piątek, 17 października 2014

buk

To był wyjątkowo piękny, jesienny dzień. Szliśmy w milczeniu, czerwone buki drżąc  szumiały nad nami pieśń, której słów, zawstydzeni, nie rozumieliśmy. 
Biała  cerkiew dziwnie zajaśniala pośrodku pustej, zielonej doliny gdy schodziliśmy w dół z Łopiennika.
Była otwarta. Modliliśmy się chwilę w ciszy surowych kamiennych ścian. Udzielił nam się pokój tego miejsca i jakaś siła, która wzywala teraz do działania.
Leśniczy mieszkał o godzinę drogi w stronę Terki. Maria znała jego żonę, tydzień temu była na jej pogrzebie.
Do drzwi leśniczówki zapukaliśmy przed zmrokiem. Otworzył obojętny, z kilkudniowym zarostem. Na czas przygotowania herbaty zostawił nas przy stole zawalonym papierami i zimnym niedokończonym obiadem.
Przebiegłem wzrokiem po książkach w biblioteczce. Gdzieś blisko musiała być odpowiedź na pytanie po co tu przyszliśmy. Same pozycje o lesie, drzewach, albumy przyrodnicze.
Poczułem że wystarczy wyciągnąć rękę. Nie wybierając sięgnąłem po książkę bez tytułu na grzbiecie.
"Buk zwyczajny".
Otworzyłem na przypadkowej stronie i przeczytałem na głos gdy akurat wchodził z herbatą.
- W ekosystemach bukowych kryzys jest zjawiskiem naturalnym.
Wtedy po raz pierwszy się uśmiechnął.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz