4 lipca 2011.
Drugi dzień pielgrzymki Jerozolima-Asyż
Leżę na plecach z rękami pod głową.
Odgarnąłem suche, ostre trawy i kolczaste krzewy, żeby móc się położyć i patrzeć stąd w niebo.
Żywy błękit przez suche kolce sprawia, że czuję, jakby to tam było życie, a nie na tej spalonej lipcowym żarem ziemi.
Przyglądam się z bliska wysuszonym roślinom. Wszystkie mają przemyślne haczyki, kolce albo rzepy, jakby jedynym ich pragnieniem było uczepić się czyjegoś buta i wywędrować z tej suchej krainy do miejsca, gdzie jest więcej wody.
Dlaczego droga do źródła jest zawsze pod górę?
Woda. Nad wodą tydzień drogi na północ stąd zaczęła się ta historia, a tu, na tej górze znalazła swój ziemski finał.
Tutaj uczniowie widzieli Go po raz ostatni, gdy odchodził do nieba.
Co wtedy mówił?
-Iďźcie i nauczajcie wszystkie narody, udzielając im chrztu...
Pokazał, jak zwycięża miłość...
ale potrzeba jeszcze mojej decyzji.
Jak iść Jego drogą...
Którędy?
Jak robić to, co do mnie należy...?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz