środa, 15 maja 2019

Pokój


Medialny szum wokół filmu Sekielskiego i dyskusja o Kościele wprowadziły w moje serce pewien niepokój. Nie obawiam się o przyszłość Kościoła w Polsce, ale o podnoszącą się dzięki mediom falę wściekłości, która przykrywa teraz wszystko. Uwolniony przez Sekielskich krzyk dusz okrutnie mordowanych w dzieciach przez ludzi Kościoła usprawiedliwia teraz niemal każdy atak. Stosy dopiero zaczynają płonąć. Każda sutanna i każdy habit to potencjalna czarownica. 
Bezwładność powszechnego gniewu wyklucza sprawiedliwą ocenę i pogrąża tak samo winnych, jak i niewinnych. Zanim opadną emocje, wielu ludzi, zwłaszcza młodych,  odsunie się od Kościoła, od modlitwy. Wielu pójdzie szukać nadziei tam, gdzie jej nie ma.
Kościół będzie się kurczył i radykalnie zmieniał. Kiedyś padły słowa, że "albo będzie Kościołem mistyków albo nie będzie go wcale".

Pewną ulgę przyniosły słowa św. Katarzyny ze Sieny, które przywołał w telefonicznej rozmowie ze mną dziś rano znajomy dominikanin: „Bóg dopuszcza niekiedy cierpienie i trudny czas ale tylko po to, żeby obudzić uśpione dusze”.

Myślałem, że pokój przywróci mi praca nad ikoną. Gdy po modlitwie przystąpiłem do złocenia nimbu św. Gustawa Pustelnika z X wieku, pierwszego ochrzczonego Szweda, usłyszałem hałas na korytarzu. Policja przywiozła do schroniska bezdomnego. Należał do kategorii „zajechanych”, tzn. tych w najgorszym stanie. Zapach czuć było z daleka. Nie przyjął go ani szpital, ani Caritas, choć odparzenia i rany wymagały interwencji medycznej. Policja „zrzuca” takich właśnie do "klasztoru”, jak nazywane jest w Świnoujściu schronisko na Karsiborskiej. Nie był pijany. Skarżył się, że nie może stanąć na nogi przez niedawno przebyty udar, ale chyba to nie było to, bo w końcu udało nam się z Jankiem zaprowadzić go do łazienki i zrobić z nim jako-taki porządek. Cierpiał do tego na rozwolnienie, więc całe ubranie trzeba było wrzucić do podwójnego worka i od razu wynieść na śmietnik. Dostał nowe rzeczy i umytego położyliśmy go w siódemce, czyli w celi św. Stanisława.

Myjąc ręce poczułem, że wraca pokój. Było to uczucie znane mi ze spowiedzi, gdy po szczerym wyznaniu grzechów, w chwili rozgrzeszenia pękają pęta niewoli i wraca prawdziwa wolność. Z serca wyparował cały niepokój, bez śladu zniknęły emocje świata mediów, debata o filmie, troska o Kościół i wszystkie inne problemy. Wiedziałem, że to było możliwe dlatego, bo przed chwilą spotkałem Chrystusa.