W
Warszawie spędzam zwykle dwa dni w tygodniu: czwartek i piątek. Prowadzę
zajęcia pisania ikon dla dwóch 10 – osobowych grup. Spotykamy się w sali przy
kościele św. Jakuba Apostoła, zaczynamy o 17.00, kończymy o 21.30. W sobotę
rano wracam zwykle pociągiem do Łodzi, gdzie mam małą pracownię. Właśnie jestem
w takiej powrotnej podróży. Siedzę w nowoczesnym, bezprzedziałowym wagonie.
Obok
mnie matka z ok. 16-letnią córką. Mama czyta Gazetę Wyborczą, a córka z
wyrazistym makijażem, kolczykiem w nosie i pokaźną „pieszczochą” na nadgarstku
pochłonięta jest lekturą „Pamiętników wampirów”. Po przeciwnej stronie chłopak
około dwudziestu kilku lat czyta książkę pt. „Generator charyzmy. Kreowanie osobowości
managera”. Jest jeszcze kilka
młodych osób ze słuchawkami mp-trójek na uszach albo wystukujących coś kciukami
na swoich smartfonach.
Wracam
myślami do tego, co wczoraj poruszaliśmy na spotkaniu ikonowym. Ikona jest
powrotem to czystej sztuki, do jedynego prawdziwego piękna, jakim dla
chrześcijanina jest sam Bóg. Nie jest wyrażaniem własnych emocji czy szukaniem pola
dla osobistej ekspresji, jak w przypadku współczesnej sztuki, która dając
rzekomą obietnicę wolności, w centrum stawia samego artystę oczekującego
uznania dla swoich osiągnięć. Czy sam człowiek może tworzyć piękno? Czy nie
jest tak że piękno już istnieje, a rolą człowieka jest tylo je odkrywać,
przywoływać w tworzonych formach? Czy istnieje coś takiego jak generator
charyzmy? A może człowiek, nie jest w stanie tworzyć własnej osobowości, do
czego namawiają poradniki, bo swoją osobowość już posiada, tylko o niej nie
wie, bo skrywają ją maski nakładane mu przez świat pozornych wartości i
transakcyjnych relacji?
Praca nad ikoną to usunięcie się w cień
Bożego dzieła. Pisanie kanonocznej ikony to czynność liturgiczna, polegająca na
pokornym powierzaniu się Duchowi, oddawaniu Mu swojej dłoni, skromnym i cichym
ćwiczeniem się w technice, która znana jest od stuleci jako najlepsza forma dla
oddawania świętych wizerunków. Pisanie ikony to przede wszystkim modlitwa.
Modlitwa jest powrotem do prawdy o mnie, często gdzieś gubionej w codziennym
pośpiechu i zabieganiu o pilne rzeczy. Dlatego pisanie ikon w Warszawie,
stolicy współczesnego zabiegania, jest szczególnym wyzwaniem, zarówno dla
prowadzącego takie zajęcia, jak i dla uczestników.
Spojarzałem
w okno, gdzie wolno przesuwał się zielono-błękitny krajobraz Mazowsza. Widok,
który ewoluował przez stulecia. Kiedyś rosła tu puszcza, którą chłop mozolnie
karczował i wypalał przeznaczając pod uprawy. Dziś widać mozaikę pól, traktor,
słupy trakcji elektrycznej, sieć asfaltowych dróg i zabudowania gospodarskie.
Czasem kępa drzew, łąka lub mały obszar nieużytku. Człowiek tworzy nowe
narzędzia i zmienia swoje otoczenie. To naturalny proces trwający od początku
ludzkości. Żyje się coraz szybciej, coraz łatwiej wykonuje pewne czynności. Te
zmiany są jednak tylko ilościowe. Bo czy zasadnicza treść życia człowieka ulega
zmianie? Czy wiemy więcej o istocie bytu? O śmierci? Czy nauka przybliżyła
odpowiedź na pytanie po co żyjemy? Jednak pewne wydarzenie w tej wielowiekowej
historii zmieniło życie człowieka jakościowo i była to zmiana fundamentalna: Ofiara
poczyniona z nieskończonej miłości, jaką mógł złożyć tylko sam Bóg. Świat
widzialny, doświadczany zmysłami, zszedł odtąd na drugi plan wobec wypełnionej
obietnicy życia wiecznego w świecie nieporównywalnym z najbardziej nawet
wzniosłymi i pięknymi doświadczeniami ziemskiego życia.
Ten
moment dał człowiekowi prawdziwą wolność. Uwolnił go od lęku przed ciemnością i
przed niepewnością jutra. Dobra nowina rozpoczęła swoją wędrówkę po świecie, a
jej apostołowie pokonywali największe trudy żeby wypełnić swoją świętą misję. Odtąd
świat miał być inny. Jednak człowiek znowu zaczął wątpić w prawdę o swoim
wiecznym szczęściu. Może droga do niej okazała się zbyt trudna.
Zastanawiam
się w którym momencie swojej historii człowiek zapomniał o niebie i znów zaczął
skupiać się na życiu ziemskim. Który z wynalazków dał mu poczucie władzy
nad światem czy radość godną raju? Czy stało się to w okresie Oświecenia, a
może w wieku eletryczności, pary i podboju świata przez podróźników-kartografów
i twórców psychologii?
Ewangelię
z czasem zaczęły zastępować poradniki pisane przez ekspertów. Na temat szczęścia,
spełnienia, sukcesu, efektywności, skuteczności, kreatywności, szybkiego
uczenia się i czytania książki w godzinę. Proroków wzywających kiedyś do
nawrócenia zastąpili dziś apostołowie mediów, dziennikarze i publicyści
przyciągający tłumy do współczesnych świątyń: telewizyjnych programów Talk-
show, które pokazują każdy, dowolnie groteskowy czy odrażający temat, jeśli
tylko przyciągnie odbiorców.
Komunię
z Bogiem zastąpił kontakt za pośrednictwem portali społecznościowych,
elektroniczne fora dyskusyjne, gdzie każdy może powiedzieć dziś co chce.
Wolność zaczęto pojmować jako uwolnienie się od bólu, trosk i zakazów, radość
jako wspierane chemicznymi substancjami przeżywanie zmysłowej euforii, słowo
„skuteczność” dawno zastąpiło słowo „przyzwoitość”, a „wartość” pojmuje się
dzisiaj najczęściej w odniesieniu do cen akcji na giełdzie lub kompetencji
zatrudnianego pracownika.
Jeden z
uczestników zajęć ikonowych opowiedział, że spędza ostatnio dużo czasu ze swoją
3-letnią wnuczką. Ma z nią wiele zmartwień. Ostatnio byli we dwoje sami w domu
jej rodziców i dziewczynka poprosiła o włączenie programu telewizji kablowej z
bajkami „na życzenie”, przed którymi spędza większą część dnia. Dziadek nie
potrafił uruchomić dekodera i plazmowego ekranu. Zniecierpliwiona dziewczynka
powiedziała:
-Tata
potrafi, mama potrafi, wujek potrafi, wszyscy potrafią tylko nie ty. Więc co ty
potrafisz?
Historyczny
postęp jest procesem naturalnym. Człowiek tworzy nowe narzędzia i zmienia swoje
otoczenie. Kiedyś ten proces był w naturalny sposób regulowany przez sumienie i
wartości, które stanowiły powszechnie akceptowany fundament dla całej
ludzkości. Od jakiegoś momentu jednak sam człowiek przypisał sobie prawo do
bycia dla siebie wyrocznią, sędzią i sumieniem. Nawet dziejowe katastrofy do
których prowadziła go pycha i odrzucenie Boga nie nauczyły go niczego. I dziś,
w świecie coraz bardziej wolnym od zagrożeń militarnych czy epidemii, ludzość
niepostrzeżenie zbliża się do katastrofy o skutkach być może znacznie groźniejszych.
Człowiek
zaczyna bowiem kwestionować prawdę o istocie swojego człowieczeństwa, o tym, że
poszukiwanie prawdy i piękna nie kończy się na nim samym.
Dziękuję. Naprawdę.
OdpowiedzUsuńPamiętam w modlitwie,
A.