środa, 30 października 2013

Medjugorie

4-dniowy pobyt w bośniackim miejscu objawień przyniósł pokój.
Śródziemnomorski klimat, słońce i przyroda jak w pełni lata, serdeczność Chorwatów - nasze języki są tak podobne... Ale najbardziej działa łagodność JEJ słów, prostota przekazu, jakby stale zwracała się do swoich dzieci.
Łagodność Maryi dziwnie teraz (po powrocie) kontrastuje z jej stałym wezwaniem do modlitwy za świat, za nas samych. Jeszcze mam na policzku tamto słońce z Góry Objawień, ale wiem, że teraz nastał już czas pracy... nad sobą.

Poniższe przemyślenia pojawiły się w mojej głowie jeszcze w drodze powrotnej. Zainspirowała mnie rozmowa z Brendanem, emerytowanym strażakiem z N. Jorku, który do Medjugorie przyjeżdża stale od wielu lat. Spędziliśmy razem sporo czasu. Dał mi literaturę, opowiedział wiele historii.
Tekst brzmi może poważnie, nawet złowieszczo, ale ponad przywołanymi faktami jest Jej obecność, Jej prośba o modlitwę, o pokój, o nawrócenie, dla wszystkich.
I ta nadzieja jest silniejsza od lęku o przyszłość świata.

W końcu lat 60-ych Ameryka odczuwała zbliżające się przesilenie. Napięcie zimnej wojny osiągało swój szczyt. Koszty wojny wietnamskiej i budowy "Wielkiego Społeczeństwa" obciążały amerykański budżet do stopnia, w którym Stany Zjednoczone decydują się na krok o tyle desperacki, co nieobliczalny w następstwach: sprzeniewierzają się własnej Konstytucji uwalniając swoją walutę od parytetu złota. Prezydent Johnson dekretuje jeden z głównych etapów tego procesu dokumentem z dnia 24.06.1968 roku. To data znacząca. Dzień św. Jana Chrzciciela i początek objawień w Medjugorie, które rozpoczną się dokładnie za 13 lat, 24 czerwca 1981 roku. Do lat 60-ych Ameryka starała się utrzymać pokrycie dolara w kruszcu, co było tradycyjnym zabezpieczeniem gospodarki i hamulcem wobec pokusy druku "pustych" banknotów. Jednak pokusa dodruku brakującego pieniądza okazuje się silniejsza niż obawy o konsekwencje. Europa, której powojenna gospodarka uzależniona była od dolara - reaguje żądaniem zabezpieczeń. Nowy prezydent Nixon spełnia je tylko częściowo. Od tego momentu wszyscy już wiedzą, że dolar stał się fikcją, której nikt już nie kontroluje. Bezradnym milczeniem świat akceptuje fakt, że poza zwycięskim mocarstwem jakim są USA nikt nie zapewni waluty potrzebnej światowej gospodarce.

27 października 1969 roku to kolejna ważna data. Dzień narodzin internetu. Wobec realnego zagrożenia jądrowym atakiem wojskowi w Stanach szukają systemu dowodzenia odpornego na "wyeliminowanie centrali". Wpadają na pomysł sieci "rozproszonych węzłów", która da początek nowej erze: rozpoczyna się czas internetu.
Uwolniony dolar i globalna sieć - dwoje dzieci zimnej wojny - będą odtąd stopniowo poszerzać swoje władanie nad światem i nad człowiekiem. Pęknięta forma uwolniła niepohamowany i niezaspokojony głód konsumpcji i wzrostu gospodarczego, który odtąd stał się wiodącym paradygmatem ponowoczesnej cywilizacji. Liberalni ekonomiści powtarzają odtąd stale, że panaceum na problemy społeczne jest wzrost gospodarczy. Brak wzrostu to bezrobocie, nieznośna stagnacja na giełdach, drożejące kredyty. Wzrost jest jednak niemożliwy bez... rosnącej konsumpcji. Świat bezwolnie wchodzi więc coraz głębiej w spiralę rosnącego zadłużenia, które próbuje spłacać zaciągając kolejne kredyty i próbując tworzyć nowe teorie aby maskować fakt, którego ukryć już nie sposób: ludzka żądza posiadania - chciwość nakierowana na konsumpcję i emocje - raz uwolniona, może znaleźć kres tylko w ... globalnej katastrofie.
Czy tylko? To jest właśnie nadzieja Medjugorie.

Głosy obrońców "starego porządku" i tradycyjnych wartości (które są przeszkodą dla globalnego wzrostu i "postępu") traktowane są jako wsteczne i reakcyjne. Nawoływanie do hamowania konsumpcji, ograniczania potrzeb to już zamach na "nowoczesność". Nowy humanizm odchodzi od prymatu godności każdego ludzkiego życia i definiuje wolność jako prawo jednostki do pełnego i nieskrępowanego urzeczywistniania własnych pragnień i to od najmłodszych lat.
Dokąd zmierza świat?
Czy trzeba się lękać o przyszłość?
Proste przesłanie Medjugorie mówi, że jest nadzieja.
Trzeba zacząć od siebie. Od zaraz.

wtorek, 29 października 2013

Charbel

Ikona sw. Charbela została podarowana ks. Emanuelowi, proboszczowi parafii w słowackiej Besie.

sobota, 19 października 2013

Medytacja

Stan bycia w drodze otwiera na nowe.
To, co dotąd niepoznane albo odsuwane - z wygody lub lęku - teraz się ujawnia.
Per agros (łac. "przez pole") oznacza przechodzenie, przekraczanie. Stąd staropolska "peregrynacja".
Co przekracza pielgrzym? Dokąd prowadzi droga uwewnętrznienia zewnętrznych doświadczeń?
Jak to się ma do prawdy, tak dziś poszkiwanej i często tak zniekształcanej albo atakowanej w pochłaniającej wszystkich walce o... prawdę?
Doświadczenie bycia w drodze otwiera na coś, co trudno opisać, bo potrzeba kilku pęcherzy na stopach, zadyszki na na stromym podejściu, niepewności przed nadchodzącym deszczem, a potem ulgi i radości z otrzymanego noclegu i kolacji. Prawda, która przychodzi w drodze bywa nieprzyjemna, nawet bolesna. Ale czy warto żyć bez niej?
W tą drogę wyruszyła jako pierwsza Ta, od której wszystko się zaczęło.
Różaniec jest Jej wspomnieniem. Modlitwą drogi. Modlitwą medytacji.
Bo rytm różańca gdy nałoży się na rytm kroków - zabiera pielgrzyma jak fala i przenosi...

Siostry loretanki z podwarszawskiego Rembertowa poprosiły nas o napisanie rozważań do róźańca. Chodziło o to, żeby opisać doświadczenia z pielgrzymowania. A że droga z Jerozolimy prowadziła przez miejsca tajemnic róźańcowych w Ziemi Świętej - takie są te rozważania. Droga prowadziła z Jerozolimy przez Getsemane, Betlehem, dolinę Jordanu, Samarię, Nazaret, Górę Tabor, Górę Błogosławieństw, Jezioro Galilejskie.

Doświadczenia z dróg Jezusa, Maryi i apostołów są teraz w tych rozważaniach.


TAJEMNICE RADOSNE

Zwiastowanie Najświętszej Maryi Pannie


Łatwo się zgubić w wąskich uliczkach starego Nazaretu. Gwar straganów cichnie od upału lipcowego popołudnia. Wyschnięta studnia z białego kamienia jeszcze pamięta ożywczy chłód wody. To tutaj przychodziła z dzbanem, nucąc cichutko pochwałę Elohim.
Wchodzę do okazałej bazyliki zbudowanej wokół małej wymurowanej wnęki, gdzie rozmawiała z Archaniołem. Cisza koi rozproszone zmysły. To tutaj zabrzmiały słowa: Pan z Tobą, a potem w odpowiedzi ciche Fiat.
Panie mój! W tej skromnej izdebce pokornego serca całkowicie powierzyłeś się człowiekowi. Od tamtej chwili pragniesz tego samego dla mnie. Proszę, uczyń mnie zdolnym odpowiedzieć tak, jak zrobiła to Maryja.


Nawiedzenie św. Elżbiety

Z Nazareth do Ain Karem idzie się pięć dni. Drogą na południe trzeba pokonać góry niegościnnej Samarii. W samotnej drodze nocne niebo cierpliwie wysłuchuje najtrudniejszych pytań.
Odpowiedzią jest żywiczny zapach sykomor i raz po raz głośne nawoływanie świerszczy. Ciemność nie jest już ciemnością, bo gwiazdy schodzą aż na ziemię.
I samotność nie jest samotnością, bo Ty jesteś teraz tak blisko.
Pozwól mi nieść Ciebie do tych, którym pragnę służyć.


Narodzenie Pana Jezusa

W Betlehem nocleg dają mi siostry elżbietanki, które budują tu sierociniec dla palestyńskich dzieci. Przemoc i cierpienie nadal są tutaj codziennością - wrogość między dwoma narodami rozdziera ziemię na pół. A jednak Miłość wybrała sobie właśnie to niepozorne, ubogie miejsce i stąd rozlega się orędzie pokoju, które przyszło w słabości dziecka. W tej słabości ukazałeś Swoją największą potęgę, przed którą pokłony biją aniołowie.
Panie, uczyń mnie znowu słabym i ufnym dzieckiem! Uczyń mnie narzędziem Twojego pokoju.


Ofiarowanie Jezusa w Świątyni

Zastanawiam się co mam tutaj ze sobą najcenniejszego. Jaka ofiara będzie godna? Mam w plecaku tylko kilka niezbędnych rzeczy, a i tak ciążą w upale... Dotykam poranionych stóp. Przydałby się dzień odpoczynku. A może... natrę je na noc oliwą i wykorzystam jutro chłód poranka żeby nadrobić kilometry, które straciłem dzisiaj przez to gorąco?
Tak naprawdę mam do oddania tylko moją słabość. Ufam, że w to miejsce otrzymam siłę do dalszej drogi, bo zatrzymuje mnie tyle wymówek...
Panie, jestem słaby. Przyjmij więc jako ofiarę mnie całego, wszystko bez wyjątku. Ale zrób to przez ręce Swojej Matki, bo tylko wtedy oczyścisz mnie z egoizmu.

Odnalezienie Jezusa w Świątyni

Czego ja szukam? Co spodziewam się znaleźć w kurzu drogi, w tej codziennej niepewności? W samotnej drodze opadają zasłony i przychodzi czas szczerości. Czy ja szukam uznania? A może zwykłego zrozumienia?
Ten człowiek, który przez zamknięte drzewi rzucił że mam się wynosić... Kim on był? Czy ja mu wybaczyłem? Już wiem, że mieszkasz w drugim człowieku, w tym, którego nie rozumiem.
Już nie zamknę przed nikim drzwi, nie wypowiem złego słowa, tylko proszę, pozwól mi Ciebie odnaleźć!
Pozwól mi odnaleźć Ciebie w zamachowcu, pijanym nędzarzu, przestępcy, narkomanie i w kapłanie, który traci wiarę!








TAJEMNICE ŚWIATŁA

Chrzest Pana Jezusa w Jordanie

Do miejsca chrztu Jezusa trzeba iść w górę Jordanu, siedem kilometrów od miejsca, gdzie rzeka wpada do Morza Martwego. Idę w upale poboczem asfaltowej drogi, potem skręcam w prawo. Po obu stronach zasieki i tablice ostrzegające przed minami. Wojskowe patrole świadczą, że nie jest to spokojne miejsce. Rzeka Jordan to granica. Za nią rozpoczyna się królestwo Jordanii. Zdejmuję plecak i ledwie mogę usiąść na silnie rozgrzanych deskach pomostu. Gdy z ulgą zanurzam stopy w lekko zielonkawej wodzie, podpływają trzy zaciekawione rybki. Jest zbyt gorąco żeby się skupić na modlitwie. Nic nie jest takie jak sobie wyobrażałem.
W którą stronę iść? – pytali ludzie. Jan Paweł II odpowiadał: Drogą chrztu.
Droga chrztu czasem tylko prowadzi przez malownicze, przyjazne tereny. Częściej jest to dziwny szlak ciemnych dolin, trudnych prób i zaskakujących doświadczeń, choć zawsze rozjaśniony światłem Chrystusa.
Panie, nie pozwól, abym kiedykolwiek zszedł z drogi Chrztu Swiętego!

Cud w Kanie Galilejskiej

Nie wiadomo kiedy dokonuje się cud: czy w chwili, gdy słudzy nabierają wody ze studni, czy gdy ją niosą, czy gdy napełniają stągwie, czy może gdy niosą w czerpaku staroście weselnemu do spróbowania? Nie wiemy kiedy dzieje się cud, ale znamy jego skutek: wino najwyższej jakości. I jeszcze coś: cud zawsze wymaga współpracy człowieka. Ten pierwszy cud Jezusa wyjednała Maryja. I odtąd stale wstawia się za nami do Syna. W samotnej drodze pielgrzym wiele razy doświadcza niezwykłych zdarzeń, nie wiedząc kiedy przekracza granicę cudu.
Jezu, przez Twoją Matkę zawierzam się Tobie i zdaję się na cud Twojej obecności przy mnie i we mnie.

Głoszenie Królestwa Bożego i wezwanie do nawrócenia

Chrystus często mówił o królestwie Bożym. Wiedział, że ukazanie jego piękna pociągnie ludzi. Jednak największym znakiem nadchodzącego królestwa był On sam. I taki przykład pozostawił nam. Nie ma innego sposobu głoszenia Ewangelii jak tylko własna przemiana. Nawracjacie się i głoście Ewangelię!
Wszelkie dobre słowa i uczynki są tylko rezultatem zwrocenia się sercem ku Bogu. Nie mogę być znakiem pokoju, jeżeli sam nie stanę się pokojem.
Panie mój, nie wiem jak mówić o Twojej miłości. Uczyń więc twoimi apostołami: moją dłoń zaciśniętą na kiju i chrzęst żwiru pod moimi stopami.

Przemienienie na Górze Tabor

W spiekocie, zmęczeniu i niepewności wchodziłem na Tabor zupełnie nie wiedząc co mnie tam czeka. Gdy nie masz pieniędzy i namiotu wszystko na drodze jest darem, ale zmęczenie i głód przemawiają po ludzku... językiem pokus i zwątpień. Jednak Jezus czekał tam na mnie - w osiadłej na szczycie góry włoskiej wspólnocie młodych narkomanów wychodzących z uzależnień przez modlitwę i pracę.
Miał ciemną karnację i tatuaże na rękach gdy w milczeniu nakrywał stół białym obrusem. Liczyłem tylko na wodę i coś do chleba, ale ucieszyłem się widząc przygotowania do mszy... Jednak na stole zamiast naczyń liturgicznych znalazły się potrawy – pięknie podane i cudownie pachnące, z deserem, owocami i bukiecikiem kwiatów. Padły tylko dwa słowa, nie wiem dlaczego po francusku: Bon apetit – i zostałem sam. Łzy same potoczyły się po policzkach gdy do rąk brałem chleb.
Celem wejścia na szczyt nie jest pozostanie na zawsze w radości. Celem jest ujrzeć światło i wrócić na dół, żeby iść dalej.

Ustanowienie Eucharystii

W moim życiu daleko odszedłem od Boga, ale On pozostawał tak samo blisko mnie przez cały ten czas. Jak to możliwe? – pytałem nieraz samego siebie. Czym jest ten kawałek chleba przed którym w proch padają wszystkie potęgi nieba? Tak prosty i bliski i tak nieskończenie potężny obecnością całego Kosmosu i wszystkich czasów? Ty jesteś Chlebem! Ty jesteś Chlebem! Jak to pojąć bez ofiary z siebie samego? Tym, co dajesz mi do spożywania jest chleb posłuszeństwa. Zaczynam więc rozumieć, że łamiąc Twój chleb muszę „połamać” siebie samego, złamać mój opór, dumę i własną wolę, ugiąć się i powiedzieć Tak! – wszystkiemu, czego ode mnie zażądasz.
Teraz ja powtarzam te słowa: - Oto idę, Boże, pełnić Twoją wolę!


TAJEMNICE BOLESNE

Modlitwa Jezusa w Ogrójcu

Są takie rodzaje duchów, które wypędza się tylko postem i modlitwą – powiedział Jezus gdy uczniowie nie potrafili uzdrowić chorego.
Czasem postem jest zgoda na cierpienie. Wziąć na siebie czyjeś cierpienie to pokonać złego ducha. Żeby to zrozumieć trzeba umieć wejść w samotność bo z cierpieniem można się zmierzyć tylko w samotności. Dlatego Jezus w chwili próby był sam .
Samotne pielgrzymowanie to zgoda na przyjęcie cierpienia. Jezus pragnie, abyśmy zgadzając się na cierpienie i śmierć, nie dali się zaskoczyć ciemności i samotności, lecz abyśmy z nich uczynili narzędzie do pokonania zła, którego inaczej nie można usunąć ze świata. Życie każdego człowieka jest samotnym pielgrzymowaniem i każdy jest wezwany do postu samotnej drogi, choć każdy na swoją miarę.
Panie Jezu, pozwól mi być przy Tobie w godzinie próby!

Biczowanie Pana Jezusa

Jezusa bito pięścią, pluto Mu w oczy, stalowymi haczykami rozdzierano ciało. A On nie usuwał się spod ciosów. Pozostał wierny do końca. Czy ja, zwykły śmiertelnik, słaby człowiek, ośmieliłbym się twierdzić, że potrafię być wierny swojej drodze? Maryja potrafiła. Jej cierpliwość, milczenie i pokora są dla mnie wzorem, bo przecież tak jak ja – była człowiekiem. A zatem gdy będę lżony, oskarżany o fanatyzm, wyśmiewany czy lekceważony – mam przed sobą wzór i przykład.
Kto wyrusza w drogę żeby głosić Ewangelię, tego na pewno spotkają próby.
Panie spraw, abym służąc Tobie nie zszedł z obranej drogi i pozostał wierny do końca.

Ukoronowanie cierniem

W jerozolimskiej Bazylice Grobu widziałem w gablocie w zakrystii koronę uplecioną z ciernia – być może podobną do tej, jaką założono Jezusowi. Przeraziły mnie grube, ostre kolce. Zrozumiałem dlaczego do nałożenia tej korony rzymsce żołnierze użyli kija. „Cierniowa korona” była dla mnie dotąd jakimś rekwizytem, wianuszkiem uplecionym z kłujących gałązek. Zrozumiałem teraz, że człowiek nie może długo myśleć o silnym bólu, nie mówiąc o znoszeniu jego fizycznej obecności. Chyba dlatego tak łatwo zapominamy o cierpieniu drugiego człowieka.
A jednak to palestyński cierń jest koroną chwały, a przyjęcie cierpienia jest miarą prawdziwej władzy w królestwie, którego potęga nie zna granic. Takie jest niebo - królestwo miłości samopoświęcającej.
Panie Jezu, ja zapomniałem o Twoim cierpieniu. I ze strachu stale zapominam. Chciałbym ulżyć Twojemu cierpieniu, ale tej korony nawet dotknąć nie potrafię. Pomóż mi!

Droga Krzyżowa

Droga Krzyżowa liczy XIV stacji i przez 1450 kroków prowadzi ciasnymi uliczkami starej Jerozolimy obok straganów, kafejek i sklepików z pamiątkami. Rozważając ostatnią drogę Chrystusa trzeba przeciskać się przez tłum wśród wielojęzycznego gwaru i egzotycznych zapachów. Każdy kto przyjeżdża tu po raz pierwszy jest zaskoczony i zmuszony zmienić swoje wyobrażenie o Via Dolorosa.
Podobnie zaskakują nas drogi krzyżowe w naszym życiu. I czasem tak jak widziałem tu, w Jerozolimie, ktoś niesie na plecach wielki drewniany krzyż, a zajęty swoimi sprawami tłum nie zwraca na to uwagi.

Panie Jezu, nic nie wiem o moim krzyżu. Wiem, że mam go nieść, ale czym on jest? Jeżeli jest tak blisko, że nie mogę go dostrzec, wskaż mi go i pomóż wziąć go na ramiona.

Śmierć Pana Jezusa na krzyżu

Przeraża ta wielka różnica miar między życiem a śmiercią. A przecież wierzę, że potem jest niebo, życie doskonałe. Skąd więc ten strach, przecież mam wiarę, tak? Przed wejściem na Pustynię Judzką usłyszałem kilka opowieści o znalezionych tam w przeszłości ciałach. Pewien włoski ksiądz siedział oparty o skałę, martwy od wielu dni, na nim drapieżne ptaki. Obrazy śmierci są przerażające, ale czym jest sama śmierć, gdy obrać ją z egzystencjalnego lęku? Czy nie jest zaproszeniem do największej radości? Pogodzić to, co przed i co za progiem śmierci potrafią tylko święci. Porafił to błogosławiony Jan Paweł II i św. Maksymilian Kolbe. Czy ja będę potrafił? Ten moment każdego dnia się zbliża. Każda chwila więc niech będzie przygotowaniem.
Boże, uczyń mnie świętym i daj mi taką wiarę, bym umiał bez lęku zostawić świat i wejść w śmierć tak, jak Ty to zrobiłeś.


TAJEMNICE CHWALEBNE

Zmartwychwstanie Jezusa

Absolutna pustka. Lodowata nicość. To przyszło do uczniów po śmierci Jezusa w piątek wieczorem. Z niczym ludzki rozum nie zderzył się dotychczas tak brutalnie jak z tą prawdą: Jezus umarł krwawiąc jak zwykły człowiek. Były dowody: włócznia, ciało złożone w grobie. Krzyż ciągle stał, pod nim nadal nieusunięta krew. Szok, przerażenie i osamotnienie, a może wielki zawód? Przed nimi otwierała się bezdenna czeluść sobotniego poranka. Jaki był to dzień? Pochmurny? Czym go wypełnili? Pierwszy poranek bez Jezusa, bez wspólnej modlitwy. Tylko jedna osoba zachowuje w tym czasie równowagę i spokój.
W niedzielę rano zaalarmuje uczniów Maria Magdalena: Zabrano Pana z grobu i nie wiemy gdzie Go położono. Pójdą do grobu Jan i Piotr. Zobaczą to samo: płótna i złożoną osobno chustę. Jeden uwierzy od razu, drugi wróci do siebie, dziwiąc się temu, co się stało.
W świecie materii absolutna próżnia ma największą siłę ssącą. Pustka grobu przyciągnie przez kolejne stulecia miliardy błogosławionych, którzy nie widzieli, a uwierzyli. Jezus zmartwychwstał, tak jak zapowiedział. Oto Miłość pokonała śmierć. Dla ludzkości zaczął się nowy czas.
Maryjo, Matko Jezusa, daj mi zrozumieć dlaczego nawet doświadczenie okrutnej śmierci Twojego Syna nie zachwiało Twojej pewności w spełnienie się Bożej zapowiedzi.

Wniebowstąpienie Pana Jezusa

Leżę na plecach z rękami pod głową. Odgarnąłem suche, ostre trawy i kolczaste krzewy żeby móc się położyć i patrzeć stąd w niebo. Jego żywy błękit sprawia, jakby to tam było życie, a nie na tej spalonej lipcowym żarem ziemi. Przyglądam się z bliska wysuszonym roślinom. Wszystkie wyposażone są w przemyślne haczyki, kolce i rzepy, jakby jedynym ich pragnieniem było uczepić się czyjegoś buta i wywędrować z tej suchej krainy do miejsca, gdzie jest więcej wody. Woda. Nad wodą zaczęła się historia Jezusa – nauczyciela, a tu, na tej górze, Jego historia znalazła swój ziemski finał. Tutaj widziano Go po raz ostatni, gdy odchodził do nieba. Co wtedy mówił? Idźcie i nauczajcie wszystkie narody, udzielając im chrztu w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego.
Pokazałeś mi mój Nauczycielu, że miłość już zwyciężyła. To ona jest teraz prawdziwą tęsknotą każdego serca, ale potrzeba decyzji. Spraw, abym swoim życiem umiał się włączyć w dzieło cywilizacji miłości

Zesłanie Ducha Świętego

Po co wyruszam w drogę? Pragnę poczuć obecność Ducha Bożego. Otwierając się na Ducha poznaję prawdę, choć przychodzi ona inaczej niż wcześniej myślałem. On przychodzi kiedy chce, ale zawsze przybliża jego czas pokorne zawierzenie, dziecinna ufność, a przede wszystkim pokora i świadomość, że mądrość i umiejętności człowieka nie znaczą wiele, że budować można tylko na tym, co jest darem Bożej łaski. Dlatego patronką samotnych dróg jest Maryja, ta, która nie zostawiając nic dla siebie, dała się cała wypełnić Duchowi Świętemu.
Maryjo, naucz mnie czekać z ufnością.



Wniebowzięcie Maryi Panny

W zachodniej Turcji, na szczycie zielonej góry koło Efezu, zwanej Górą Słowików, w cieniu drzew, wśród ptasiej muzyki i zapachu kwiatów, stoi mały domek z kamienia. Z podwórka rozciąga się widok na morze i greckie wyspy. Siadał tu wieczorami św. Jan i pisał swoje listy, a potem wracał do domku żeby razem z Maryją zjeść posiłek. To z tego miejsca Bóg powołał Maryję do nieba. Gdy wszedłem na szczyt góry zachwyciło mnie piękno tego zakątka, choć w drodze spotykałem już wiele pięknych miejsc. Gdy ponad sto lat temu odnaleziono ruiny domku, pod kamieniami odkryto posąg Maryi z utrąconymi dłońmi. Dziś w domku urządzono kaplicę, a posąg stanął w ołtarzu. Nie dorobiono mu dłoni. Lubiłem tam przychodzić i w ciszy przyglądać się Maryi bez dłoni. Te dłonie zajęte są stale pracą. Stały się niewidzialne, bo ta praca nie wykonuje się już na ziemi.
Maryjo, pozwól mi być Twoim sługą. Na ziemi i w niebie.


Ukoronowanie Najświętszej Maryi Panny

Co robisz na najwyższych tronach Ty, prosta i skromna żydowska nastolatka? Co to znaczy że jesteś Panią wszystkich ludzi, narodów i całego świata, ziemi i nieba? To dla mnie zbyt wiele. Pomóż mi to zrozumieć. A może... zamiast o tym rozmyślać powinienem po prostu mocniej pokochać? Jak Ty pokochałaś. Nie pragnąć ludzkich odpowiedzi? Jak Ty nie pragnęłaś. Nie szukać rozwiązań największych tajemnic tylko rozważać je w sercu? Jak ty rozważałaś.
Matko najświętsza, moja Królowo, pomóż mi lepiej Cię poznać i goręcej pokochać.