Medialny szum wokół filmu Sekielskiego i dyskusja o
Kościele wprowadziły w moje serce pewien niepokój. Nie obawiam się o przyszłość Kościoła
w Polsce, ale o podnoszącą się dzięki mediom falę wściekłości, która przykrywa teraz
wszystko. Uwolniony przez Sekielskich krzyk dusz okrutnie mordowanych w dzieciach przez ludzi Kościoła usprawiedliwia teraz niemal każdy atak. Stosy dopiero zaczynają płonąć. Każda sutanna i każdy habit to potencjalna czarownica.
Bezwładność powszechnego gniewu wyklucza sprawiedliwą ocenę i pogrąża tak samo winnych, jak i niewinnych.
Zanim opadną emocje, wielu ludzi, zwłaszcza młodych, odsunie się od Kościoła, od modlitwy. Wielu
pójdzie szukać nadziei tam, gdzie jej nie ma.
Kościół będzie się kurczył i radykalnie zmieniał. Kiedyś padły słowa, że "albo będzie Kościołem mistyków albo nie będzie go wcale".
Kościół będzie się kurczył i radykalnie zmieniał. Kiedyś padły słowa, że "albo będzie Kościołem mistyków albo nie będzie go wcale".
Pewną ulgę przyniosły słowa św. Katarzyny ze Sieny, które
przywołał w telefonicznej rozmowie ze mną dziś rano znajomy dominikanin: „Bóg
dopuszcza niekiedy cierpienie i trudny czas ale tylko po to, żeby
obudzić uśpione dusze”.
Myślałem, że pokój przywróci mi praca nad ikoną. Gdy po
modlitwie przystąpiłem do złocenia nimbu św. Gustawa Pustelnika z X wieku,
pierwszego ochrzczonego Szweda, usłyszałem hałas na korytarzu. Policja przywiozła
do schroniska bezdomnego. Należał do kategorii „zajechanych”, tzn. tych w najgorszym
stanie. Zapach czuć było z daleka. Nie przyjął go ani szpital, ani Caritas,
choć odparzenia i rany wymagały interwencji medycznej. Policja „zrzuca” takich
właśnie do "klasztoru”, jak nazywane jest w Świnoujściu schronisko na Karsiborskiej.
Nie był pijany. Skarżył się, że nie może stanąć na nogi przez niedawno przebyty
udar, ale chyba to nie było to, bo w końcu udało nam się z Jankiem zaprowadzić
go do łazienki i zrobić z nim jako-taki porządek. Cierpiał do tego na rozwolnienie,
więc całe ubranie trzeba było wrzucić do podwójnego worka i od razu wynieść na
śmietnik. Dostał nowe rzeczy i umytego położyliśmy go w siódemce, czyli w celi
św. Stanisława.
Myjąc ręce poczułem, że wraca pokój. Było to uczucie
znane mi ze spowiedzi, gdy po szczerym wyznaniu grzechów, w chwili
rozgrzeszenia pękają pęta niewoli i wraca prawdziwa wolność. Z serca wyparował cały
niepokój, bez śladu zniknęły emocje świata mediów, debata o filmie, troska o
Kościół i wszystkie inne problemy. Wiedziałem, że to było możliwe dlatego, bo przed
chwilą spotkałem Chrystusa.