Idąc przez Turcję wybrałem drogę wzdłuż brzegu morza. Skrótem przez góry byłoby krócej o kilka dni, ale myślałem że nad morzem będzie chłodniej. Pomyliłem się. Przez miesiąc odkąd wyruszyłem z Jerozolimy, każdego dnia z doskonale czystego nieba lał się ciężki żar. Bolały odparzone stopy, plecak bardzo ciążył. Upał mijał dopiero przed nocą. Kładłem się wtedy na wznak na piasku z rękami pod głową i patrzyłem w gwiazdy. Łagodny szum fal wlewał się w głębię czarnego aksamitu nade mną. Wspomnienie tych nocy wróciło ostatnio, gdy na rekolekcjach z pisaniem ikony Oblicza o. Jerzy mówił nam o siódmej ikonie.
- Być może wielu z was nigdy nie przeżyje miłości. Ani nawet prawdziwej przyjaźni. Być może wasze próby z pędzlem nigdy nie będą ikoną, lecz zaledwie... staraniem. Ta prawdziwa ikona to doskonale czyste okno, które ukazuje Drugą Stronę. Okno, które nie zatrzymuje nas żadną skazą. Przepuszcza do nieskończoności prowadząc na spotkanie… Natomiast gdy dostrzegamy na desce ślady pędzla, linie znaczone pigmentem, błyszczenie złota - zatrzymujemy się na powierzchni deski zajęci analizą - i odbity od obrazu promień myśli wraca do nas. Dostrzegamy wtedy siebie samych. Cudowna podróż na którą liczyliśmy skończyła się zanim się rozpoczęła. Na powrót jesteśmy w świecie własnych wyobrażeń, pragnień na miarę nas samych. W świecie własnych wyobrażeń o miłości.
Powinniście jednak próbować. Życzę wam żebyście kiedyś napisali waszą siódmą ikonę. Siedem to oczywiście symbol. Chodzi o ikonę prawdziwą, która nie odbije was samych tylko poprowadzi dalej, na spotkanie z największą tajemnicą. Większość z was być może nigdy nie napisze siódmej ikony. Może zrozumiecie dla dobra was samych, że trzeba się z tym pogodzić i nie nazywać ikoną tego, co nią nie jest. Siódma ikona jest przezroczysta. Napiszecie ją, jeśli sami staniecie się transparentni dla światła, gdy przestaniecie cokolwiek z tego światła dla siebie zatrzymywać. Dopiero sami stając się światłem będziecie mogli nim obdarowywać. Wtedy wszystko co podarujecie stanie ikoną – czystym światłem. Ceną za to będzie bolesne rozstanie z tym wszystkim co czystym światłem nie jest. Ale warto. Warto czekać.
Być może wielu z was nie napisze siódmej ikony i nie poczuje prawdziwej miłości. Ale nie starajcie się nazywać ikoną albo miłością tego, co nimi nie jest. Może tutaj, na ziemi, nie doświadczycie miłości, ale wierząc, że ona istnieje, macie ją stale przed sobą. Oto ukryta w aksamicie kosmosu, czeka aż będziecie gotowi. To ona daje wam to pragnienie poszukiwania, odwagę wyruszania w drogę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz