Piszę z pociągu Gdańsk - Poznań. Jadę do Mamy. Jutro urodziny taty i msza w poznańskim kościele św. Jakuba w intencji jego duszy. Mama obchodziła przedwczoraj 70-e urodziny a babcia w sierpniu będzie obchodziła 90-e. Jakie rocznice! Babcia trzymała mnie do chrztu, a imię Roman otrzymałem od dziadka - Franciszka. Odwdzięczę im się chociaż tak - modląc się za nich w drodzę.
Spakowałem się do starego plecaka, który kiedyś przywiozłem z Nepalu. Himalaiści zchodząc z gór mieli zwyczaj zostawiać część sprzętu w Kathmandu - trafiał potem do sklepików, gdzie można było kupić plecaki, kurtki, czekany, oczywiście ostro się targując. Były to czasy gdy zajmowałem się przemytem złota do Indii - czasem samolotami, czasem drogami lądowymi przez Bangladesz, Pakistan albo Nepal. Wtedy nie znałem Boga, choć wędrując po Azji spotykałem wiele bóstw. A teraz moim podstawowym wyposażeniem na drogę jest Pismo Święte, "Dzienniczek" św. Faustyny i kilka drobiazgów. Dziwnie lekki jest ten plecak jak na czteromiesięczną wyprawę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz