poniedziałek, 7 grudnia 2015

przełęcz

Po dwóch tygodniach pchania z Łodzi 400-kilogramowego wózka przez równiny i niewielkie wzniesienia centralnej Polski, na początku maja przed nami wyrosły prawdziwe góry. Nie wiedzieliśmy jak zachowa się na stromych podjazdach nasz trójkołowy pojazd wiozący 3-metrowy obraz Jezusa Miłosiernego i ekwipunek dla pięciu pielgrzymów na 90-dniową wyprawę do Rzymu. Pokonanie Karpat było pierwszą górską próbą na naszej drodze. Czekały nas jeszcze góry Bośni i włoskie Apeniny, ale do tak odległej przyszłości nikt w ogóle nie sięgał wyobraźnią.
Jak dotąd konstrukcja na trzech kołach zdawała nieźle egzamin. W mijanych miastach nauczyliśmy się szybko zmieniać pasy ruchu i sprawnie manewrować na rondach. Prowadzenie wózka wielkości samochodu wymagało od nas dobrej komunikacji i szybkiego podejmowania decyzji - byliśmy teraz niemal jak załoga oceanicznego jachtu w sztormowych warunkach. Zgranie pięciu różnych charakterów i temperamentów, z których każdy miał za sobą trudną przeszłość, nie było z początku łatwe. Byliśmy ludźmi z trudnymi życiorysami, większość po długoletnich wyrokach więzienia, z historią zniewoleń i przemocy.
Tym co nas połączyło było doświadczenie dziwnego światła, które do każdego z nas przyszło w momencie, gdy byliśmy na dnie ciemności i beznadziei. Dużo rozmawialiśmy o tym w drodze. Różne były nasze historie ale jedna rzecz była wspólna: każdemu z nas Bóg objawił Swoją moc wtedy, gdy okazaliśmy się bezsilni. I właśnie dopiero w tą niemoc mogło wejść Boże Miłosierdzie, całkowicie przemieniając nasze życia. Od tamtej chwili już nie mogliśmy żyć tak, jak wcześniej, krzywdząc siebie i innych. Tak zaczęła się nasza droga. Co roku wyruszamy na pielgrzymkę po to, żeby oddawać to, co wtedy do nas przyszło, żeby dzielić się z innymi tym, co sami otrzymaliśmy za darmo. Widać dla takich jak my Bóg też ma swój plan.

Pierwszego maja rano, po noclegu w klasztorze oo. Franciszkanów w Kalwarii Zebrzydowskiej, zaczęliśmy wspinaczkę na Przełęcz Kocierską. Pchanie wózka pod stromą górę okazało się ciężką pracą dla nóg i ramion całej naszej piątki. Pod wieczór, solidnie już zmęczeni, robiliśmy coraz częstsze postoje licząc, że za kolejnym zakrętem asfaltowa serpentyna wreszcie się wyrówna. Wyczerpani całodniową walką z ciężarem wózka marzyliśmy już tylko o noclegu i solidnym odpoczynku, choć zupełnie nie wiedzieliśmy czy na szczycie znajdziemy płaski teren żeby rozbić namioty. Gdy z westchnieniem ulgi wtoczyliśmy się wreszcie na szczyt, przed nami pojawiły się światła jakiegoś dużego budynku, który okazał się ekskluzywnym ośrodkiem SPA. Postanowiliśmy sprawdzić w recepcji czy może udostępnią nam podłogę w jakimś gospodarczym pomieszczeniu albo chociaż garaż żeby rozłożyć się do rana na karimatach. Perspektywa rozbijania namiotów po ciemku w lesie była mało pociągająca. Wyjaśniliśmy zdziwionej recepcjonistce że jesteśmy pielgrzymami w drodze do Rzymu i wieziemy na wózku obraz dla papieża. Niestety hotel mógł nam zaoferować jedynie pokoje w czterogwiazdkowych cenach, na co oczywiście nie było nas stać. Dostaliśmy jednak zgodę na skorzystanie z hotelowej łazienki i rozbicie namiotów na trawie przy parkingu. Rozbijanie namiotów w zmęczeniu przy świetle latarek nie jest łatwe. W ciemności giną przedmioty, każda czynność trwa dwa razy dłużej niż normalnie i trudno nie ulec irytacji. Jeszcze nie zdążyliśmy wypakować rzeczy z wózka gdy pojawiła się pani z recepcji. Przyszła nas poinformować, że jeden z gości hotelowych zadeklarował się, że opłaci nam nocleg w hotelu. Przypadkiem stał akurat obok gdy opowiadaliśmy o pielgrzymce i poruszony tą historią postanowił nam pomóc. Opłacił duży apartament i śniadania dla nas wszystkich.

- To bogaty Rosjanin – recepcjonistka była wyraźnie poruszona tą sytuacją – przysłał mnie tutaj do was bo sam nie chce się ujawnić. Powiedział, że ma wiele na sumieniu i że jest już dla Boga stracony. Prosi was tylko o to, żebyście w drodze pomodlili się za jego córkę.

Marek zdjął z piersi swoj drewniany Krzyż Pielgrzymów Bożego Miłosierdzia w kształcie hebrajskiej litery "taw" i wręczył recepcjonistce.
- To dla tego Rosjanina. Niech mu pani od nas przekaże, że nie ma takiej ciemności, która oddzieliłaby nas od Boga. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz