Kim jesteś? Co robisz?
Roman Zięba: Wędruję. To znaczy stale coś w sobie przekraczam. Zimy spędzam na mojej wsi, gdzie mam pracownię pisania ikon. A latem gdzieś wyruszam. Zwykle sam, ale czasem z kimś. Droga prowadzi do miejsc, które według nas (Pielgrzymów Miłosierdzia – przyp. red.) potrzebują modlitwy, potrzebują Bożego Miłosierdzia. Zaczęło się od trzech samotnych szlaków do Asyżu. Szliśmy w 2011 na spotkanie z Benedyktem XVI i na wspólną modlitwę o pokój przedstawicieli wszystkich religii świata. Każdy z nas pokonał wtedy ok. 4 tys. kilometrów. Wojtek szedł z Fatimy w Portugalii, Dominik z Moskwy, a ja z Jerozolimy. Dwa lata temu była droga przez Norwegię na Wyspę Utoya, gdzie dokonano masowego morderstwa na 77 młodych ludziach, a rok temu szliśmy z Wojtkiem do Moskwy przez Litwę, Białoruś, Smoleńsk i Katyń.
Wiem, że wiele osób patrzy na takie życie trochę podejrzliwie, jak na rodzaj beztroski: ten człowiek nie potrafi się ustabilizować, powinien gdzieś wreszcie osiąść. Ale tak potoczyło się moje życie. Kiedyś byłem prezesem spółki w consultingu IT i jako specjalista od sukcesu w zarządzaniu prowadziłem w Warszawie dostanie życie człowieka w krawacie. Dziś pielgrzymowanie jest ważną treścią mojego życia i ta droga prowadzi dalej.
Jak to jest cały czas pielgrzymować?
Roman Zięba: Gdy doszedłem w 2011 roku do Asyżu po czterech miesiącach wędrówki bez pieniędzy i namiotu, miałem poczucie, że Boża obecność i opieka w drodze, dzięki modlitwie, jest czymś realnym. Wiele razy wychodziłem z trudnych czy wręcz beznadziejnych sytuacji dzięki temu, że ufałem i w największej nawet opresji powtarzałem "Jezu ufam Tobie!".
Teraz wiem, że jeśli człowiek idzie drogą woli Bożej w swoim życiu, gdy realizuje nie własny projekt, ale projekt Boga na swoje życie - wtedy wszystko się układa. To jest możliwe tylko dzięki zawierzeniu i modlitwie. Dlatego, gdy idzie się zawierzając siebie całkowicie Bożej Opatrzności, gdy jedynym zabezpieczeniem jest modlitwa, wtedy nie ukąsi skorpion, nie pogryzą dzikie psy i zawsze znajdzie się pomoc w odpowiednim momencie. Bo to jest tak, że gdy jedną dłoń dajesz Jezusowi, a drugą Maryi i idziesz między nimi jak dziecko - wtedy zawierzenie spotyka się z roztropnością i droga się prostuje.
Po Asyżu zapragnąłem żeby takie pielgrzymowanie kontynuować w normalnym, codziennym życiu. Tam to jest możliwe, ale tutaj już jest trudniej.
Mówisz, że pielgrzymujesz w intencjach Cywilizacji Miłości - co to konkretnie oznacza?
Roman Zięba: Cywilizacja Miłości to pojęcie użyte po raz pierwszy przez Pawła VI, a potem rozwinięte i opisane przez naszego papieża bł. Jana Pawła II. Cywilizację Miłości opisują cztery prymaty – zasady, które mamy wypisane na dębowych tablicach pokoju, jakie zabieramy w każdą pielgrzymkę i zostawiamy potem jako wotum w świątyni na zakończenie drogi.
Są to: prymat człowieka przed rzeczą, prymat "być" przed "mieć", prymat etyki przed techniką i najważniejszy – prymat miłosierdzia przed sprawiedliwością. Głoszenie tych zasad, to w zasadzie głoszenie Ewangelii, tylko wyrażonej może bardziej uniwersalnym, jakby ponadreligijnym językiem.
W drodze podobna myśl przyszła do każdego z nas – że pielgrzymowanie w intencji cywilizacji miłości to w istocie droga własnego nawrócenia. Bo nie można głosić pokoju nie będąc samemu jego znakiem dla innych.
Jesteśmy w czasie Wielkanocnym... Czym jest dla Ciebie zmartwychwstanie?
Roman Zięba: Zmartwychwstanie to dla mnie wielka nadzieja. Może największa... Nadzieja na odrodzenie do nowego życia. Ta nadzieja ożywia mnie w drodze, wzmacnia nogi, a zatrzymuje mnie samooskarżenie - że nie jestem godzien tej nagrody, że upadam przecież wciąż w te same grzechy. Mimo, że wiem od kogo pochodzą te samooskarżenia i jaki mają cel, to jednak przyglądam się im i ten obraz mnie samego w ich świetle jest dość mroczny. W samotnym pielgrzymowaniu opadają zasłony, ujawnia się prawda o moich słabościach. Mimo to po upadkach podnoszę się i idę dalej, nadzieja jest silniejsza... na nowe życie z Jezusem.
Czy można powiedzieć, że nawrócenie to było takie właśnie Twoje zmartwychwstanie?
Roman Zięba: Nawrócenie przyszło w drodze, gdy wyruszyłem wkraczając w niepewność... trochę z desperacji, żeby wreszcie odrzeć się z kłamstw i złudzeń dotychczasowego życia, w którym raniłem siebie i bliskich. Teraz myślę, że nawrócenie nie przyszło, że raczej cały czas przychodzi... Na pewno coś w moim życiu się zmieniło, ale czy jestem nawróconym człowiekiem? Może teraz bardziej tęsknię. I stałem się bardziej wrażliwy na trzy słowa: prostota, uczciwość i wierność. Stale wracają w drodze. Bo nadal jestem w drodze. I chyba stale się nawracam.
Kiedy nie jesteś w drodze, to mieszkasz w ciekawym miejscu – w miejscowości, gdzie urodziła się św. Faustyna Kowalska. Jak to się stało, że tam zamieszkałeś?
Roman Zięba: Mieszkam od dwóch lat we wsi Saków, w miejscu oddalonym od rodzinnego domu Helenki Kowalskiej (później s. Faustyna – przyp. red.) o 2,5 km. Nazywam tą okolicę „Ziemią Bożego Miłosierdzia”. Gdy tam przyjechałem po raz pierwszy z plecakiem, chciałem przez jakiś czas doświadczyć tego miejsca, z którego została powołana przyszła święta i apostołka Bożego Miłosierdzia.
Interesowali mnie ludzie, przyroda, zapachy, wschody i zachody słońca, tradycje i ludowa pobożność mieszkańców. Chciałem poczuć i bliżej poznać rzeczywistość, w której się urodziła i spędziła pierwszych 16 lat życia Święta Siostra Faustyna. Ten czas ukształtował w niej na pewno fundament, na którym dalej układało się jej życie i budowało się to niezwykle świadectwo zaufania Bożemu Miłosierdziu.
No i tak tutaj zostałem. Od księdza mam klucz do pomieszczenia, gdzie mam sypialnię połączenia z pracownią. Czasem, gdy idę od siebie na podwórko domu, w którym się urodziła przyszła święta, żeby w godzinie Miłosierdzia odmówić koronkę - widzę ciągnące po niebie chmury spod których wypadają promienie słońca i kładą światło na pola i las.
Myślę wtedy, że mała Helenka też mogła widzieć takie zjawiska i może też przystawała na chwilę, żeby się im przyjrzeć i zdumiewać ich pięknem i nieuchwytnością. Ta ziemia to takie moje Betlejem Bożego Miłosierdzia. Tu rodzi się coś ważnego. I stąd wyruszają nasze pielgrzymki.
Czy w tym roku też wybierasz się na jakąś pielgrzymkę?
Roman Zięba: Chcielibyśmy uczcić pielgrzymką niezwykle wydarzenie, jakim jest kanonizacja Jana Pawła II, która przypada w Niedzielę Bożego Miłosierdzia. Planowaliśmy z Wojtkiem drogę przez USA, ale pojawiły się kłopoty z wizą, dlatego odłożyliśmy Stany na przyszły rok. W tym roku Wojtek powędruje w dzień kanonizacji z Rzymu do Krakowa, a ja spotkam się z nim w Wadowicach i stamtąd pójdę do Głogowca, rodzinnej wsi świętej siostry Faustyny. Niby tylko 300 km. Ale prawdziwej pielgrzymki nie mierzy się w kilometrach. Ta najważniejsza liczy 40 cm. Tyle dzieli rozum od serca.
Rozmawiała
Agnieszka Kminikowska
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz