Ameryka. Tutaj zaczęla się nowożytna demokracja i wspólczesna ekonomia, tu powstał internet, który zmienia świat. Tutaj przeważyły się losy dwóch wojen światowych, stąd wędrują na cały świat produkty hollywoodzkiej "fabryki snów" i techniczne gadżety Krzemowej Doliny. Tutaj urodził się Martin Luther King i tu zbudowano najokrutniejszą bombę w dziejach.
Kraj założony przez Europejczyków, którzy przekraczając kolejne "frontiers" przestali być Europejczykami, dokonując zagłady Indian wchłonęli legendę Wielkich Równin i do dziś pokonują kolejne granice wpływając na świat, także wbrew woli wielu, którzy chcą żyć inaczej.
Stany Zjednoczone Ameryki to koło zamachowe globalizacji, przed którą nie ukryje się dziś już nigdzie w świecie żaden nomad ani pustelnik. Kraj wielkich możliwości a jednocześnie ogromna przestrzeń biedy i chorób cywilizacyjnych, wielkich karier i wielkich nierówności. Ojczyzna walki o prawa człowieka i jednocześnie największy rynek zbytu narkotyków, legendarna przestrzeń wolności i siedlisko potężnych zniewoleń.
Czy dzisiejsza Ameryka po kilkusetletnim okresie wzrostu i prosperity chyli się ku upadkowi, oddając powoli pozycję światowego lidera nowym globalnym potęgom? Czy z "amerykańskiego snu" przebudzą się milony Amerykanów zaskocznych że ich cudowny świat był zaledwie "Matrixem"?
Gdzieś pośrodku Atlantyku wyprawa Kolumba stanęla przed pytaniem czy wystarczy zapasów żeby osiągnąć brzeg, w którego istnienie tylko wierzyli. Stąd jeszcze mogli bezpiecznie zawrócić do Hiszpanii. Popłynęli jednak dalej ryzykując śmierć. Przekroczenie tej niewidzialnej granicy pozwoliło odkryć nowy kontynent, jednak inny niż się spodziewali.
Pokonanie w pieszej pielgrzymce kontynentu Ameryki Pólnocnej z zachodu na wschód i z południa na pólnoc przypomina tamto mierzenie się z oceanem.
Bezkres pustynnej Nevady, wielkie równiny Arizony, niekończące się pola Utah. Droga przez amerykański ocean od Pacyfiku do Atlantyku i od Meksyku do Kanady to wpłynięcie w ten bezkres i w tą samotność z którymi zetknął się Kolumb. Decyzja o przekroczeniu niewidzialnej granicy może i tym razem zadecydować o życiu lub śmierci. Jednak bardziej niż o tysiące mil i fizyczną przestrzeń chodzi tu o prawdziwy cel tej drogi. Co ma odkryć ta misja? Jaki ma osiągnąć cel?
"Across America" to nazwa która przyszła w modlitwie. Gra słow "poprzez Amerykę - krzyż Ameryki" coś mówi. Z San Francisco do Nowego Jorku i z meksykańskiego Guadeloupe do kanadyjskiego Sasketchewan. Czy ta droga jest potrzebna? Komu? Czy nie jest tylko sportowym wyzwaniem ludzi, którzy nie potrafią się zatrzymać i szukają dla siebie kolejnych wyzwań? A może ten Krzyż o ramionach liczących po 5 tys. km trzeba ponieść po to żeby Ameryka odkryła go na nowo? I żeby Ameryka odkryła na nowo sama siebie? Wtedy "Krzyża Ameryki" nie nieślibyśmy już tylko w swoim własnym imieniu ale też w imieniu tych wszystkich na calym świecie, którzy wierzą w ideał prawdziwej wolności. Nie mamy ambicji zmieniać świata. Modlimy się tylko nogami o Milosierdzie. Obdarowani kiedyś prawdziwą wolnością wyruszamy po to, żeby nią się dzielić. Wolnością, która przekracza wszelkie granice, która nie mieści się w przestrzeniach wirtualnych i której nie ogarnie żadna z naukowych teorii postępu. Tą wolnością, która nie jest fikcją, ktora nadal jest wielkim amerykanskim snem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz