sobota, 26 maja 2012

Zesłanie

Obudziło mnie słońce. 5 rano. I słowa piosenki gdzieś w głowie: "Duchu Święty przyjdź!". Kiedyś w tym dniu rodził się Kościół. Dziś z Ducha rodzi się nowe dzieło. Wyruszamy w drogę modląc się o to, żeby świat przyjął Boże Miłosierdzie. Modlimy się krokami samotnej drogi za rodzącą się wspólnotę Pielgrzymujących Misjonarzy Bożego Miłosierdzia.
Słowo, które nam dziś towarzyszy to Dzienniczek 1732. W sierpniu spotkamy się przy grobie św. Olafa, skąd wyruszymy razem w ostatni etap pielgrzymi Idzie Człowiek na Północ - na Wyspę Utoya, gdzie rok temu dokonano zbrodni z lęku przed obcymi. Prowadzi nas nadzieja. Wierzymy, że doniesiemy ją tam. Duchu Święty przyjdź!
Prosimy o modlitwę. Chodźcie z nami!

wtorek, 22 maja 2012

Ostatni

Ostatni z ascetycznych tekstów o. Maksymiliana Kolbe został napisany w dniu aresztowania. Być może najważniejszy ze wszystkich. Jakby ukoronowanie wszystkiego co było dotychczas. Bo Trójca to ukoronowanie wszystkiego. Początek i koniec. Tekst niedokończony bo pisanie przerwał telefon z furty - gestapo miało za chwilę zabrać go w ostatnią drogę, najpierw na Pawiak, potem do Oświęcimia, gdzie wybierze śmierć w bunkrze głodowym ocalając młodego więźnia.
Gdy Niemcy prowadzili go do samochodu zdążył jeszcze rzucić w stronę przerażonych braci: - Pamiętajcie o miłości!
Tak kończyła się ziemska misja syna Franciszka i rozpoczynała droga niebieska, która trwa do dziś, a my do niej dołączamy w naszym pielgrzymowaniu dla cywilizacji miłości.

Choć tekst jest niedokończony to jednak zdaje się streszczać całą wizję Maksymiliana na temat zjednoczenia Maryi z Duchem Świętym. Myślałem o tym gdy pisałem ikonę. Tekst jest trudny do zrozumienia bez wprowadzenia w życie i dzieło Maksymiliana, ale może Duch pozwoli go zrozumieć...

„Ojciec rodzi Syna a Duch od Ojca i Syna pochodzi. W tych kilku słowach mieści się tajemnica życia Trójcy Przenajświętszej i wszystkich doskonałości w stworzeniach, które nie są niczym innym jak echem różnorodnym, hymnem pochwalnym w różnobarwnych tonach tej pierwszej najpiękniejszej tajemnicy. Słowa wzięte ze słownika stworzeń niech nam posłużą, bo innych nie mamy, choć zawsze pamiętać musimy, że to bardzo niedoskonałe słowa. Kim Ojciec? Co stanowi Jego istotę? Rodzenie, że rodzi Syna, od wieków na wieki zawsze rodzi Syna. Kim Syn? Rodzonym, że zawsze i od wieków rodzony przez Ojca. A kim Duch? Owocem miłości Ojca i Syna. Owocem miłości stworzonej to poczęcie stworzone. Owocem zaś miłości i pierwowzoru tej miłości stworzonej to też nic innego, jak tylko poczęcie. Duch więc to poczęcie niestworzone, przedwieczne, pierwowzór wszelkiego poczęcia życia we wszechświecie. Ojciec więc rodzi, Syn jest rodzony, Duch jest poczynany i to jest ich istotą, którą się różnią nawzajem. Jednoczy zaś Ich ta sama natura. Boskie istnienie istotne. Duch więc to poczęcie przenajświętsze, nieskończenie święte, niepokalane”.

sobota, 19 maja 2012

Prośba

(Modlitwa przed przystąpieniem do pracy nad ikoną św. Trójcy)

Panie mój! Trójjedyne Światło!

Podnosząc rękę do wyrażenia Twojego Pokoju doświadczam nędzy mojej grzeszności. Niech będzie w niebie wybaczona pycha słabego stworzenia, w której ośmielam się prosić o łaskę stanięcia przed Majestatem Tronu Najwyższej Miłości, nie nazwanej ludzkim słowem. Nigdy nie dostąpię tu na ziemi mądrości aby ogarnąć Ciebie ani inteligencji żeby przeniknąć Twoją tajemnicę, ani pokoju aby bez lęku stanąć przed Tobą, w Trójcy jedyny Boże!
Dlatego w słabości mojej proszę najpokorniej: Weź moją dłoń i zanieś ją na Górę Przemienienia. Daj jej prowadzenie aby w całkowitej zgodności i zespoleniu z Twoją mocą i Twoją świętą wolą wyraziła to, co w Twojej hojności gotów jesteś dopuścić i zesłać. Proszę o cud otwarcia nieba i o światło na tą samotną drogę powstawania z prochu ziemi do jasności Twojej Prawdy. Kieruj duszą i ciałem sługi Twego aby mógł godnie oddać widzialny znak niewidzialnego. Nie mam talentu ani mocy. Nie mam warunków godnych tej pracy. Mam jedynie wolę trwania przy Tobie i wkonywania Twoich poleceń. Mam ją od Ciebie, wylaną na Chrzcie Świętym, w obecności mojego patrona, św. Andrzeja, męczennika, do którego wstawiennictwa teraz się uciekam. Niech to, co ma przyjąć drzewo, zajaśnieje ku chwale, radości i upiększeniu Twojego Świętego Kościoła. Amen.

piątek, 11 maja 2012

Zaufać



ZAUFAĆ BOŻEMU MIŁOSIERDZIU

Fragment wywiadu, który ukaże się w wakacyjnym numerze pisma „Sygnały troski”

Rozmowa z Romanem Zięba – pielgrzymem, który w 2011 roku przez 120 dni wędrował samotnie z Jerozolimy do grobu św. Franciszka we włoskim Asyżu. Szedł żeby upamiętnić XXV rocznicę pierwszego międzyreligijnego spotkania i modlitwy o pokój, które odbyło się na zaproszenie papieża Jana Pawła II w dniu 27 października 1986 roku. 


-       Na portalu pielgrzymujących pieszo uderzyło mnie zdanie, które jest niejako mottem: „Prawdziwa pielgrzymka liczy 40 centymetrów. Tyle dzieli rozum od serca.” Czym dla Ciebie jest pielgrzymka i pielgrzymowanie?

-      Słowo pielgrzymowanie wywodzi się od łacińskich słów per agros i oznacza tego, który idzie przez pole, poza miejscem swojego zamieszkania. Pielgrzym to ktoś, kto coś przekracza, także pewną granicę w sobie. Droga od rozumu do serca, czyli ta osobista pielgrzymka nie musi rozgrywać się na jakiejś wielkiej przestrzeni i liczyć setki czy tysiące kilometrów. Tu bardziej chodzi o przekroczenie w sobie pewnej granicy niemocy, niewiary. Dzięki pielgrzymkom odkrywam prawdę o sobie, czyli Boga, który jest Prawdą. On przychodzi do człowieka podczas pielgrzymowania, bo życie człowieka jest pielgrzymowaniem. Moja pielgrzymka wciąż trwa.

-      Czego nauczyło Ciebie pielgrzymowanie?

-      Pielgrzymowanie uczy mnie zaufania, czyli zawierzenia i przyjmowania tego, co dostaję. To, że zaufam, wcale jeszcze nie oznacza, że dostanę to, czego pragnę, bo dobre dla mnie może być coś zupełnie innego niż sobie wyobrażam. To jest tajemnica, która stale jest przede mną. Pielgrzymka jest odkrywaniem tego, co naprawdę ma dla mnie najlepszego Bóg.

-      Czego doświadczyłeś w drodze do Asyżu?

-      Doświadczyłem Bożego prowadzenia idąc bez pieniędzy, bez zabezpieczeń, nawet bez namiotu, bo było mi za ciężko i zostawiłem go na Pustyni Judzkiej. Zawierzyłem Bożemu Miłosierdziu i Ono mnie prowadziło. Było wiele trudnych sytuacji, ale nigdy nie byłem w beznadziejnym kryzysie.

-      Co oznaczało w praktyce, że zawierzyłeś Bożemu Miłosierdziu?

-      Boże Miłosierdzie jest stałą obecnością Boga przy mnie. Dostrzegałem Go w ludziach, którzy mi pomagali. Pukałem do drzwi muzułmanów, żydów, różnych chrześcijan po drodze: Greków, Turków, Ormian, Kurdów, Bułgarów, Macedończyków, Albańczyków, Włochów i oni mi otwierali drzwi swoich domów. Widzieli kogoś, kto wieczorem stoi z kijem w dłoni i pyta czy mógłby dostać nocleg i coś do jedzenia. Gdy szedłem miesiąc przez Turcję w Ramadanie, wieśniacy dawali mi chleb, choć sami pościli od świtu do zmierzchu.

-      Jak ludzie reagowali na Twój widok?

-      Niektórzy nie dawali mi bezpośredniego wsparcia, być może ze strachu przed obcym, który nie wiadomo czy nie jest jakimś zagrożeniem dla nich, ale nigdy nie było wrogości. Zadziwili mnie Palestyńczycy, muzułmanie, którzy okazali się ludźmi otwartymi i bardzo serdecznymi. W ich kulturze pielgrzymowanie i czyny miłosierdzia są niezwykle ważne, stąd dostałem od nich bardzo wiele. Tak było w Albanii, w Turcji, na Cyprze i w Ziemi Świętej. Boże Miłosierdzie odnajdywałem w sercach tych ludzi, którzy pomagali mi na pielgrzymim szlaku.

-      Dziękuję za rozmowę.


Rozmawiała Sylwia Sułkowska z Naczelnej Redakcji Programów Katolickich Polskiego Radia


Cała rozmowa zamieszczona zostanie na płycie CD dołączonej do „Sygnałów troski”.