Wdzięczność...
ona mogłaby być kluczem do wiary. Tu w drodze jest tyle rzeczy za które chce się dziękować: schronienie i chleb od ludzi, czysty błękit nieba.
Ale jak być wdzięcznym za cierpienie, poniżenie, ból, samotność, które też są częścią tej drogi? Jak wierzyć gdy znika nadzieja? Jak wierzyć po Auschwitz, Bośni, Rwandzie? Jak wierzyć w schizofrenii, po śmierci dziecka, po odrzuceniu? Po co wierzyć? Czy nie lepiej stworzyć sobie zamknięty w materialnym doświadczeniu system doskonałego koła – prosty i dający jasną odpowiedź na wykrzyczane kiedyś w bólu pytanie: “Dlaczego!?”
“Jezu ufam Tobie!” - te trzy słowa podyktował Bóg prostej wiejskiej dziewczynie, dając jej jednocześnie trudne, pełne cierpienia życie i trudną śmierć. A ona powtarzała te słowa do końca.
Tak, wdzięczność mogłaby być kluczem...
Czy ta desperacka wiara zwykłej zakonnicy z trzema klasami szkoły powszechnej, cierpiącej fizycznie i psychicznie, czasem żyjącej wbrew nadziei, nie jest aby – ktoś powie - freudowskim lepieniem sobie Boga z pustki, z rozpaczy, z ostatecznego lęku?
A może jest inaczej. Może właśnie owo pragnienie wbrew nadziei, ten ostatni krzyk – nie jest krzykiem rzuconym w pustkę? Może ten krzyk rozpaczy nie jest głosem człowieka osamotnionego? Bo skąd prosta dziewczyna wzięła siłę do wypowiedzenia wdzięczności za okrutny los?
Może ten głos pochodzi od... Od kogo pochodzi ten krzyk?
Może ten krzyk to głos cierpiącego stworzenia, powołanego kiedyś do istnienia z niebytu?
A może to głos cierpiącego Boga, krzywdzonego przez moje odrzucenie?
Człowiek-Bóg woła: “Pragnę”!
Zostałem kiedyś stworzony.
Owszem, może cierpienie dawno temu zabrało mi dobre wspomnienie ciepła mamy, smaku mleka, błękitu nieba.
Ale teraz, gdy tak boli, jak mam być wdzięczny za istnienie? Za moją marną, kaleką egzystencję? Nie chcę już cierpieć, łkać w nocy, błąkać się po ślepych drogach. Wolę już śmierć. W niej znajdę uspokojenie...
"
- Ja myślałem o tobie zanim cię powołałem do bytu.
- Jezu, w jaki sposób o mnie myślałeś|?
- Myślałem o sposobie dopuszczenia cię do wiekuistego szczęścia Mojego.” (Dz.1292)
Więc zanim powołałeś mnie do istnienia, obmyślałeś już sposób mojego powrotu?
- Ale po co był ten Początek? Po co to wszystko? Nie lepiej było zostać tam, w Twojej pełni? Nie byłoby stworzenia, nie byłoby cierpienia.
- Żebyś zaistniał. A wraz z tobą żeby objawiły sie wolność i miłość twojej odpowiedzi. Stałem się tobą abyś mógł stać się Mną. Twoja miłość jest moją miłością. Wybierając Mnie, wracasz do pełni, za którą zawsze tęskniłeś: do utraconego matczynego ciepła, do smaku chleba, do czystości nieba. To ty powołujesz teraz tą pełnię. To twoja wdzięczność wypełnia ją na powrót gdy wypowiadasz słowa: “Jezu ufam Tobie!”
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz