niedziela, 20 czerwca 2010

wezwanie

W średniowiecznej Italii, na opromienionej słońcem umbryjskiej ziemi, wśród starych lasów, oliwnych gajów, winnic i pól uprawianych od pokoleń nabożną ręką utrudzonego chłopa, żył człowiek.
Trudna i niezwykła, a dla wielu niezrozumiała, świętość jego życia stanie się dla umęczonej poszukiwaniem Absolutu ludzkości nieprzemijającym znakiem nadziei i wiary w to, że życie człowieka nie musi być wstydliwym kompromisem z jego prawdziwymi pragnieniami.

Żył prostym życiem, wyrzekłszy się wszelkiego posiadania, oddając wszystko Bożej miłości. Miał odwagę cieszyć się biedą. Ale do wieczności u boku ukochanego Chrystusa nie przeniosły go ani ewangeliczne ubóstwo, ani męstwo zdania się całkowicie na Bożą Opatrzność, ani nawet stygmaty męki Pańskiej.
Świętością Franciszka były pokora i posłuszeństwo. Mawiał do swoich braci, że nikt nie ma dość siły, żeby zmienić świat pełen grzechu i zepsucia. Ale każdy powołany jest do tego, żeby zmieniać siebie na wzór Chrystusa i to świadectwo wierności Jemu w codziennym życiu ma nieskończoną moc przemieniania świata.
Dał przykład skrajnego umiłowania Jezusa nie tylko w drugim człowieku, ale w całym stworzeniu, którego piękna nie przestawał wychwalać w pieśniach, nawet gdy tracąc wzrok umierał leżąc na gołej ziemi w skromnej kaplicy Porcjunkuli.
Jego kazania do ptaków, czułe rozmowy z roślinami czy dialogi z deszczem, wiatrem i słońcem, zdumiewały jednych, a gorszyły innych. Franciszek głosił pochwałę wszelkiego życia, bez wyjątku wszystkich stworzeń powołanych do życia Bożym aktem stworzenia. Głosił niepojętą naukę, że nie tylko człowiek, ale cała natura czeka na Zbawiciela, chłonie Jego zbawcze przesłanie i wychwala Go pod niebiosa. Przemierzając boso umbryjską ziemię śpiewem łączył się z otaczającym go pięknem, jakby powtarzał słowa z Księgi Mądrości:
"Stworzenie całe odmieniło się znów w swej naturze, powolne Twoim rozkazom, by dzieci Twe ustrzec bez szkody." (Mdr 19,6).
Ścieżkami Franciszka musiał wędrować kiedyś św. Paweł, gdy w Liście do Rzymian pisał o wyzwoleniu w Chrystusie nie tylko ludzkości, ale całego wszechświata:
"Bo stworzenie gorąco oczekuje objawienia się chwały synów Bożych. Całe bowiem stworzenie zostało poddane marności - nie z własnej chęci, ale z woli Tego, który je poddał - w nadziei, że również i ono zostanie wyzwolone z niewoli zepsucia, by uczestniczyć w wolności i chwale dzieci Bożych."

Radosny radykalizm Franciszka, tak odmienny od mrocznych umartwień współczesnych mu katarów i albigensów - przyciągał do niego coraz to nowych braci, budząc ostrożność władzy kościelnej. Biografowie Franciszka spierają się o to do dziś, ale jest prawdopodobne, że Biedaczyna z Asyżu miał odwagę zaproponować papieżowi, żeby jego zakon przyjął jedyną możliwą dla Franciszka regułę, czyli świętą Ewangelię.

Świętość Franciszka stała się dla wielu jemu współczesnych i dla licznych jego następców dużym kłopotem, jakby drogę do skarbu który po sobie zostawił skrywała tajemna mapa pełna niezrozumiałych symboli. Do dziś święty Franciszek wprawia w zakłopotanie teologów, zawodowych kaznodziejów i bogobojnych mężów naszych czasów stale przypominając, że ludzka mądrość to tylko kolejne bogactwo, które pokryje rdza lub zjedzą mole, że każde posiadanie i przywiązanie to oddalenie się od Boga, że radość doskonała polega na pokornym znoszeniu ucisku i niedoli, nie zaś na uwalnianiu się od trosk i szukaniu duchowych poruszeń.

800 lat po jego śmierci zdumiewa wierność z jaką naśladował Chrystusa w swoim życiu i dosłowność z jaką traktował Jego wezwania:
„Jeśli chcesz być doskonały, idź, sprzedaj co posiadasz i daj ubogim.” (Mt 19,21).
„Nie bierzcie na drogę torby ani dwóch sukien.” (Mt 10, 10).
Kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje.” (Mt 16,24).
Kto dzisiaj naprawdę wierzy, że mógłby pójść do Niego po wodzie? Kto potrafi oprzeć się niewypowiedzianemu wprost, łagodnemu i pełnemu wyrozumiałości dla ludzkiej słabości przyzwoleniu naszych czasów na traktowanie Ewangelii jako pewnego symbolu, przenośni, której dzisiaj nie sposób już przyjmować dosłownie?
Gdy ostatnio zapytałem mojego znajomego, szefa agencji reklamowej, czy jest szczęśliwy i czy w swoim życiu realizuje to, w co wierzy, odpowiedział, że łączenie pragnienia wolności i prawdy z codziennością jest niemożliwe i że tak żył będzie dopiero na emeryturze.
Wolna sobota, urlop i emerytura to wynalazki całkiem niedawne. Miejsce dzisiejszych emerytur zajmowało kiedyś wsparcie rodziny albo wspólnoty, która dawała oparcie ludziom starym i słabym. Pracowało się bez urlopu przez całe życie sześć dni w tygodniu. Za to niedziela była naprawdę święta. Dziś człowiek pracuje ponad siły żeby wydawać ponad potrzeby i tęskni, stale tęskni: za weekendem, za urlopem, za emeryturą, żeby wreszcie odpocząć od tego nieznośnego ciężaru, jakim stało się życie.
W jakim momencie dziejów człowieka wezwanie Chrystusa i Jego wiernego naśladowcy Franciszka przestało być aktualne w swoim dosłownym brzmieniu? W którym momencie historii człowiek zapomniał o znikomości swojego ziemskiego życia i o chwale zbawienia i dał sobie prawo do pośpiechu, do smutku, do widzenia w drugim człowieku konkurenta, do samotności, do zatracania się w zabieganiu o rzeczy niepotrzebne, do zapomnienia o swoim największym pragnieniu, jakim jest wieczne szczęście?
Wezwanie świętego Franciszka do naśladowania Chrystusa jest dziś szczególnie aktualne. Jest trudniej niż 800 lat temu, ale - jak mawiał Biedaczyna - właśnie o to chodzi, żeby było trudno.

sobota, 19 czerwca 2010

Rodzina


Był słoneczny sobotni ranek. Wstałem w świetnym nastroju i po krótkiej modlitwie o Boże prowadzenie dłoni zabrałem się za pisanie ikony Świętej Rodziny, którą zacząłem poprzedniego wieczoru. Ikona była zamówiona na ślubny prezent. Byłem podekscytowany, bo kontury postaci, kolory szat i pozłotę nimbów kładłem na 75-letniej czereśniowej desce, którą podarowano mi tydzień wcześniej w Wadowicach. Drzewo ikony zrodziła więc ta sama ziemia, na której urodził się i wychował człowiek, który miłość między mężczyzną i kobietą umieścił wśród największych świętości.

Ikona Świętej Rodziny nie należy do surowego kanonu tradycji bizantyjskiej. Jej historia liczy niecałe 30 lat. Powstała w 1987 na zamówienie ojców Misjonarzy Świętej Rodziny z Kanady w pracowni prawosławnego pisarza ikon. W klasycznej ikonografii, podobnie jak w Piśmie Świętym, Jezus, Maryja i Józef nie są przedstawiani jako typowa wspólnota rodzinna, jakby świętość rodziny Jezusa okryta była mistyczną tajemnicą. Kompozycja ikony i rysy postaci w zestawieniu z doskonałym porządkiem i surowym pięknem klasycznych ikon wydają się tchnąć naiwnym sentymentalizmem. Szybko jednak odganiam te myśli przywołując słowa objawione Faustynie: „Nie w piękności pędzla i farby jest wielkość tego obrazu, tylko w Mojej łasce”. Ikona nie przedstawia rzeczywistości widzialnej. Mimo kanonu, któremu podlega, nie ma być doskonała w swojej materialnej formie. „Piękno Boga nie jest materialne” pisał w „Teologii piękna” największy znawca ikon Paul Ewdokimov. Modlitwa przed ikoną jest jak patrzenie w okno, które łaska Boża otwiera na Bożą rzeczywistość. Może dzisiejszy świat potrzebuje we współczesnej ikonie znaku, w którym świętość rodziny na nowo stanie się fundamentem wiary?

Najważniejszą postacią w kompozycji jest święty Józef . Wypełnia ikonę opiekuńczym gestem objęcia Jezusa i Maryi, jakby w akcie ofiarowania opieki i odpowiedzialności, nawet za cenę niezrozumienia swojej misji. Maryja ufnie przytula się do męża, spoglądając ze smutkiem i troską, jakby wpatrzona już w wizję z proroctwa Symeona. Chrystus ubrany w szatę promieniującą światłem Bożej chwały unosi prawą dłoń w geście błogosławieństwa. W dolnej części kompozycji dłonie całej trójki dążą ku sobie, ale się nie stykają. Ta przestrzeń niezetkniętych dłoni, pokornie oddająca miejsce Bożej tajemnicy, jest znakiem poświęcenia przez rodziców najsilniejszego z ziemskich pragnień dla najświętszego Ciała, które przyniesie zbawienie ludzkości.

„Miłość to prawda uczuć” – napisał Karol Wojtyła w traktacie „Miłość i odpowiedzialność”. Jak odczytać to zdanie dzisiaj, gdy zapracowani rodzice zdobywają uczucia swoich dzieci w hipermarketach a16-letnim córkom kupują antykoncepcję hormonalną, tłumacząc, że to dla dobra wszystkich?
Gdzie dzisiaj jest prawda uczuć? Skąd wziąć siły do walki z pokusami świata, w którym czystość przedmałżeńska wydaje się być poczciwym mitem, naiwną legendą nie przystającą w żaden sposób do współczesnej codzienności?
Miłości nie zastąpią najsilniejsze nawet emocje i wielkie poruszenia, do których tęsknią młodzi ludzie dorastający w odhumanizowanym świecie, gdzie wszystko ma być "dotykalne" i "przeliczalne". Prawdziwe uczucie nie należy do rzeczywistości, w której receptą na spełnienie jest posiadanie a definicją szczęścia jest wolność od trosk. Nawet wieloletnie relacje oparte na bliskości i wzajemnym szacunku pozbawione Prawdy, będą tylko tandetną namiastką Miłości prawdziwej.

Odłożyłem pędzel i spojrzałem jeszcze raz na ikonę. Pomyślałem o domu, w którym mąż zawiesi ją na ścianie. Co w niej zobaczą małżonkowie? „Boże spraw, aby przez ten święty obraz objawiała im się prawda Twojej miłości”.

środa, 9 czerwca 2010

troska

Była wiosna Roku Pańskiego 1222. Od kilku lat liczba braci zwiększała się znacznie, dlatego troskliwy pasterz zwołał ich na kapitułę generalną do świętego miejsca Matki Bożej z Porcjunkuli, aby „na ziemi ubóstwa” (Rdz. 41, 52) wyznaczyć każdemu z nich odpowiednie obowiązki wynikające z posłuszeństwa.

Kiedy więc przybyło do Porcjunkuli ponad pięć tysięcy braci, brakowało tam prawie wszystkiego, co było konieczne do życia. Ale bracia, nie zważając na niedostatek i niewygody, siedząc gromadami wkoło Matki Boskiej Anielskiej, tu czterdziestu, tam stu, ówdzie osiemdziesięciu, zajęci byli pokorną modlitwą i rozmowami o Bogu. Przybył do nich z Rzymu pewien kardynał i widząc braci we łzach, ćwiczących się w miłości i tak cichych i pokornych, że nie było słychać żadnej wrzawy ani zgiełku, sam zapłakał i rzekł z wielką czcią: „Zaprawdę obóz to i wojsko rycerzy Bożych”.
Łożem była im goła ziemia, a niektórzy mieli trochę słomy albo kłodę drzewa jako poduszkę. Świętość braci, którzy dla miłości Chrystusa wyrzekli się wszystkiego, była tak wielka, że z okolicy zeszli się możni panowie, hrabiowie i rycerze, żeby na własne oczy zobaczyć to pokorne zgromadzenie.

Kiedy zebrała się kapituła, Franciszek wygłosił słowo Boże i mówił do nich pięknym głosem to, co Duch Święty mówić nakazywał:
- Krótka jest rozkosz świata, ale męka, która po niej następuje jest wieczna. Szara i niepozorna jest męka tego życia, lecz chwała drugiego życia – nieskończona.
W myśl tych słów Franciszek krzepił braci i nakłaniał do posłuszeństwa i czci dla świętej matki Kościoła, do miłości braterskiej, do wielbienia Boga w każdym człowieku, do cierpliwości w przeciwnościach świata, do umiarkowania w szczęściu, do przestrzegania czystości anielskiej, do pokoju z ludźmi i z własnym sumieniem, do kochania ubóstwa przenajświętszego.
Stało się tak, że słów tych słuchał świety Dominik, głowa zakonu kaznodziejskiego, który z siedmioma braćmi wędrował tamtędy z Burgundii do Rzymu.
Franciszek rzekł:
- Rozkazuję, dla zasługi posłuszeństwa świętego, wam wszystkim tu zgromadzonym, by żaden z was się nie troszczył o nic do jedzenia ani do picia, ani o żadną rzecz konieczną dla ciała, lecz oddawał się tylko modlitwie i chwaleniu Boga. Wszelką troskę o ciało wasze zostawcie Jemu, gdyż On ma szczególne o was staranie.
Bracia przyjęli ten rozkaz z sercem wesołym i radosnym obliczem, a kiedy Franciszek skończył mówić, wszyscy zaczęli się modlić.

Święty Dominik dziwił się jednak bardzo rozkazowi Franciszka i nawet wzburzył się, nazywając go nierozumnym. Jak można kierować tak wielkim zgromadzeniem – rozumował - i nie mieć troski ani starania o rzeczy dla ciała konieczne! Bóg przecież o duszę i o ciało nakazuje się troszczyć!
I oto na ścieżkach wiodących z okolicznych wzgórz pojawili się ludzie prowadzący obładowane osły. To okoliczni mieszkańcy słysząc o zgromadzeniu u Matki Boskiej Anielskiej wieźli chleb, wino, bób, ser i inne rzeczy do jedzenia, których potrzebowali ubodzy Chrystusa. Przynieśli też obrusy, dzbany, kielichy i inne potrzebne naczynia. Szczęśliwszy czuł się ten, który mógł przynieść więcej i służyć pilniej.

Święty Dominik widząc to wszystko i poznawszy, że to Opatrzność Boska karmi braci, uklęknąwszy pokornie przed Franciszkiem wyznał swoją winę i wziąwszy Boga na sędziego przyrzekł, że odtąd przestrzegał będzie świętego ubóstwa.

wtorek, 1 czerwca 2010

las

Wracaliśmy drogą przez las. Był to pierwszy słoneczny dzień tej wiosny i najwidoczniej ptaki postanowiły to uczcić wielkim koncertem. Zewsząd dobiegały ptasie głosy.
Las jest doskonały. Wszystko jest tu na swoim miejscu. Każdy ptak ma swoją niszę w przeznaczonym mu miejscu między ściółką a koronami drzew i robi tylko to, co do niego należy.
Pomyślałem, że jeśli świat jest Bożą wolą, to każdy wypełnia go tym, co otrzymał. Ptaki śpiewem, a człowiek poszukiwaniem.
Droga i ból są tak samo rzeczywiste i wieczne jak las.

Przez jeden ułamek sekundy pomyślałem, że to takie proste.