Kilka ostatnich dni spędziłem w Krakowie. Zawsze gdy tu jestem odwiedzam Sanktuarium Bożego Miłosierdzia i przy grobie Faustyny modlę się za osoby, które powierzyły mi swoje intencje. Myśląc o ich problemach i cierpieniach, wracam do tego, co mam w sercu, do pytań, na które nie mam odpowiedzi.
Czasem nie rozumiem słów objawionych przez Jezusa Faustynie.
Bóg wzywa mnie do poświęcenia życia doczesnego dla prawdziwej Miłości. Jak mam to uczynić? Wiele osób deklaruje taką postawę, uważając siebe za sprawiedliwych, ale ilu z nich potrafi naprawdę pokazać to swoim życiem? Ja nie potrafię.
Nie mam szukać siebie tylko Boga! Choćby ceną było cierpienie, a wtedy odnajdę siebie prawdziwego. To wezwanie nie przystaje w żaden sposób do mojej codzienności. Mam tyle spraw, tyle własnych pragnień. Stale odwracam więc tą kolejność: - Panie pozwól mi najpierw na coś mojego.
Wezwanie Jezusa do upartego przebaczania tym, którrzy stale z lubością mnie krzywdzą, budzi mój opór i złość. Odpowiadam: - Panie, jestem tylko człowiekiem, pozwól mi na moje życie, nie jestem świętym, ani żadnym herosem, nie potrafię tak przebaczać jak Ty.
Leszek, mój przyjaciel i duchowy przewodnik, upatruje większość ludzkich problemów i trosk w "zniewoleniach", jakim ulega każdy z nas. Zniewoleniami są nałogi, powroty do więzienia, nienawiść. Ale mówi też, że zniewoleniem jest uleganie niepotrzebnym pragnieniom, złym namiętnościom, kłamanie, uciekanie. Mam w sobie wiele tych zniewoleń. Leszek mówi, że lęk i samotność przychodzą wtedy, gdy zapominamy o Bogu. Tak samo, jak osoba uzależniona od alkoholu nigdy nie zapije dopóki trwa na modlitwie. Dopóki się modli, nie jest samotna i nie
czuje prawdziwego bólu. Upadek i sięgnięcie po kieliszek przychodzi dopiero po tym, jak ustaje modlitwa.
To całe gadanie budzi we mnie złość. Czyli mam rozumieć, że cała moc przeciwstawiania się złu i zdolność rozeznawania drogi - są cały czas we mnie, tylko ja stale marnuję dawaną mi szansę?
- Są w Bogu - mówi Leszek - a On mieszka w twoim sercu.
Mam wierzyć, że to właśnie ja, przez moje odchodzenie od Boga, powoduję swoje kłopoty? Czyli to nie ja jestem za coś karany? Tylko sam sobie wymierzam karę?
Trudne doświadczenia to przejaw Jego opieki. Przychodząc w tych bolesnych momentach niestrudzenie pragnie mi coś powiedzieć... A ja co robię? Ja wolę swoje własne ambicje i modlę się o rzeczy, których potrzebuję dla siebie.
Tak jest z większością z nas. Okazuje się, że tylko przebaczanie czyści nas ze wszystkich zniewoleń. Bo dopiero gdy przebaczamy sami doświadczamy przebaczenia i "bielejemy ponad śnieg", choćbyśmy nawet zostali wtedy pozbawieni całego naszego ziemskiego posiadania, to z okazanym przez Boga przebaczeniem otrzymujemy łaskę bliskości, ponad którą nie ma już większej wartości, większego szczęścia. Zastanawiam się teraz, co ja stawiam ponad Bogiem w moim życiu. Poczucie bezpieczeństwa? Ludzkie przyjaźnie? Emocjonalny komfort dzielenia życia z drugą osobą? Uznanie w oczach przyjaciół? Ile z tego gotów jestem zostawić, żeby pójść dalej, do tej rzeczywistości, którą On ma dla mnie i do której stale mnie zaprasza?
Jeśli więc naprawdę zapragnę Boga, On pozwoli mi odnaleźć siebie. Gdy wreszcie będzie mnie stać na odwagę zostawienia tego, co mnie od Niego oddziela. To jest tajemnica nawrócenia.
Nie odkrywam niczego nowego. Podobne słowa słyszę z wielu miejsc. Mówił o tym Chrystus Faustynie i czytam o tym w Piśmie Świętym. I przyznaję, że nadal nie rozumiem tych słów. Dlaczego ich nie rozumiem?
Być może niezrozumienie bierze się stąd, że jestem częścią świata, który odchodzi od wczesnochrześcijańskiej prostoty i pod pozorem nauki, oświecenia, wchodzi tak naprawdę w mrok niewiedzy i przestaje rozumieć to, co kiedyś dla ludzi było jasne.
Obcowanie z Bogiem było dla nich naturalne. Hiob, gdy przyjaciele przekonywali go, że zbluźnił, odpowiedział im: "Jak to możliwe, skoro czuję dech Stwórcy w nozdrzach moich?". Znaczy to: Jak mogłem zbluźnić Bogu, skoro Duch Święty przebywa we mnie?
W ten sam sposób doświadczali bliskości Boga Abraham i Jakub. Rozmawiali z Nim. Kolumna obłoku i ognia, jawnie okazana łaska Ducha Świętego, była przewodnikiem ludu Bożego na pustyni. Ludzie doświadczali obecności Boga i łaski Ducha Świętego nie w snach, marzeniach i spragnionej "znaków" wyobraźni, ale prawdziwie, na jawie.
A dziś? Stajemy się coraz mniej wrażliwi na sprawę naszego zbawienia. I słów Pisma Świętego nie rozumiemy tak, jak powinniśmy. Nie szukamy łaski Bożej i nie pozwalamy jej, z hardości naszego rozumu i z pychy naszych namiętności, zamieszkać w naszej duszy. Dlatego cierpimy.
Potrzebujemy Ducha Świętego, z Nim "wszystko jest proste dla zdobywającego mądrość" (Prz. 21,11)
Wypowiedzmy więc teraz na głos słowa:
- Jezu ufam Tobie! Jezu ufam Tobie! Jezu ufam Tobie!
Duch jest teraz z nami. Bo tych słów nie można wypowiedzieć nie mając w sobie Ducha Świętego.
Panie, prawda, że jesteś tu ze mną teraz?
Jesteś.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz