niedziela, 13 listopada 2011

jarzębina

(jedna z myśli zapisanych w drodze rozwinięta dzisiaj rano)

Porównanie może banalne ale w pielgrzymowaniu do Asyżu byłem jak żeglarz przemierzający świat tysiąca wysp. Wychodząc rano na drogę żeby znów usłyszeć stukanie laski o asfalt, myślałem o Abrahamie, który w odróżnieniu od Odyseusza nie skupiał się w swojej wędrówce na sobie i swoich przygodach, tylko szedł za głosem, posłuszny wezwaniu. Wyspy na mojej drodze rozsiane były po pustyni, lasach, polach, górach i równinach. Były to piękne wyspy greckiej liturgii i czyste wyspy modlitwy muzułmańskich biedaków. Trafiałem na wyspy poświęcone przez polskie siostry palestyńskim sierotom i wyspy-ogrody, gdzie żydowscy osadnicy pielęgnowali poezję swojej ziemi obiecanej. Niektóre były zamkniętymi dla obcych świątyniami, inne - otwartymi domami w wielkich, zimnych miastach.
Te wyspy często mówiły niezrozumiałymi dla siebie nawzajem językami, czasem nie wiedziały o istnieniu sąsiadów albo nie chciały wiedzieć, a czasem oddzielały się murami, jak w Betlehem czy w Nicozji na Cyprze. Losem pielgrzyma jest przemierzać niebieską przestrzeń nie rzucając nigdzie na dłużej kotwicy. Zatrzymywałem się więc na krótko, żeby usłyszeć jedną historię i wędrowałem dalej, wzywany przez drogę.
Żeby doświadczyć piękna i bogactwa tych niezliczonych kolorowych wysp musiałem szybko porzucić swoje dotychczasowe o nich wyobrażenia i otworzyć się na nowe zwyczaje, języki, smaki, gesty. Tylko tak mogłem się porozumieć, dostać schronienie i chleb. Wiedziałem, że otwierając się na innych nie mogę stracić własnej tożsamości, bo wtedy łatwo zgubiłbym drogę. Tą tożsamość dawała mi wiara. W co wierzyłem? Wierzyłem, że mimo różnic wyspy na mojej drodze łączy coś ważnego, coś ponad podziałami i historią konfliktów. Słuchałem opowieści tęskniących za własną ziemią Palestyńczyków, oddanych swojej tradycji Żydów, szukających sprawiedliwości Kurdów, pragnących przebaczyć Ormian, młodych cypryjskich Turków szukających kontaktów z kolegami z drugiej części wyspy. Słyszałem też Greków ostrzegających mnie przed Turcją, Macedończyków wzywających żebym nie ufał Grekom, arabskich chrześcijan przestrzegających przed muzułmanami i katolików, którzy zamykali mi przed nosem drzwi katedry gdy prosiłem o pomoc.
Jako pielgrzym zdany na Opatrzność potrzebowałem stale pomocy. Przestałem więc dzielić napotkanych ludzi według przynależności religijnej, języka, rasy czy statusu społecznego. Interesowało mnie bardziej czy dostanę chleb i schronienie. Czasem odprawiali mnie z niczym ci, do których powinno mi być najbliżej, a hojną pomoc okazywali ci, od których bardzo się różniłem.
Tak było w Skopje, gdzie nie znalazłem pomocy w chrześcijańskiej świątyni, za to nocleg dali mi napotkani Polacy, zdeklarowani ateiści. Zapłacili za hotel, dali prowiant i kazali sobie opowiadać o pielgrzymce. Rozmawialiśmy długo w nocy i chyba jakoś zgadzaliśmy się, że jeśli Bóg jest Nieskończoną Miłością, to równie blisko Mu do każdego z nas. Jeśli tylko chcemy Go słuchać...
Łatwo jest budować własną siłę pielęgnując swoją odrębność. Ale jeśli to, w co wierzę, pozostawia za murem drugiego człowieka, to coś jest nie tak...
Za radą św. Franciszka starałem się nie sądzić nikogo, przyjmując każdy dar z wdzięcznością, a każde trudne doświadczenie ze zrozumieniem i z wiarą, że czemuś służy.
Tak doszedłem do Asyżu. Witaliśmy się ze łzami w oczach, szczęśliwi. A potem było spotkanie na Placu przed Bazyliką św. Franciszka. Kapłani shinto, sikhowie, bahaiści, buddyści, hinduiści, muzułmanie, wyznawcy afrykańskich religii pierwotnych, żydzi, chrześcijanie i agnostycy.
Widziałem barwne stroje z moich wszystkich wysp. Jak ma na imię Bóg? Może nie ma jednego imienia, tylko zwyczajnie mieszka w sercu Tego, który wtedy na drodze dał mi chleb?

Czytam na onecie relacje z wydarzeń podczas Dnia Niepodległości. Wypowiedź Kukiza i Palikota. Starcie poglądów, emocji, jedynie słusznych racji. Import lewackich bojówkarzy, interesy Michnika, kibole i radykalni narodowcy, płonący samochód tvn, drewniane krzyże gdzieś w krzyczącym tłumie, tendencyjne media, źli policjanci, wygodni politycy i troska, że chyba to niegodne tak upamiętniać tradycję, której wszyscy wiele zawdzięczamy.
I jakoś zupełnie się tym wszystkim nie przejmuję. Nie żebym był obojętny na to, co czeka moją ojczyznę. Ja po prostu wierzę, że sprawy są w dobrych rękach. I nie chodzi mi o ręce polityków.

Gdy piszę te słowa, patrzę na jarzębinę za oknem. Straciła już wszystkie żółte liście. Zostały tylko owoce, którymi niedługo zajmą się zmarznięte gile.

5 komentarzy:

  1. Jak dobrze,że się znowu odezwałeś. Codziennie przeglądam stronę,w oczekiwaniu na nowe wpisy po pielgrzymkowe:) Twoje refleksje są bardzo krzepiące. Pisałeś kiedyś,że macie pomysł na pielgrzymkę, w której mogliby uczestniczyć inni.
    Rozwińcie tą myśl. Czekam z niecierpliwością;)
    Pozdrawiam serdecznie z Bogiem. Beata

    OdpowiedzUsuń
  2. Piękny pomysł z tą pielgrzymką. Podziwiam :)
    Pozdrawiam serdecznie, z Panem Bogiem!

    OdpowiedzUsuń
  3. Czekam na kolejne refleksje, aby - jak te zmarznięte gile jarzębinami - nasze serca mogły nasycić się owocami Waszej pielgrzymki! :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Roman,brakowało mi Twoich refleksji po powrocie do Polski umieszczonych w Dzienniku Pielgrzyma.Czytałam wiele na facebooku,oglądałam zdjęcia i wywiady z Pielgrzymami z Polski....ale to nie to samo.Być może Cię to zdziwi,ale dla mnie Twój Dziennik jest jak "Niekończąca się opowieść" oparta na faktach i ukazująca Twoją niezwykłą wrażliwość.Cudne opisy,które umieszczasz mogą wypływać jedynie od kogoś kto czuje,rozumie, dostrzega.Drogi Żeglarzu życzę Ci odkrywania wielu jeszcze nieznanych Ci miejsc.Ja w Twoich Podróżach odkryłam dla siebie Przylądek Nadziei,za który Ci z całego serca dziękuję.Niech Bóg Cię prowadzi i zawsze nad Tobą czuwa.Szczęść Boże.
    Ilona.

    OdpowiedzUsuń
  5. Błogosławieństwa Bożego z okazji imienin! :)

    OdpowiedzUsuń