Najpierw jest wiara, która mogła być pierwotnym stanem człowieka. To ona szepcze: idź. Bo coś musi zostać porzucone, żeby było można osiągnąć coś nowego. I ta konieczność porzucenia, zrezygnowania z czegoś, budzi w człowieku strach. Lęk przed utratą tego, co się już ma, kim się dotąd było. Potem są kolejne kroki i żeby móc posuwać się naprzód potrzeba wiary w wartość tego wyrzeczenia, wiary silnej i odnawiającej się po upadkach i zwątpieniach.
Dzisiaj dla wielu ludzi w bogacących się społeczeństwach wiara zaczęła oznaczać to, czym nigdy nie była. Wiara nie jest wygodnym uchylaniem się od doświadczenia, nie jest wypełnianiem nieznanego bogiem i tuszowaniem lęku dogmatem czy doktryną. Wiara nie jest także nadzieją ani przekonaniem ani empiryczną prognozą.
Wiara jest stanem umysłu otwierającego się na ostateczną rzeczywistość, jest mężnym stawianiem czoła nieznanemu, które otwiera się z każdym pokonanym krokiem na pielgrzymiej ścieżce życia.
Wiara jest poręką tych dóbr, których się spodziewamy, dowodem tych rzeczywistości, których nie widzimy. (Hbr 11,1)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz