Jest taki portal "Niezależna.pl". Hasło w nagłówku brzmi: "My informujemy, oni kłamią". Ja nie zajmuję się polityką ani zaangażowaną publicystyką, ale czasem czytam jakiś tekst i chcę na niego odpowiedzieć. Może tak dla siebie.
Pan Maciej Świrski napisał na tym portalu tekst pt. "Celnik z Caravaggia" (http://niezalezna.pl/34262-celnik-z-caravaggia). Zaczyna się od słów:
Mamy szanse na uruchomienie wielkiego potencjału społecznego.
Tak aby wspólnotowo odwojować Polskę z rąk oligarchii, która
zawłaszczyła kraj w toku budowy III RP.
Jestem katolikiem, moje poglądy określiłbym jako prawicowe, ale jakoś nie przekonuje mnie podział zastosowany w tekście na "my" (dobrzy,
pragnący wspólnoty) i "oni" (żli, sprzeniewierzeni przysiędze itd.).
Wiele jest w tekście celnych spostrzeżeń, ale to nadal tylko język
publicystyki, pełen malarskich metafor, zaangażowany. Widać, że autor tekstu aktywnie
uczestniczy w przepływie informacji, czyta gazety, ogląda tv, dużo
rozmawia, ma sporą wiedzę - w przeciwieństwie do mnie - prawie nie czytam
gazet, nie mam tv, do internetu mam 8 km rowerem. Dlatego moja odpowiedź jest tylko moim własnym komentarzem, bez ambicji tworzenia jakiejś diagnozy czy oceniania sytuacji w kraju. To moje zdanie, pisane na wsi, pół godziny na piechotę od podwórka Helenki Kowalskiej.
Dobre jest to, że autor pokazuje pewne tendencje, które wyraźnie
sugerują, że coś się zmienia i dobre jest to, że porządanym kierunkiem
wydaje się być "Polska obywatelska", tylko co to naprawdę znaczy? Do jakiego
ideału Polski się odwołujemy, żeby ją "odwojować" z rąk tych, którzy ją
niecnie zawłaszczyli? W jakim okresie historycznym Polacy żyli w kraju, którego ideał chcieliby teraz przywołać? Może chodzi o ten krótki sen Solidarnosci, nigdy
nie spełniony, bo być może był tylko naszym polskim, szlachetnym i
dobrym śnieniem jedynie?
Uczestniczyłem w marszu "Obudź się Polsko" i gdybym wtedy poczuł, że bardziej
był on "za czymś" a nie "przeciwko czemuś", to uwierzyłbym, że marsz
reprezentował jakieś szerokie wspólnotowe dążenie. Obawiam się jednak,
że był on kontynuacją owego polskiego snu i robienie z tego wydarzenia
przyczułka do istotnej zmiany w kraju to chyba trochę nieuprawnione.
Rozumiem, jak bardzo ludzie pragnący godnego życia w swoim kraju dla
siebie i rodzin - pragną zmiany. Ale powinni chyba najpierw zrozumieć,
że są oni częścią tego systemu, który tak bardzo chcą zmienić. Że mnie,
protestującego przeciwko "pancernej brzozie", "obłudzie, kłamstwu i
arogancji władzy" etc, w istocie niewiele różni od tych, którzy oddają
się karierze w korporacji, czerpiąc wiedzę o świecie z TVN24 i biorą coś
wieczorem na spokojny sen. Podział na "My" i "oni" na początku
dokonywania zmiany stwarza podobną sytuację, jaką jest próba zbudowania
dobrej strategii ewangelizacji rozpoczęta od podziału na "wierzących" i
niewierzących". To rodzi kolejne polaryzacje, otwiera nowe fronty
sporów, zamienia dobrą intencję w niekończące się zmaganie z wrogiem,
który jest "tam".
Zło należy wskazywać. Bez tego obraz rzeczywistości będzie zamazany, a
wybory pozbawione prawdziwych przesłanek. Tylko że zło najpierw należy
dostrzec w sobie i wtedy dopiero wyjść do tych, których pragnie się
zmieniać. Stara prawda, żeby zaczynać od siebie, tak trudna zawsze do
przyjęcia i do realizowania.
Ewangelizować przez przytulenie, nie mieczem teologii. Robić politykę
przez odwołanie do przyzwoitości tu i teraz, na moim podwórku, a nie
pokładając nadzieję w zrywach, mężach opatrznościowych etc.
Wierzę
że i z tą sytuacją Pan Bóg sobie poradzi. Chcę się w tą zmianę włączyć.
Dlatego modlę się i ograniczam własne potrzeby. Tam, gdzie jestem,
staram się okazywać dobro wszystkim ludziom, a najbardziej tym, z
którymi się nie zgadzam. Mój największy nauczyciel to osoba, z którą mam
duchowy problem. W przeciwieństwie do publicystów i polityków ja nie
mam poczucia, że jestem w stanie coś zmienić (czy kogoś nawrócić).
Natomiast mogę i chcę zmieniać siebie.
I tęsknię za wspólnotą ludzi podobnie myślących.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz