niedziela, 14 lutego 2010

zima


Okrywając liche kamienice mroźnym szarym niebem zima pogrążyła Stare Bałuty w głębokiej zadumie. Śnieg sypiący nieprzerwanie od kilku dni przykrył wszystko grubą czapą, po której niezdarnie stąpają gawrony kracząc żałośnie. Zardzewiałe bramy i milczące podwórka wspominają dawno minione historie spoglądając na ospałego dozorcę, który odgarnia z chodnika śnieg usypując wysoki wał. Z małych okienek pod dachami domów głośnym gruchaniem gołębie zapowiadają cieplejsze dni, ale nagie drzewa nadal milczą, zastygłe w czarnym bezruchu.
Chcę uwiecznić ten widok, wyciągam aparat i robię kilka zdjęć. Kątem oka widzę, jak dwaj chłopcy, którzy przed chwilą ze szczytu śniegowej góry obrzucali przejeżdżające samochody śnieżkami, przyglądają mi się teraz uważnie.
- Dlaczego pan tu fotografuje? – większy z nich wygląda na 10 lat, w jego głosie jest więcej zaczepki niż ciekawości.
- Nie dlaczego tylko co fotografuję.
- To co pan fotografuje?
- Śnieg.
- Dlaczego fotografuje pan śnieg? – pyta łagodniejszym już tonem. Młodszy przysłuchuje się z otwartą buzią.
- Od stu lat nie było tyle śniegu. Fotografuję, bo kiedyś nikt nie uwierzy, że tyle go napadało.
Chłopcy podejrzliwie analizują śnieg pod ich stopami.
- Macie teraz ferie co? – pytam żeby rozładować napięcie.
- Tak – odpowiada starszy z ulgą – Wreszcie koniec męczeństwa.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz