czwartek, 6 stycznia 2011

Ruch

Jadąc pociągiem odkrywam czym jest ruch. Jednostajny stukot wprowadza mnie w stan płynnego odnajdywania się w coraz to nowym położeniu, bez przywiązywania się do stanów chwilowych. W tym rozciągniętym ponad przestrzenią stanie dynamicznej stałości nie potrzebuję już siebie, bo w każdym momencie poznaję siebie nowego.
Podobnie kroki pielgrzyma wyznaczają rytm, który nakładając się na rytm różańca unosi wędrowca na stojącej fali, która niepostrzeżenie przenosi go do celu. Odciskając ślady w kurzu drogi wędrowiec zostawia na sznurku kolejne koraliki, nieświadomy swoich wdechów i wydechów ani kolejnych uderzeń serca. Przestrzeń wobec ruchu zachowuje się dziwnie bo znika - przybliżając cel. Każdy zna to uczucie, gdy w zamyśleniu zniknął pokonany odcinek drogi.
Wirowy ruch mojej planety sprawia, że siedząc na ławce w parku gnam wraz z wszystkimi punktami na jej powierzchni z prędkością dwóch tysiący kiliometrów na godzinę. To tylko ruch wirowy. Ruch obrotowy planety wokół słońca to kolejny wir. Jest jeszcze ruch galaktyki. I może ruch całego poznanego wszechświata. Zawieszony w kosmicznym żyroskopie kolejnych układów odniesienia poruszam się zygzakami jak świetlik, który też nie jest świadomy prawdziwego toru swojego lotu.
Zauważyłem, że na wszystkich więziennych spacerniakach ruch odbywa się w prawo, a więc przeciwnie do ruchu wskazówek zegara i przeciwnie do wirowego ruchu planety, która obraca się ze wschodu na zachód. To zabawne, ale więźniowie mają poczucie, że tyko oni decydują o tym, że po wyjściu z więziennego bloku skierują się w prawo. W tym samym kierunku odbywa się ruch na stadionach i na hipodromach. Podobnie na pustyni krok prawej nogi jest zawsze dłuższy, więc może wędrowiec - tak samo jak więzień - kieruje się nie tam, gdzie sam pragnie, lecz tam, gdzie kieruje go sto orbit, pośród których jest zawieszony. Ruch jest atrybutem materii, a więc atrybutem istnienia i tylko sam jeden zna swój stan, wszystkie swoje stany, bo połączony z przeznaczeniem tworzy parę: scenarzysty i reżysera, która nieustannie tworzy ów kosmiczny spektakl, w którym każdy i wszystko, od początku do końca, ma swoją rolę. Największą tajemnicą tego spektaklu jest to, że każdy aktor jest absolutnie wolny, a mimo to nie może odstąpić od scenariusza, bo sam go współtworzy.
Jahwe wywodzi się od hebrajskiego „hawah” czyli „stawać się”. Podobny rdzeń ma „hawel” czyli mgła, opar, chmura, coś nieuchwytnego, nieokreślonego, pozostającego w ciągłym ruchu.
Kiedyś słowa Księgi Koheleta "hawel hawalim" przetłumaczono jako "Marność nad marnościami". Tłumaczenie naszych czasów brzmi: "Daremna ulotność". Daremna, ale nie stracona.
Bóg jest stawaniem się, jest nieuchwytny w swej zmianie, niepoznawalny dla żadnej teologii, żadnej religii. Ze swej nieuchwytności tworzy ścieżki przeznaczenia dla wszystkich stworzonych istnień i tylko człowieka pozostawia z tym odwiecznym niepokojem o jutro. Człowiek może przyjąć Jego istnienie, pogodzić się z nieodgadnionym ruchem i odnaleźć swoją rolę w kosmicznym scenariuszu. Albo próbować Mu zaprzeczyć i po swojemu budować konstrukcje, które mają go uchronić przed nieuchronnym. Choć w istocie obu tych dróg nic nie różni, bo scenariusz i tak jest dla wszystkich ten sam.
Poddani niewidzialnym kosmicznym wirom, wszyscy jak jedwabniki otorbiamymy się jedwabną przędzą, nicią życia, po to żeby kiedyś poddać się weszcie temu zdumiewającemu ruchowi na zewnątrz i rozerwać kokon przeznaczenia. Żeby narodzić się dla wieczności.

1 komentarz:

  1. rozwaliło mnie to jestem w tym samym punkcie jeżeli mogę tak powiedzieć ..

    "Bądź niezmienny dzięki zmianom.
    Pozostawaj tam gdzie jesteś idąc."

    OdpowiedzUsuń