poniedziałek, 12 grudnia 2011

Europa

Jestem pielgrzymem i nie zajmuję się polityką. Niekiedy jednak polityka dogania mnie w drodze. Wtedy chcąc-nie chcąc trzeba do tematu się odnieść. Jako pielgrzym akceptuję niepewność więc nie odczuwam lęku przed tym, co mówi telewizor, ale chleb dostaję czasem od ludzi którzy lękowi ulegają. Bywa, że przy wspólnym posiłku słyszę pytania o kryzys, o przyszłość. Nie mam na nie gotowej odpowiedzi ale mam swoje przemyślenia.
Z perspektywy samotnej drogi, gdy cisza staje się jedynym dostępnym ekspertem, widać wyraźnie że świat coraz bardziej boi o swoje bezpieczeństwo. A współczesny świat to trzech graczy: politycy, banki i konsumenci.
Jedni obwiniają dziś drugich o to, że jest źle. A że kiludziesięcioletni okres pokoju w historii Europy to ewenement, pojawia się lęk przed najgorszym. Gra polega na gromadzeniu. I zdaje się, że zwycięzcą ma zostać ten, kto w chwili śmierci będzie miał najwięcej.

Pan poseł Bloom z Wielkiej Brytanii oświadczył niedawno w Europarlamencie, że to wina głupich polityków, że pożyczali od banków więcej pieniędzy niż otrzymywali z podatków od konsumentów i stąd rosnące zadłużenie państw i groźba bankructw. A że panstwa i ich banki centralne są zbyt duże żeby pozwolić im upaść, więc trzeba je teraz utrzymywać namawiając do pomocy tych, którzy nie maja na to żadnej ochoty. Trzymając się własnej tradycji i waluty Anglicy traktowali zawsze kontynent jako trochę dziwny świat, gdzie socjalizm co chwila bierze górę nad rozsądnym konserwatyzmem. Podobnie wyspiarze patrzą dziś na Unię Europejską. Ale polityków wybierają przecież konsumenci. Politycy są więc sumą pragnień, sprzeciwów i nadziei konsumentów, którzy z perspektywy własnego zadłużonego domu pragną przedłużenia swojego konsumenckiego bezpieczeństwa. Poseł Bloomn pomstuje na polityków, ale sam ich karmi swoim lękiem przed niepewnością jutra. Bo każdy konsument pragnie bezpieczeństwa i własnej pewności i tym ciężarem obarcza polityków, udzielając im swojego kredytu. Politycy i konsumenci z kolei zgodnie obarczają winą za kryzys banki, owe bezduszne instytucje kierowane przez żądnych zysku finansistów, powiązanych z agencjami ratingowymi, spekulantami giełdowymi i kto wie jeszcze z jakimi ciemnymi grupami.
Taki prezes banku funkcjonuje jednak w systemie tworzonym przez polityków i rynek, czyli konsumentów. Sam ma dzieci, kredyty i ciężko pracuje dając zatrudnienie wielu osobom i pewnie przeżywa swoje załamania gdy czyta, jak gazety (własność polityków i konsumentów), widzą w nim źródło zła i główną przyczynę kryzysu.

Zamieszało mi się już w głowie od tego dziwnego świata lęku i wzajemnych oskarżeń, więc będę podsumowywał.

W głowie samotnego pielgrzyma pojawiają się pytania.
Dlaczego wszyscy gracze tego teatru współczesności zajmują się wyłącznie sobą?
Dlaczego stale szukają jedynie sposobów na rozwiązanie swoich własnych problemów ekonomicznych (głównie bankierzy), polityczych (głównie politycy) i społecznych (głównie konsumenci)?
Dlaczego nikogo nie interesuje dziś DUCHOWA PRZYSZŁOŚĆ EUROPY, przyszłość nas wszystkich, tylko stale słychać debatę o przyszłości systemów emerytalnych, struktur politycznych i rynków?
Dlaczego człowiek zapomniał o swoim wymiarze duchowym, który kształtował jego tożsamość od wieków? Przecież nawet sen o wspólnej Europie zaczął się od WARTOŚCI, a nie od rynku. Ktoś jeszcze pamięta nazwiska Schumanna i Adenauera?
Gdy myślimy tylko o sobie - na krótko zaspokajamy swoje egoistyczne pragnienie bezpieczeństwa, ale chwilę potem egoizmy szukających własnego bezpieczeństwa polityków, konsumentów i bankierów obrastają gigantyczną konstrukcją biurokracji, partykularnych interesów i korupcji. I ta konstrukcja właśnie się chwieje. Taka jest dzisiaj Europa. Kontynent utraconego bezpieczeństwa i rosnącego lęku.
Może już czas postawić pytanie o jej duchową przyszłość, o duchową przyszłość nas wszystkich?
To prawda, że pielgrzym niczego nie posiada. Ma luksus ciszy, więc stać go na takie rozważania. Ale jest wolny, dlatego nie musi nikogo przekonywać do tego, w co wierzy. Może więc dzielić się swoim doświadczeniem i stawiać pytania. Także we własnym interesie.

Może powrót do wspólnych wartości, które budowały ten kontynent i dawały jego mieszkańcom poczucie tożsamości w bogactwie różnorodności - jest perspektywą, która usunie lęk o moje własne bezpieczeństwo, bo zacznę je dzielić z tymi, których przestałem oskarżać?
Wymienię cztery prymaty, których zaakceptowanie przez wszystkich może przynieść zmianę na lepsze:
1. Człowiek przed rzeczą
2. Być przed mieć
3. Etyka przed techniką
4. Miłosierdzie przed sprawiedliwością.

Dla tych, których razi słowo “Miłosierdzie”, zastąpię je słowem “przebaczenie”.
Wyjdzie na to samo. Przebaczmy sobie nawzajem i zacznijmy budować razem przyszłość wolną od niesprawiedliwości i lęków. Wtedy zaczną się rozwiązywać problemy egoizmów energetycznych, konfliktów etnicznych i kulturowych, zniknie lęk Zachodu przed islamem. Fantazjuję? Nie tak dawno temu wyruszyłem bez pieniędzy z Jerozolimy do Asyżu. Na piechotę i bez namiotu w 105 dni przeszedłem trzy i pół tysiąca kilometrów przez 9 krajów. To dopiero była fantazja! Największym zaskoczeniem byli szlachetni, otwarci i życzliwi muzułmanie, których tak obawia się mój poczciwy, zadłużony, otyły i starzejący się Zachód.

Gdy człowiek odzyskuje zagubioną kiedyś tożsamość, wtedy droga sama się zaczyna prostować i doświadczając tego, kim jest naprawdę, zaczyna wierzyć w swój cel. Wyrusza mu na spotkanie bo odzyskał wiarę dzieciństwa i siły młodości.
Nie mówię o niczym innym jak o moim doświadczeniu pielgrzymowania. Dowiedziałem się kim jestem i dostrzegłem cel. Teraz całkowcie mu się poświęcam. Już wiem, że aby pozbyć się lęku trzeba znowu uwierzyć w to, co przede mną.
I wierzę, że Europę czeka to samo.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz