Dochodzimy do wsi Racięcice. Do Lichenia mamy
stąd jeszcze 15 km. Tam odpoczynek i potem jakieś dwa tygodnie do celu. Idzie się nieźle, głównie asfaltem wśród malowniczych,
łagodnych wzgórz, chwilami przez las. Odmawiamy różaniec. Czasem wspólnie
na dwa głosy, czasem w ciszy, każdy w swoim tempie. Na polach leżą
jeszcze miejscami białe łaty kwietniowego śniegu - zima nie puszcza mimo że
krążący nad nami bocian i dzwoniące skowronki obwieszczają już wiosnę.
Z odległości
pół kilometra dostrzegamy przed nami na nitce asfaltu samotną postać w
czerwonej kurtce, dziwnie pochyloną do przodu, jakby opartą na
niewidzialnej łopacie. Po chwili wyjaśnia się tajemnica tej figury.
Wojtek ze swoim uśmiechem zagaduje przyjaźnie:
- Zastanawialiśmy jak ty tak potrafisz stać że się nie przewracasz.
Odpowiedzią jest błędne spojrzenie, z trudem przebijające się przez
mgłę alkoholu. Człowiek w czerwonej kurtce wygląda na 50 lat choć równie
dobrze może mieć 40.
- Do Lichenia stąd to ile zostało? - pytam wyraźnie, łagodnym tonem, żeby zrozumiał pytanie.
- O, to jeszcze - ożywia się - jakieś 15, ale skrótem można 5 zaoszczędzić.
Wywiązuje się rozmowa. Opowiadamy kim jesteśmy i skąd wędrujemy. Ma na imię Grzegorz, mieszka niedaleko.
- Za dużo piję - wyznaje nieoczekiwanie.
- Ze mną też różnie bywało - Wojtek wyjmuje z kieszeni swój rożaniec od
sióstr z Jazłowca i wręcza Grzegorzowi - było więzienie ale Mateczka
pomogła to poskładać. Mój kapelan z więzienia miał na imię Grzegorz.
Grzegorz całuje krzyżyk i zakłada różaniec na szyję.
- Też siedziałem w więzieniu, za jazdę rowerem po pijanemu. Ale teraz już mam różaniec i nic mi się nie stanie.
- Rożaniec nic nie pomoże jeśli dalej będziesz próbował tylko po swojemu.
Żegnamy sie serdecznym usciskiem i ruszamy w dalszą drogę. Gdy po
chwili zerkamy za siebie - widzimy w oddali jak postać w czerwonej kurtce
chwiejąc się próbuje iść naszym śladem.
Zza łagodnych wzgórz wylania się przed nami wieża starego kościoła. Pamiętam to miejsce sprzed roku. Świątynia była wtedy w
żałosnym stanie, zwłaszcza na tle złotych kopuł pobliskiej bazyliki.
Ceglane ściany dosłownie się sypały. Teraz pięknie prezentuje się nowa
elewacja, a dach błyszczy nową blachą i rynnami. Wewnątrz trwa modlitwa
różańcowa. W głównej nawie wystawiono odkrytą trumnę. Trafiliśmy na
nabożeństwo pogrzebowe. Nad nami pięknie odnowione polichromie na neogotyckich
ostrołukach. Po modlitwie wychodzimy i kierujemy się do pobliskiego
sklepu. Czas na posiłek. Ku naszemu zdziwieniu na ławeczce przed sklepem
siedzi nasz znajomy w czerwonej kurtce. Wyglada jakby trochę
otrzeźwiał.
Od sprzedawczyni dowiadujemy się, że Grzegorza wszyscy
tu znają. - Dobry chlop ale pije już denaturat - oznajmia z kwaśnym
uśmiechem.
Przysiadamy się do stolika Grzegorza. Widzimy stąd jak ludzie w czerni wychodzą z
kościoła. Opowiada nam swoją historię. Pochodzi ze Szczecina. Grał w
piłkę nożną w Chemiku Police. Z Radkiem Majdanem są równolatkami.
Skończył technikum, dobrze zarabiał. Było imprezowe życie. Miał
dziewczyne w ktorej byl bardzo zakochany. Tuz przed planowanym slubem
zamieszkali razem. Jednego dnia wychodzac do pracy zapomnial z kuchni
kanapek. Wrócił do domu, otworzyl drzwi kluczem i zastał swoją narzeczoną "na warsztacie" z jakimś mężczyzną.
W jego oku pojawia się łza.
- Od razu poszedłem się napić. Wyjechałem szybko zostawiając wszystko i wróciłem tutaj, do mamy.
Zapada milczenie.
Każdy z nas ma swoją trudną historię. Wojtek mówi o tym jak został sam.
Ja wspominam jak straciłem rodzinę i jak wyruszyliśmy w drogę żeby coś
zrozumieć.
- Przebaczyłeś jej? - pyta Wojtek.
- Nie. - pada kategoryczna odpowiedź.
Duch podpowiada żeby pomodlić się teraz razem we trzech. Odmawiamy
wspólnie Zdrowaś Mario i prosimy Ducha Bożego o Słowo. Biblia otwiera
sie na Księdze Judyty. Padają słowa o splugawionym łonie kobiety i o
ofierze w świątyni.
- Pojdziesz do Częstochowy i zmówisz tam cały różaniec za nią. Wtedy to cię puści. - dajemy Grzegorzowi mały drewniany krzyż pielgrzyma.
- Pójde. Pójdę tam. A przyjdziecie tu kiedyś jeszcze?
- Kto wie! Może kiedyś będzie tędy prowadził szlak Bożego Miłosierdzia.
Gdy wracamy na drogę postanawiamy zmówić różaniec w intencji Grzegorza.
Wojtek rzuca z uśmiechem:
- Może zostanie pielgrzymem Bożego Miłosierdzia....
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz