Opuszczamy gościnne progi klasztoru Monastycznych Wspólnot Jerozolimskich we wtorek rano. Mamy w kieszeni obaj ok. 70 zł. To na całą pielgrzymkę. Ale przecież jest z nami Sponsor mający pod sobą wszystkie skarbce i banki.
Upał. Idziemy przez Stare Miasto. Pod Zamkiem Królewskim spotykamy siostrę zmartwychwstankę (Rachela) która robi nam kilka zdjęć. Ruszamy w kierunku Marek przez Most Śląsko - Dąbrowski. Po praskiej stronie Wisły wstępujemy do katedry św. Floriana.
Stąd już tylko krok do kurii biskupiej... Czy jest szansa, że tak po prostu, z drogi, podejmie nas ks. biskup? Ryzykujemy modląc się o Ducha Bożego...
Okazuje się, że hasło Idzie Człowiek podane w sekretariacie działa.
Ks. biskup Marek Solarski opuszcza na chhwilę swoją konferencję żeby nas pobłogosławić na drogę.
- Dokąd wędrujecie tym razem? - jego uśmiech już działa jak umocnienie.
- Na Wschód - pokazujemy mu tablicę pokoju z mapą drogi.
Błogosławieństwo przyjmujemy na kolanach, z kostuuami w dłoniach.
Wychodzimy na upał, ale ta temperatura jakoś już mniej przeszkadza.
Kierujemy się do MArek. Tam ma swoją firmę Piotr, jeden z nas. Po dwóćh godzinach dochodzimy na ul. Ząbkowską.
Kompot czereśniowy z dużą ilością wielkich twardych czereśni!!! i placki ziemniaczane!
Z tego miejsca pielgrzymi zawsze mają pomoc: materialną i duchową. Piotr odprowadza nas kawałęk, po czym życzymy sobie wszystkiego dobrego i ruszamy dalej.
Upalne kilometry nie byłyby tak straszne gdyby nie komary, któe włąśnie się wściekły. Atakują najmocniej w lesie.
No i przydaje się ANTYKOMAR od Kamili.
O 20.00 dochodzimy do Domu Faustyny w Ostrówku. Mamy w nogach 40 km. Zmęczenie. Siostra nas nie zna, nie wie z kim ma do czynienia, nie wpuszcza nas do środka. Nie dziwi nas to. Pielgrzym za wszystko dziękuje, nawet (zwłaszcza) za zamknięte drzwi (jest to najlepsza i najtrudniejsza katecheza). Roman jednak mruczy coś pod nosem, co Wojtek kwituje dość ostro i tak opędzając się od komarów w średnich nastrojach szukamy trawy pod namiot.
Figura Matki Bożej w mijanym ogródku jest dla nas znakiem. Gospodarze z czarnym amstaffem (Scrappy okazuje się przemiłym psiakiem) wpuszczają nas, proponują herbatę i zupę. Potrzebna okazuje się modlitwa nad Dawidem. Ledwo przeżył wypadek z TIRem. Kilka miesięcy w śpiączce, dwa razy namaszczenie chorych, 18 operacji brzucha, sztukowane kończyny. Teraz - nie może się podnieść, alkohol, zagrożone małżeństwo. Dostaje szkaplerz. Modlimy się razem stojąc na podwórku we trzech w chmurze komarów.
Po dobrym śnie dobre śniadanie i dobra rozmowa z gospodarzami. Zostawiamy tu nasz przenośny mini-ołtarzyk z ikoną Jezusa Miłosiernego. Prosimy, żeby przy nim spotykała się odtąd cała rodzina i modliła za pielgrzymów, którzy zabierają na Wschód intencje domowników wpisane do zeszystu intencji... wspólna modlitwa działa silniej. Teraz już wiemy dlaczego tą noc przyszło nam spędzić włąśnie tutaj...
Wracamy do Domu Faustyny W OStrówku. Tym razem siostra przyjmuje nas z otwartymi ramionami. Po godzinie stajemy się już sobie bliscy na tyle, że relacja o wizycie pielgrzymów w Ostrówku trafia na stronę sióstr www.domfaustyny.pl.
Szczęść Boże!
Teraz kierunek Loretto, a potem Białystok, Sokółka i na Wilno...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz