na wewnętrznym dziedzińcu klasztoru i zakonnik pokazał mi drzewo gorczycy. Zerwał malutki suchy strąk i wysypał jego zawartość na moją dłoń. Coś jak czarny pył. Ledwo dostrzegłem malutkie drobinki - kuleczki mniejsze od drobnych ziarenek piasku.
- To nie ta gorczyca, którą znamy z musztardy sarepskiej - uśmiechnął się.
Faktycznie. Znana mi dotychczas gorczyca była wielkości ziarenek pieprzu, a te drobinki na mojej dłoni były prawie niedostrzegalne.
Marnie z moją wiarą - pomyślałem. Ale po chwili odetchnąłem z ulgą, że już za dwa dni wyruszam w dalszą drogę w stronę Asyżu
"
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz