Tej zimy
dużo podróżuję pociągami. We trzech odwiedzamy szkoły,
wspólnoty, więzienia i poprawczaki, mówiąc o tym, co przyszło do nas w samotnej drodze. Opowiadamy tylko historie,
które sami przeżyliśmy, bo z faktami trudno się spierać, nawet jeśli te zderzają się z mniej
lub bardziej skrywanymi
wątpliwościami w pytaniach słuchaczy.
Jazda
pociągiem to wyjątkowe miejsce i czas. Czuje się wtedy znane z samotnego pielgrzymowania zawieszenie, gdy widoki przesuwają się w szerokiej panoramie, a
myśli wędrują razem z nimi - czasem do wspomnień, czasem do tego co boli, albo
dotykają tego, co chciałoby się w sobie zmienić.
W
przedziale jestem zwykle samotnym widzem wpatrzonym w ten film wyświetlany w oknie, bo pasażerowie w przedziale w tym
czasie albo drzemią albo ze słuchawkami na uszach wpatrują się w swoje
smartfony lub też wystukują staccato na klawiaturach swoich laptopów.
Białe półwyspy śniegu wciskają się w żywo brązowe skiby ziemi zaoranej po zeszłorocznych żniwach, już wyczekującej majowych
zasiewów. Kępy spłowiałych traw trzymają straż przy wciąż
bezlistnych drzewach. Wszystko znieruchomiało w
oczekiwaniu, jednocześnie przesuwając się w jednostajnym, spokojnym ruchu w
kierunku wiosny i nowego życia, ale ten
czas zimowej zadumy i zawieszenia w podróży jest wszystkim potrzebny.
We wtorek
rano, po dwóch pracowitych dniach spędzonych naszą trójką w Gdańsku, wsiadłem
prawie w ostatniej chwili w pociąg TLK do Łodzi i zająłem miejsce w pustym
wagonie restauracyjnym zamierzając przy herbacie poczekać na konduktora, który
wystawiłby mi bilet.
- Poproszę
herbatę i.... tak.... niech będzie, śniadanie z jajecznicą i sałatką z pomidorów.
Zwykle nie
zamawiam jedzenia w pociągu, ale barman robi sympatyczne wrażenie, więc
postanawiam, że trochę podniosę mu obrót. Zresztą okazuje się że jestem głodny, a bar wygląda schludnie i zachęcająco.
- Herbata
teraz czy podać wszystko razem? - jego uśmiech potwierdza, że się nie
pomyliłem.
- Może być
wszystko razem. Czy mogę na chwilę rozłożyć mojego laptopa? - wolę zapytać bo
nad barem wisi kartka z przekreślonym czerwonym krzyżem komputerem.
- Tak, może
pan. Znak jest dla tych przepracowanych nerwusów, którzy nie mają czasu nawet
na to, żeby coś u mnie zamówić - mruga porozumiewawczo.
Wszystko
jasne - myślę sobie. Sam znak wydaje się absurdem. Bo jak można dziś komuś
zabronić używania komputera w barze? Czy to zresztą nie świadczy źle o
barmanie, który takim zakazem pokazuje swoją nienowowczesność i odstrasza klientów?
- Miałem
tutaj ostatnio taką przygodę - ciągnie barman mieszając na patelni jajecznicę - pewna elegancka pani weszła tutaj z bagażami, zajęła
ostatnie wolne siedzące miejsce i przystąpiła do pracy na komputerze. Nie
odpowiedziała gdy spytałem ją czy chce coś zamówić. Gdy po jakimś czasie
zapytałem ponownie, usłyszałem, że nie ma na nic ochoty. Wie pan, był tłok,
ludzie na stojąco jedli zupę na bufecie, a ta pani rozłożona z dokumentami
całkowicie pochłonięta była pracą na komputerze. Wtedy pokazałem jej ten tutaj
znak, a ona się oburzyła. Usłyszałem kilka uwag na swój temat oraz na temat
poziomu nowoczesności naszego kraju.
- Pewnie w
Ameryce są inne standardy - próbowałem włączyć się w rozmowę.
Barman
odpowiedział szerokim uśmiechem nakładając jajecznicę na talerz.
- To samo
mówię. Ameryka to kraj idiotów, tam nikt bez instrukcji kroku nie zrobi. Tylko
tory są tam może prostsze i nie rzuca tak wagonami na rozjazdach. Kiedyś
podobno jakiejś pani w pociągu na laptopa wylała się herbata i oskarżyła
przewoźnika o straty, bo zalany laptop uległ uszkodzeniu. Kobieta winnego szukała i sobie znalazła. Ciekawe czyja to wina, że mamy takie tory: Tuska, Gierka, a może Stalina? A ta pani procesuje się o to do
dzisiaj.
- W
Ameryce?
- Co pan! U
nas to było. Od tego czasu jest zarządzenie, że w wagonie bufetowym ma wisieć
ten znak z przekreślonym komputerem. To przecież dla dobra tych nerwusów z
laptopami.
Usiadłem z
jajecznicą na końcu wagonu przy oknie. Wtulone w białe poduchy wiejskie chaty
czekały spokojnie na koniec zimy. Rolnik wie, że wszystko ma swój czas i sam
niczego nie przyśpieszy. Gdyby kombinował tylko po swojemu, zawsze plany
pokrzyżuje mu zbyt długa zima, zbyt suche lato albo inny czort. Przyroda wie,
że wszystko ma swój czas. Wie to każdy chłop, choć nie przeczytał tego w
księdze Koheleta.
Skończyłem
śniadanie i wyjąłem laptopa żeby spisać myśli, które właśnie przyszły mi do głowy.
Pociąg
zbliżał się do Bydgoszczy i w międzyczasie wagon zapełnił się ludźmi. Jedyne
wolne miejsce siedzące, akurat naprzeciwko mojego, zajął elegancko ubran pan w
jaskrawym krawacie w zamaszyste wzory.
- Jedyne
miejsce gdzie można spokojnie popracować, co? - uśmiechnął się znacząco kładąc na stole swojego laptopa.
Odpowiedziałem
niepewnym uśmiechem i szybko spojrzałem w okno.
Zauważyłem
że przykryte jeszcze śniegiem łąki miejscami zaczynają już się zielenić.
Ale OK. Mogło mi
się tylko wydawać.
W moim domu rodzinnym występowała hierarchia.Przy stole zastawionym jedzeniem pierwszeństwo mieli dziadek z tatą, potem babcia z mamą, a na końcu były dzieci.Jeżeli był kurczak to nogi były panów,filet pań a skrzydełka i łapki dzieci.Po latach wiem że takie wychowanie rodzi pokorę.
OdpowiedzUsuńJeszcze nie tak dawno dojeżdżaŁam do pracy na popegerowską wieś. ZdarzaŁo mi się odwiedzać rodziców dzieci w starych wielorodzinnych domach. Na klatce dominowaŁ zapach smażonych na smalcu kartofli - często jedynego posiŁku w ciągu dnia. Bieda uczy pokory. Lecz pomimo wszystko, w wielu z tych domów panowaŁa zgoda, miŁość i szacunek do drugiego czŁowieka...
OdpowiedzUsuńZ wiejskim pozdrowieniem
Jeżeli kiedyś w przyszłości stracisz wszystko,nie pozostanie nic, zdaj się na Boga.Wyczyść się z win,oddaj w ręce Bogu a zyskasz więcej niż miałeś.
OdpowiedzUsuń