środa, 9 marca 2011

Śnieg

Na pielgrzymim szlaku spotkałem człowieka, który znał pewną zakonnicę z Sahary. Zakon, do którego należała miał kontemplacyjną regułę, ale utrzymywała się tak jak ludzie na pustyni, pasąc kozy i uprawiając zboże (opowiadał, że jeden kłos od drugiego jest tam oddalony o 20-30 cm), okresowo żyjąc pod namiotami, gdy razem z Tuaregami przemieszczała się w poszukiwaniu wody.

Siostra znała osobiście zabitych w Agierii mnichów, o których opowiada fim pt. "Ludzie Boga". Ma zdjęcia z okresu, gdy jeszcze żyli. Pokazywała też pewien szkic narysowany przez jednego z nich. Była to postać św. Karola. Na drugiej stronie szkicu jeden z braci napisał po francusku kilka krótkich wierszy.
Biorąc pod uwagę los, jaki ich spotkał, wiersze te mają niezwykłą wymowę.

,,ofiara Jezusa
przechodzi między mymi rękoma

Idę tam dokąd idzie Jego życie
Odchodzę...

Tymczasem, Bracia, skoro jest Miłość
Zostaję..."

Poruszającym momentem filmu jest scena, gdy bracia decydują, że nie uciekną do Francji i razem siadają do ostatniej kolacji, jakby przeczuwając co ich czeka i godząc się na ten los. Tym razem, inaczej niż każdego wieczoru, nie czytają przed posiłkiem duchowej lektury, tylko jeden z braci włącza kasetę z muzyką Czajkowskiego. Początkowo wszyscy się uśmiechają na ten pomysł, ale po chwili po twarzach płyną im łzy. Wiedzieli że zginą i już nie musieli formować się przez lekturę duchową, byli bowiem już uformowani.

Ostatnia scena filmu zaskoczyła mnie tym, jak mało była afrykańska, jak mało rzeczywista.
Islamscy bojownicy razem z mnichami idą na miejsce egzekucji. Idą wydeptując ścieżkę w świeżym śniegu. I nie wiadomo kto kogo prowadzi.

Choć wasze grzechy będą czerwone jak szkarłat, jak śnieg zbieleją (Iz 1,18)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz