poniedziałek, 8 grudnia 2014

Artykuł

Czym różni się pielgrzymka od wędrówki?
Co wyruszenie w drogę może zmienić w życiu?
jakie są psychologiczne mechanizmy tej zmiany?
Próbę odpowiedzi na te pytania podejmuje artykuł napisany przez Anię Ruszkiewicz dla krakowskiego kwartalnika pomocy psychologicznej. Ania jest absolwentką psychologii na Uniwersytecie Łodzkim. Broniła pracę magisterską z psychologii samotnego pielgrzymowania badając sześciu samotnych pielgrzymów.


Odkrywanie siebie na nowo czyli terapeutyczny charakter drogi.

Przychodzi czasem taki okres w naszym życiu, że rzeczywistość, w której się znajdujemy, powszednieje i bywa nie do zniesienia, zwyczajnie przestaje cieszyć, a codzienne czynności stają się powtarzalne i nudne, żeby nie powiedzieć wprost - pozbawione sensu. Przytłoczenie codziennymi sprawami, trudnościami, może sprawić, że tracimy dystans do tego co nas otacza i nie potrafimy znaleźć nowych rozwiązań, niezbędnych do zmian i dalszego rozwoju. Sposobem na przyjrzenie się sprawom z nieco innej strony (i wyrwaniem
się z pewnego rodzaju błędnego koła), może być wyruszenie w drogę.

Droga, czy to w formie wędrówki (wycieczki) czy też pielgrzymki, która oznacza zmianę otoczenia i bycie w ruchu, może stać się źródłem zaskakujących zmian, a z pewnością pomoże w uzyskaniu świeżego spojrzenia na wiele nurtujących nas spraw. Warunkiem powodzenia takiego doświadczenia będzie w tym przypadku jak najmniejsza liczba osób towarzyszących, aby móc w ciszy i spokoju, będąc sam na sam ze sobą, szukać odpowiedzi na istotne pytania. Ważny jest również czas przeżywania takiego doświadczenia - im dłuższy, tym więcej odkryć możemy poczynić.

Drodze jako zjawisku o charakterze terapeutycznym spróbujemy przyjrzeć się w dwóch formach – wędrówki (wycieczki) i pielgrzymki. Każdy z tych dwóch wariantów drogi może stać się rozwijającym doświadczeniem, warto jednak pokrótce przedstawić czym różni się wędrowanie od pielgrzymowania. Wędrowanie może być celem samo w sobie, a doświadczenia i inspiracje, jakie przynosi, stanowią pewne kontinuum, porównywalne z buddyjską koncepcją życia jako ciągłości doświadczania lub z występującym u greckich filozofów zamiłowaniem do ciągłego zdobywania wiedzy (mądrości). Pielgrzymka natomiast zawsze zmierza do określonego celu (związanego ze świętością – np. z grobem świętego), a jej istotą jest chęć obcowania z sacrum (Jackowski, 1998). Za archetyp pielgrzyma można uznać Abrahama, natomiast archetypem wędrowca jest Odyseusz, którego historia powrotu do rodzinnej Itaki koncentruje się na samej drodze i występujących podczas niej wydarzeniach, a nie na motywacji czy celu.

Zagadnieniu drogi w kontekście jej terapeutycznych właściwości, możemy przyglądać się na wiele sposobów. Jednym z aspektów jest wysiłek fizyczny, jaki podejmujemy wyruszając w drogę, a także radzenie sobie w nowych, czasem trudnych warunkach. O tym, że ruch istotnie wpływa na poprawę naszego samopoczucia, nikogo nie trzeba przekonywać. Fizycznym zmaganiom towarzyszy tu jednak także konieczność przezwyciężania wielu trudności wewnętrznych, takich jak zniechęcenie, brak wytrwałości, uleganie rozproszeniom czy radzenie sobie z okresami monotonii i osamotnienia. Jednak poprzez wytrwałe dążenie do wyznaczonego celu, uczymy się konsekwencji i ćwiczymy silną wolę. Wszystko to ma istotny wpływ na zdrowie i kondycję psychiczną poprzez mierzenie się ze swoimi słabościami, wątpliwościami, pytaniami, co stanowi swego rodzaju autoterapię. Innym elementem drogi jest poznawanie nowych miejsc, ludzi i rzeczy, co może mieć charakter socjalizacyjny i pomaga w uczeniu się otwartości oraz rozbudza ciekawość procesów zachodzących zarówno w świecie zewnętrznym jak i we własnym wnętrzu (Strelau, 2002).

Rozpatrując drogę jako doświadczenie rozwijające duchowo, w przypadku pielgrzymki taki charakter będzie jej nadawała przede wszystkim modlitwa, natomiast w przypadku wędrówki może to być kontemplacja natury i piękna otaczającego świata. Jednak podjęcie wyzwania jakim jest wyruszenie w drogę już samo w sobie może być wydarzeniem o charakterze transcendentnym (łac. transcendere - przekraczać), a więc dotyczącym sfery duchowości człowieka, związane jest bowiem często z „przekraczaniem siebie” tj. przekroczeniem swoich granic wewnętrznych (Jakubik, b.d.). Przeżycie takiego doświadczenia może owocować konkretnymi zmianami, rezygnacją z dotychczasowego schematu życia, pozostawieniem czegoś za sobą i otwarciu się na nowe perspektywy.

O walorach terapeutycznych długiej wędrówki świadczyć może m.in. projekt „Nowa Droga” (realizowany przez Stowarzyszenie POSTIS z Lublina) - nowatorski program resocjalizacji młodocianych więźniów, którego jednym z elementów kompleksowej pomocy jest 60-dniowa wędrówka skazanego wraz z opiekunem szlakiem św. Jakuba od Lublina do Zgorzelca (nowadroga.eu).

Wyruszenie w drogę może być przejawem ucieczkowości i ujawniać chęć oderwania się od zmartwień, z drugiej zaś strony może świadczyć o woli zmodyfikowania w jakiś sposób swojego życia, wprowadzenia takich zmian, które otworzą nowe horyzonty. Jak pokazały badania Bremborg (2008), która badała grupę szwedzkich pielgrzymów, dokonać się to może poprzez poznanie swoich myśli, reakcji, pragnień w nowych, zupełnie innych, niecodziennych warunkach, które sprzyjają nie tylko przeżyciom religijnym i pogłębianiu wiary, ale stanowią miejsce i czas do refleksji, wyciszenia, obcowania z naturą. Taka samotna i długa piesza droga daje korzyści zarówno w sferze duchowej, jak i poznawczej, społecznej i fizycznej. Nowe wrażenia i doświadczenia służą nie tylko odnajdywaniu siebie na nowo, ale pozwalają zapomnieć o starych i przykrych wydarzeniach, poprzez skupienie się na tym co ważne jest tu i teraz (Davidsson Bremborg, 2008).

Wyruszenie w drogę służy zatem silnemu doświadczaniu siebie w nowych, różnorodnych warunkach. Podjęta wędrówka pozwala w inny sposób, głębiej i prawdziwiej kontaktować się ze swoim wnętrzem podczas chwil ciszy i w oderwaniu od ustalonych form dotychczasowego życia. Pokonanie drogi pozwala doświadczać w sobie nowego i nieznanego, co może okazać się wartościowe i rozwijające, a nawet przynieść w życiu pozytywny przełom dzięki ujawnieniu i rozbiciu blokujących rozwój schematów.


Bibliografia:

Jackowski, A. (1998). Pielgrzymowanie. Wrocław: Wydawnictwo Dolnośląskie.

Strelau, J. (2002). Osobowość jako zespół cech. W: J. Strelau (red.), Psychologia. Podręcznik

akademicki (tom II, s. 525–560). Gdańsk: Gdańskie Wydawnictwo Psychologiczne.

Jakubik, A. (b.d.). Granice poznania drugiego człowieka w psychiatrii. (uzyskany 20.10.2014

z http://www.psychologia.net.pl/artykul.php?level=89).

Davidsson Bremborg, A. (2008). Spirituality in Silence and Nature: Motivations, Experiences

and Impressions among Swedish Pilgrims. Journal of Empirical Theology, 21, s.149-

165

wtorek, 2 grudnia 2014

Ufam

Wdzięczność...
ona mogłaby być kluczem do wiary. Tu w drodze jest tyle rzeczy za które chce się dziękować: schronienie i chleb od ludzi, czysty błękit nieba.
Ale jak być wdzięcznym za cierpienie, poniżenie, ból, samotność, które też są częścią tej drogi? Jak wierzyć gdy znika nadzieja? Jak wierzyć po Auschwitz, Bośni, Rwandzie? Jak wierzyć w schizofrenii, po śmierci dziecka, po odrzuceniu? Po co wierzyć? Czy nie lepiej stworzyć sobie zamknięty w materialnym doświadczeniu system doskonałego koła – prosty i dający jasną odpowiedź na wykrzyczane kiedyś w bólu pytanie: “Dlaczego!?”

“Jezu ufam Tobie!” - te trzy słowa podyktował Bóg prostej wiejskiej dziewczynie, dając jej jednocześnie trudne, pełne cierpienia życie i trudną śmierć. A ona powtarzała te słowa do końca.
Tak, wdzięczność mogłaby być kluczem...

Czy ta desperacka wiara zwykłej zakonnicy z trzema klasami szkoły powszechnej, cierpiącej fizycznie i psychicznie, czasem żyjącej wbrew nadziei, nie jest aby – ktoś powie - freudowskim lepieniem sobie Boga z pustki, z rozpaczy, z ostatecznego lęku?
A może jest inaczej. Może właśnie owo pragnienie wbrew nadziei, ten ostatni krzyk – nie jest krzykiem rzuconym w pustkę? Może ten krzyk rozpaczy nie jest głosem człowieka osamotnionego? Bo skąd prosta dziewczyna wzięła siłę do wypowiedzenia wdzięczności za okrutny los?

Może ten głos pochodzi od... Od kogo pochodzi ten krzyk?
Może ten krzyk to głos cierpiącego stworzenia, powołanego kiedyś do istnienia z niebytu?
A może to głos cierpiącego Boga, krzywdzonego przez moje odrzucenie?
Człowiek-Bóg woła: “Pragnę”!

Zostałem kiedyś stworzony.
Owszem, może cierpienie dawno temu zabrało mi dobre wspomnienie ciepła mamy, smaku mleka, błękitu nieba.
Ale teraz, gdy tak boli, jak mam być wdzięczny za istnienie? Za moją marną, kaleką egzystencję? Nie chcę już cierpieć, łkać w nocy, błąkać się po ślepych drogach. Wolę już śmierć. W niej znajdę uspokojenie...

"
- Ja myślałem o tobie zanim cię powołałem do bytu.
- Jezu, w jaki sposób o mnie myślałeś|?
- Myślałem o sposobie dopuszczenia cię do wiekuistego szczęścia Mojego.” (Dz.1292)

Więc zanim powołałeś mnie do istnienia, obmyślałeś już sposób mojego powrotu?

- Ale po co był ten Początek? Po co to wszystko? Nie lepiej było zostać tam, w Twojej pełni? Nie byłoby stworzenia, nie byłoby cierpienia.
- Żebyś zaistniał. A wraz z tobą żeby objawiły sie wolność i miłość twojej odpowiedzi. Stałem się tobą abyś mógł stać się Mną. Twoja miłość jest moją miłością. Wybierając Mnie, wracasz do pełni, za którą zawsze tęskniłeś: do utraconego matczynego ciepła, do smaku chleba, do czystości nieba. To ty powołujesz teraz tą pełnię. To twoja wdzięczność wypełnia ją na powrót gdy wypowiadasz słowa: “Jezu ufam Tobie!”