piątek, 16 lutego 2018

cisza



Idąc na spacer z psem wsłuchuję się w ciszę górskiej doliny. W zasypanych wysokim śniegiem Tatrach ciszę słychać inaczej. Chrzęst białego puchu pod nogami tylko podkreśla jej aksamitną głębię.  Milczą strzeliste świerki w ciężkich białych czapach.
Pies z radością małego dziecka prawie bezszelestnie nurkuje w zaspy. Jego radość jest naturalna i oczywista jak wszystko wokół mnie teraz. Ta przestrzeń jest inna, łagodna i delikatna choć jednocześnie w dziwny sposób surowa, ostro oddzielona od miejsc skąd przyszedłem.  Cisza zaśnieżonych gór jest tak głęboka jakby miała swoje źródło w innym wymiarze.
Zatrzymuję się i natężam słuch... skądś dochodzi ledwie słyszalny szum... Czy to płynie krew w skroniach?
Poddany dziwnie wyostrzonym zmysłom zanurzam dłoń w śniegu i biorę trochę na język. Gdyby cisza miała smak... czy smakowałaby jak górski strumień bijący z ukrytego źródła? Czysta woda nie ma smaku. Smak wody jest smakiem ukrytym. Czystym i prostym, a jednak teraz tak nowym i zaskakującym świeżością.
Czuję że gdzieś tutaj jest przejście na drugą stronę, jakby cisza górskiej doliny otwierała niewidzialne drzwi. Za tą granicą zaczyna się świat, którego nie znam. Nie potrafię go zniekształcić swoimi wyobrażeniami. Świat bez znanych mi dźwięków, smaków, gdzie nie mają dostępu moje najbardziej ukryte projekcje czy marzenia.
Świat pełni, do której droga prowadzi tylko przez śmierć. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz