(jedna z myśli zapisanych w drodze rozwinięta dzisiaj rano)
Porównanie może banalne ale w pielgrzymowaniu do Asyżu byłem jak żeglarz przemierzający świat tysiąca wysp. Wychodząc rano na drogę żeby znów usłyszeć stukanie laski o asfalt, myślałem o Abrahamie, który w odróżnieniu od Odyseusza nie skupiał się w swojej wędrówce na sobie i swoich przygodach, tylko szedł za głosem, posłuszny wezwaniu. Wyspy na mojej drodze rozsiane były po pustyni, lasach, polach, górach i równinach. Były to piękne wyspy greckiej liturgii i czyste wyspy modlitwy muzułmańskich biedaków. Trafiałem na wyspy poświęcone przez polskie siostry palestyńskim sierotom i wyspy-ogrody, gdzie żydowscy osadnicy pielęgnowali poezję swojej ziemi obiecanej. Niektóre były zamkniętymi dla obcych świątyniami, inne - otwartymi domami w wielkich, zimnych miastach.
Te wyspy często mówiły niezrozumiałymi dla siebie nawzajem językami, czasem nie wiedziały o istnieniu sąsiadów albo nie chciały wiedzieć, a czasem oddzielały się murami, jak w Betlehem czy w Nicozji na Cyprze. Losem pielgrzyma jest przemierzać niebieską przestrzeń nie rzucając nigdzie na dłużej kotwicy. Zatrzymywałem się więc na krótko, żeby usłyszeć jedną historię i wędrowałem dalej, wzywany przez drogę.
Żeby doświadczyć piękna i bogactwa tych niezliczonych kolorowych wysp musiałem szybko porzucić swoje dotychczasowe o nich wyobrażenia i otworzyć się na nowe zwyczaje, języki, smaki, gesty. Tylko tak mogłem się porozumieć, dostać schronienie i chleb. Wiedziałem, że otwierając się na innych nie mogę stracić własnej tożsamości, bo wtedy łatwo zgubiłbym drogę. Tą tożsamość dawała mi wiara. W co wierzyłem? Wierzyłem, że mimo różnic wyspy na mojej drodze łączy coś ważnego, coś ponad podziałami i historią konfliktów. Słuchałem opowieści tęskniących za własną ziemią Palestyńczyków, oddanych swojej tradycji Żydów, szukających sprawiedliwości Kurdów, pragnących przebaczyć Ormian, młodych cypryjskich Turków szukających kontaktów z kolegami z drugiej części wyspy. Słyszałem też Greków ostrzegających mnie przed Turcją, Macedończyków wzywających żebym nie ufał Grekom, arabskich chrześcijan przestrzegających przed muzułmanami i katolików, którzy zamykali mi przed nosem drzwi katedry gdy prosiłem o pomoc.
Jako pielgrzym zdany na Opatrzność potrzebowałem stale pomocy. Przestałem więc dzielić napotkanych ludzi według przynależności religijnej, języka, rasy czy statusu społecznego. Interesowało mnie bardziej czy dostanę chleb i schronienie. Czasem odprawiali mnie z niczym ci, do których powinno mi być najbliżej, a hojną pomoc okazywali ci, od których bardzo się różniłem.
Tak było w Skopje, gdzie nie znalazłem pomocy w chrześcijańskiej świątyni, za to nocleg dali mi napotkani Polacy, zdeklarowani ateiści. Zapłacili za hotel, dali prowiant i kazali sobie opowiadać o pielgrzymce. Rozmawialiśmy długo w nocy i chyba jakoś zgadzaliśmy się, że jeśli Bóg jest Nieskończoną Miłością, to równie blisko Mu do każdego z nas. Jeśli tylko chcemy Go słuchać...
Łatwo jest budować własną siłę pielęgnując swoją odrębność. Ale jeśli to, w co wierzę, pozostawia za murem drugiego człowieka, to coś jest nie tak...
Za radą św. Franciszka starałem się nie sądzić nikogo, przyjmując każdy dar z wdzięcznością, a każde trudne doświadczenie ze zrozumieniem i z wiarą, że czemuś służy.
Tak doszedłem do Asyżu. Witaliśmy się ze łzami w oczach, szczęśliwi. A potem było spotkanie na Placu przed Bazyliką św. Franciszka. Kapłani shinto, sikhowie, bahaiści, buddyści, hinduiści, muzułmanie, wyznawcy afrykańskich religii pierwotnych, żydzi, chrześcijanie i agnostycy.
Widziałem barwne stroje z moich wszystkich wysp. Jak ma na imię Bóg? Może nie ma jednego imienia, tylko zwyczajnie mieszka w sercu Tego, który wtedy na drodze dał mi chleb?
Czytam na onecie relacje z wydarzeń podczas Dnia Niepodległości. Wypowiedź Kukiza i Palikota. Starcie poglądów, emocji, jedynie słusznych racji. Import lewackich bojówkarzy, interesy Michnika, kibole i radykalni narodowcy, płonący samochód tvn, drewniane krzyże gdzieś w krzyczącym tłumie, tendencyjne media, źli policjanci, wygodni politycy i troska, że chyba to niegodne tak upamiętniać tradycję, której wszyscy wiele zawdzięczamy.
I jakoś zupełnie się tym wszystkim nie przejmuję. Nie żebym był obojętny na to, co czeka moją ojczyznę. Ja po prostu wierzę, że sprawy są w dobrych rękach. I nie chodzi mi o ręce polityków.
Gdy piszę te słowa, patrzę na jarzębinę za oknem. Straciła już wszystkie żółte liście. Zostały tylko owoce, którymi niedługo zajmą się zmarznięte gile.
Jak dobrze,że się znowu odezwałeś. Codziennie przeglądam stronę,w oczekiwaniu na nowe wpisy po pielgrzymkowe:) Twoje refleksje są bardzo krzepiące. Pisałeś kiedyś,że macie pomysł na pielgrzymkę, w której mogliby uczestniczyć inni.
OdpowiedzUsuńRozwińcie tą myśl. Czekam z niecierpliwością;)
Pozdrawiam serdecznie z Bogiem. Beata
Piękny pomysł z tą pielgrzymką. Podziwiam :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie, z Panem Bogiem!
Czekam na kolejne refleksje, aby - jak te zmarznięte gile jarzębinami - nasze serca mogły nasycić się owocami Waszej pielgrzymki! :)
OdpowiedzUsuńRoman,brakowało mi Twoich refleksji po powrocie do Polski umieszczonych w Dzienniku Pielgrzyma.Czytałam wiele na facebooku,oglądałam zdjęcia i wywiady z Pielgrzymami z Polski....ale to nie to samo.Być może Cię to zdziwi,ale dla mnie Twój Dziennik jest jak "Niekończąca się opowieść" oparta na faktach i ukazująca Twoją niezwykłą wrażliwość.Cudne opisy,które umieszczasz mogą wypływać jedynie od kogoś kto czuje,rozumie, dostrzega.Drogi Żeglarzu życzę Ci odkrywania wielu jeszcze nieznanych Ci miejsc.Ja w Twoich Podróżach odkryłam dla siebie Przylądek Nadziei,za który Ci z całego serca dziękuję.Niech Bóg Cię prowadzi i zawsze nad Tobą czuwa.Szczęść Boże.
OdpowiedzUsuńIlona.
Błogosławieństwa Bożego z okazji imienin! :)
OdpowiedzUsuń