Z drogi przez Rosję. Lipiec 2013
Cóż dla człowieka lepszym sposobem
poznania tajemnicy Bóstwa,
aniżeli człowieczeństwo, które Ono
przyjęło?
Bł. Henryk Suzo, „Księga Mądrości
przedwiecznej”
Rosyjski step zatraca jak ocean. Linia horyzontu jest cały czas
boleśnie daleko. Czasem idę godzinami mając tylko towarzystwo traw i białych
brzóz. Gdy staję, słyszę szum krwi w skroniach, poprawiam plecak i uczepiam się
drzewa na horyzoncie żeby mieć jakiś punkt odniesienia. W ciszy, która zdaje
się teraz podpierać niebo, robię kolejny krok w niepewność.
Samotność rosyjskiego stepu sprawia, że każde spotkanie z drugim
człowiekiem jest niczym święto. Rosjanie mieszkają bardzo skromnie w
drewnianych domach z zarośnietymi ogródkami. Nauczyłem się jeść twardą słoninę.
Trzeba ją żuć powoli. Zapraszają na nocleg, do łaźni. Pytają czego jeszcze mi
potrzeba. Mogę się odwzajemnić tylko obrazkiem Jezusa Miłosiernego. Niektórzy
całują go jak ikonę.
Czy pielgrzym,
człowiek niezakorzeniony w świecie, ma coś do zaoferowania? A jednak wspólny
posiłek u rosyjskiej rodziny rodzi ważną myśl: że nie musimy określać siebie
przez dzielące nas różnice. Pielgrzym jest bezbronny, jest w duchowej drodze,
prosi o pomoc, dlatego budzi zaufanie. Gdy siadamy do stołu okazuje się, że
każdy ma swoją historię, swoją godność i swoje lęki. Różnimy się, ale nie
różnice są teraz najważniejsze. Jemy ten sam chleb. Tą zdumiewającą wspólnotę
można dostrzec dopiero w wolności drogi, w wolności od schematów i uprzedzeń, w
wolności od lęku przed obcym.
Siedząc przy stole
jesteśmy niczym dalecy krewni. Należymy do tej samej wspólnoty, w której
kobiety i mężczyźni podają sobie ręce na przywitanie i patrzą sobie prosto w
oczy. Wymiana uśmiechów to misterium spotkania.”Spotykam Innego w epifanii jego
twarzy” – mówił francuski filozof dialogu Emmanuel Levinas.
Do tego drzewa
przede mną mam może pięć kilometrów. To godzina drogi. Powietrze jest bardzo
przejrzyste. Daleki horyzont rysuje się ostro. Białe brzozy rosną w kępach.
Trzymają się razem.
Chyba tędy kiedyś
szła na Moskwę polska husaria i tędy 200 lat póżniej wracała upokorzona armia
Francuzów.
- Od wielkości do
śmieszności jest tylko mały krok - powiedział po klęsce zadanej przez Rosjan
jeden z ministrów Napoleona. Stąd widzę to bardzo wyraźnie. Czy klęskę dumnemu
cesarzowi zadali Rosjanie czy ten bezmiar rosyjskiego stepu? Pośrodku oceanu
traw wracają wspomnienia moich życiowych porażek, klęsk, które ujawniły moją
niewystarczalność, zapatrzenie w siebie, pychę. Teraz już wiem, że były
potrzebne, bez nich może nadal odchodziłbym od prawdy o sobie. A teraz? Co o
sobie wiem teraz? W jakim punkcie drogi jestem?
Do bramy
Optyńskiej Pustelni pod Kozielskiem pukam gdy już jest ciemno. Otwiera mi
brodaty mnich patrząc podejrzliwie. Po rosyjsku tłumaczę, że idę do Moskwy, że
jestem katolikiem. Mam na kosturze prawosławną ikonę krzyża, mnich patrzy na
nią i po chwili wpuszcza mnie do środka. Prowadzi do prostego
pomieszczenia z małym okienkiem i drewnianym łóżkiem. Na ścianie tylko ikona
św. Jana Chrzciciela. Po chwili przynosi koce i kolację dla mnie: chleb i rybną
konserwę. Mam więc posiłek apostołów.
Nazajutrz Iwan
oprowadza mnie po cerkwiach monastyru. Optyńska Pustelnia to wielki kompleks
cerkwi otoczony wysokim murem. Dowiaduję się, że to w tych murach NKWD
przetrzymywało polskich oficerów przed transportem na egzekucję do Katynia.
Iwan pokazuje mi ikony. Przed każdą oddaje trzykrotny pokłon robiąc za każdym
razem zamaszysty znak krzyża, który zaczyna się dotknięciem trzema złączonymi
palcami czoła, dotyka serca i prowadzi od prawego ramienia do lewego. Ja żegnam
się zwyczajnie, tak jak u nas, całą dłonią: czoło, serce, lewe ramię, prawe
ramię. Gdy wychodzimy z cerkwi podchodzi do mnie starsza pani w chustce na
głowie i zaczyna mi tłumaczyć jak prawidłowo powinno robić się znak krzyża
przed ikoną. Chyba zauważyła w cerkwi że, znak krzyża robię inaczej. Pokazuje
mi wyrażnie i powoli wszystkie gesty, oddając pokłony prawie do ziemi.
Jest uprzejma, chyba myśli, że nie wiem jak to robić. Gdy kobieta odchodzi,
Iwan widząc moje strapienie, rzuca tylko: „Ty kriż diełaj kak tiebie kriestili”
(Ty rób znak krzyża tak, jak byłeś chrzczony).
Każdy dom składa
się z muru. A mur, dając poczucie bezpieczeństwa, jednocześnie oddziela, tworzy
granicę. Wielokrotnie doświadczałem tej granicy w miastach stojąc przed
zamkniętą klatką z domofonem. Ściany powstają żeby ochronić się przed
niebezpieczeństwem. Dla pielgrzyma, który każdego wieczoru puka do innego domu
prosząc o nocleg, znak otwartych drzwi pochodzi od samego Boga. Człowiek, który
otwiera dom nieznajomemu, robi taki sam krok w niepewność, jak pielgrzym
wyruszający w drogę bez zabezpieczeń. W Ewangelii przestraszeni uczniowie
Jezusa chronią się przed Żydami za zamkniętymi drzwiami Wieczernika. Jezus
przechodzi jednak przez zamknięte drzwi i mówi: „Pokój wam”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz